Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idealny wyborca

Redakcja
W niektórych krajach socjalistycznej wspólnoty zdarzały się okręgi o stuprocentowej frekwencji, co oznaczało, że tamtejsze społeczeństwo było wyjątkowo zdrowe, i to nie tylko politycznie. W dniu wyborów nikomu nie wyskoczyła powalająca z nóg grypa, nikt nie upił się do nieprzytomności, wreszcie nikt nie umarł, co było dowodem najwyższego stopnia społecznej świadomości i samokontroli.

Idealny wyborca powinien przede wszystkim głosować, czyli - jak się kiedyś mówiło - iść do urny. W dawnych czasach, kiedy Polskę zaludniali nieomal wyłącznie idealni wyborcy, frekwencja wynosiła 99,7 proc. uprawnionych do głosowania, a na listę FJN padało 99,6 proc. głosów, urny przychodziły do wyborców. Obłożnie chory, niedołężny i bardzo stary elektorat był odwiedzany przez komisje wyborcze, które taszczyły ze sobą, nie bez pomocy harcerzy, przenośne, chciałoby się rzec polowe, urny.
   Rzecz dziwna, ale w niektórych kapitalistycznych krajach głosowanie jest prawnym obowiązkiem. Podobne rozwiązanie w Polsce nigdy się nie przyjmie, bo my, srebrni, wolni ptacy, czego jak czego, ale wszelkiego przymusu nie znosimy. Gdyby komuś bardzo zależało na frekwencji, powinien zabronić głosowania, a wtedy Polacy masowo rzuciliby się do urn.
   Jakimi jeszcze cechami, oprócz chęci głosowania, powinien odznaczać się idealny - oczywiście idealny z punktu widzenia polityków - wyborca? Przede wszystkim powinien być naiwny.
   Naiwny człowiek to taki, który zaczepiony przez śniadego, kaleczącego polszczyznę cudzoziemca, w rzeczywistości zazwyczaj Cygana spod Nowego Targu, kupuje od niego rulon kilkupensówek, uważając, że to carskie ruble. Bez naiwnych ludzi nie byłoby ani ulicznych oszustów, ani graczy w trzy karty, ani firm, które rozsyłają pisma następującej treści: "GRATULUJEMY! Jesteś jedną z trzech osób, które mogą wygrać 500 000 złotych! Wystarczy, że kupisz nasz komplet pozłacanych, elektroniczno-ekologicznych garnków do prażenia kukurydzy". Naiwny kupuje i oczywiście nie wygrywa. Podobnie ma się rzecz z wyborami. Naiwny wyborca bierze dosłownie wszystko, co mu powiedzą kandydaci na parlamentarzystów i już się cieszy na wyższą emeryturę (albo przynajmniej taką samą, jeżeli grozi jej obniżenie), na niższe podatki i na gruszki na wierzbie rosnącej w jego ogródku.
   Naiwności może - chociaż nie musi - towarzyszyć inna cecha - łatwe uleganie nastrojom. Żaden z kandydatów, żadna partia nie mówi: Głosujcie na nas, bo i my wreszcie chcemy się najeść po uszy. W waszym interesie będziemy pobierać poselskie diety, w waszym interesie zajmować ministerialne stołki. Dla was zasiądziemy w radach nadzorczych, dla was zrobimy przekręty, o jakich jeszcze nikt nie słyszał. Nie, każdy kandydat, każda partia, wszystko robi dla Ojczyzny. Polska, nieustannie deklinowana, jest najwyższym dobrem. Jeżeli coś takiego usłyszy ulegający nastrojom wyborca, jeżeli na dodatek na wietrze załopocą narodowe flagi, a orkiestra rąbnie Mazurka Dąbrowskiego - jest kupiony. Bo ulegający nastrojom wyborca nie pamięta - właśnie dlatego, że ulega nastrojom - iż barwy i hymn, chociaż niby chroni je prawo, w rzeczywistości są bezbronne. Każdy może ich używać, nawet nadużywać, o czym na podstawie lektury "Bartka zwycięzcy" powinien wiedzieć przeciętny absolwent szkoły podstawowej. Rzeczonemu Bartkowi o wiele przyjemniej szło wbijanie bagnetów we francuskie brzuchy, jeżeli tej czynności towarzyszyła polska melodia grana przez pruską orkiestrę wojskową.
   Czasami nadużywanie narodowych symboli może się mścić. Andrzej Lepper sprawił sobie i swoim komiltonom krawaty w białe i czerwone pasy, co miało wyglądać patriotycznie, a wygląda groteskowo, niczym długie, paskowane cukierki, jakie kiedyś kupowało się w prywatnych sklepikach celem zawieszenia na choince. W dodatku Andrzej Lepper nie wie, że w Krakowie i okolicach taki zwis męski (a jakże, tak zwał się krawat w języku handlowców PRL) kojarzy się z Cracovią, dlatego Samoobrona nie może liczyć na głosy zwolenników Wisły, którym dodatkowo źle się zapewne kojarzy nazwa ugrupowania. Piłkarscy kibice o wiele bardziej od samoobrony cenią sobie atak.
   Żeby wyborca zbliżał się do ideału, musi być wkurzony. Nie wściekły, nie totalnie obrażony na politykę, bo taki dostaje ataku szału na widok urny, ale wkurzony. Nie ma nic lepszego dla opozycji niż wkurzenie na rządzących, a o to zawsze łatwo, bowiem rządzący odpowiadają za wszystko. Wkurzenie należy podtrzymywać, tak jak podtrzymuje się ognisko - wsuwając w ogień suche drewno faktów. Trzeba jednak baczyć, aby płomienie nie buchały zbyt wysoko, łacno się może bowiem zdarzyć, iż poparzą nie tego, kogo powinny poparzyć.
   Ważną cechą idealnego wyborcy jest też słaba pamięć. Podobnie jak wkurzenie, słabość nie może przekroczyć pewnych granic, bo wyborca absolutnie pozbawiony pamięci nie przypomina sobie grzechów aktualnie rządzących i w związku z tym jest nie tylko bezużyteczny, ale nawet szkodliwy.
   W polityce nie dojutrkuje się, w polityce trzeba myśleć o przyszłości, dlatego idealny wyborca nie powinien pamięcią sięgać zbyt daleko, wystarczy, aby wspomnieniami docierał wstecz najwyżej trzy, trzy i pół roku. Żeby za cztery lata, podczas następnych wyborów, nie pamiętał składanych mu obietnic.
    Andrzej Kozioł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski