Rafał Stanowski: FILMOMAN
Złote lata dla kina fantastycznego minęły wraz z latami 70. Ten doskonały czas zakończył "Łowca androidów” (1982) Ridleya Scotta – opus magnum gatunku, a zarazem ostatni naprawdę ważny film. Potem SF błąkała się raczej po bezdrożach kinowej galaktyki. Na krótko gatunek odnowili bracia Wachowscy "Martrixem” (1999). To był jednak renesans, który przeminął równie szybko, jak rakieta kosmiczna.
Fanów alternatywnych wizji świata ucieszyła też zapewne niedawna premiera "Igrzysk śmierci”, ekranizacji bestsellera Suzanne Collins o takim samym tytule.
Autorka odwołała się do antyutopii, by przedstawić sugestywną, choć nie do końca oryginalną wizję przyszłości. Ameryka stała się państwem autorytarnym, podzielonym na 12 – nomen omen – dystryktów. Co roku ich przedstawiciele trafiają na arenę walki, by w morderczych igrzyskach walczyć o wygraną. Przeżyć może tylko jedna osoba, przynosząc chwałę swojemu dystryktowi.
Motyw śmiertelnej gry, w której biorą udział bohaterowie, trąca myszką. Pamiętają go widzowie "Tronu” czy "Rollerball”, filmu opartego na powieści Williama Harrisona. Collins, która była również współautorką scenariusza, nie odkrywa więc nowej planety, a raczej powiela dobrze znane trasy. Wyrwanie się jednostek z zamkniętego kręgu kontrolowanej społeczności, ucieczka z nowego wspaniałego świata, to klasyczny motyw, który przenika kino i literaturę, na czele z "Rokiem 1984” George’a Orwella. W filmie można doszukać się też inspiracji "Opowieścią podręcznej”, filmem Volkera Schlondorffa opartym na znakomitej powieści Margaret Atwood.
A jednak "Igrzyska śmierci” ogląda się z przyjemnością. Doświadczony reżyser Gary Ross, autor "Miasteczka Pleasantville”, które poruszało podobne wątki, doskonale czuje się w futurystycznym uniformie. Czuje napięcie wynikające ze zderzenia teraźniejszości z przyszłością.
Najmocniejszymi punktami okazują się zdjęcia Toma Sterna oraz koncepcje graficzne i scenografia. Operator przyjął styl filmowania Paula Greengrassa, obraz często jest kręcony z ręki, trzęsie się, ostrość rozmywa się, dając złudzenie dokumentu. Sugeruje, że jesteśmy świadkami pokazywanych wydarzeń. Bardzo sprytny zabieg, który sprawia, że wnikamy w pokazywany świat.
Mimo fabularnej wtórności byłby to doskonały film. Nie wszystko tu jednak zagrało. "Igrzyska śmierci” rozpadają się na dwie części. Pierwsza to sugestywna, pełna refleksyjnych odniesień wizja ponurej przyszłości. Druga to niestety dość szablonowy survival, którego akcję osadzono w zwyczajnym, dobrze nam znanym lesie. W efekcie widz ma poczucie, że fabuła wyprowadza trochę na manowce.
FOT. FORUM FILM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?