Kordian Wójs ma zostać prawą ręką Jarosława Araszkiewicza FOT. JACEK KOZIOŁ/ARCHIWUM
- Piłkarze Sandecji Nowy Sącz od nowego sezonu będą biegać tak szybko jak zawodnicy włoskiego Udinese?
- Informacja o mojej pracy w Nowym Sączu pojawiła się za wcześnie, bo jestem jeszcze w trakcie negocjacji. Nie jest przesądzone, że będę w tym klubie na pewno, ale jeżeli do tego dojdzie - a nie ma jakiś dużych rozbieżności - to piłkarze będą biegać na tyle, na ile będą w stanie. Jeśli dogadam się z władzami klubu, to na pewno zespół zostanie dobrze przygotowany. Pracowałem już z Jarosławem Araszkiewiczem. Wiem, że współpraca będzie dobrze się układać i zobaczycie to na boisku.
- Jak wspomina Pan staż w znanym włoskim klubie?
- Nie trenowałem bezpośrednio z pierwszym zespołem, ale rozmawiałem z ludźmi, którzy tym się zajmują. Widziałem rzeczy od tzw. kuchni. Podpatrywałem strukturę treningu, obciążenia. Dowiedziałem się, w którą stronę zmierza dziesiejszy futbol. To cenne doświadczenie.
- I teraz przeniesie Pan to do Nowego Sącza?
- Dzięki pobytowi we Włoszech w pewnych rzeczach się utwierdziłem, jednak bazuję na nich od kilku lat. Przekonałem się, że nadal trzeba iść w tę stronę i że to żaden przypadek. Jestem przekonany do tego, co robię. Mam swój cel.
- Co nowego jako trener przygotowania fizycznego wprowadzi Pan do zajęć?
- Każdy ma być monitorowany. Będą przeprowadzane badania pod względem wydolności i po tym zostaną dobrane obciążenia. Każdy dzień napisze scenariusz na następny. Piłkarz po każdym treningu przejdzie monitoring. Wszystko zostanie zczytane. Będzie widać, jaką pracę, kto wykonał. I tak krok po kroku. W Sandecji był monitoring. Wiem, że mogli sprawdzić pracę serca w trakcie wysiłku, ale wszystko było robione powierzchownie. W okresie przygotowawczym trenerzy sami to wykonywali. Jeśli jednak trener jest sam... Trzeba powiedzieć, że nie da się być specjalistą od wszystkiego.
- Na czym tak naprawdę będzie polegać Pana praca?
- Trener od przygotowania decyduje o tym, jak zawodnicy będą szybko biegać, jak długo, jak skakać i tak dalej. To taka prawa ręka szkoleniowca. Funkcję musi pełnić ktoś bardzo zaufany. Pierwszy trener pozostawia pewną dowolność. Mówi jednak: "Chcę zrobić dziś to i to, a ty dopasuj wszystko tak, żeby miało przełożenie na mecz mistrzowski". U nas trener od przygotowania fizycznego kojarzy się z tym, że asystent przekłada pachołki, a on prowadzi rozgrzewkę. Jest w głowach ludzi taki wzór.
- Jeżeli gołym okiem będzie widać, że schodząc w przerwie z murawy piłkarze oddychają rękawami, to będzie Pana wina?
- Jeżeli trener od przygotowania ma wolność w pracy, a zespół szybkościowo odbiega od rywala i nie wytrzymuje meczu, to jest wina przygotowań.
- To Jarosław Araszkiewicz zgłosił się do Pana czy było odwrotnie?
- Zawsze jesteśmy na telefonach. Nawet kiedy razem nie pracujemy, dzwonimy do siebie. Jeśli tylko mogę mu pomóc, pomagam. W każdym razie zadzwonił do mnie i zapytał, czy jeżeli on zostanie trenerem Sandecji, to ja będę zainteresowany współpracą. Powiedziałem, że do 30 czerwca mam ważny kontrakt w Resovii i jeżeli potem trafi się coś fajnego, to nie mówię nie.
- Co na to władze tamtego klubu?
- W środę byłem u prezesów w Rzeszowie i pytałem, czy mogę szukać nowej pracy. Dostałem zielone światło i mogę podejmować ostateczne decyzje. W Resovii nie będę brany pod uwagę. A Nowy Sącz? Zostały drobne sprawy do omówienia. Jeżeli Sandecja będzie konkretna, to jest spora szansa, że będę w tym klubie pracował.
Rozmawiał ŁUKASZ MADEJ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?