Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Imperialne marzenia. Kto zatrzyma Putina?

Remigiusz Półtorak
Analiza. Putin odsłonił karty. Wiadomo, czego chce – uznania ambicji Rosji jako mocarstwa. Nie wiadomo, jak daleko może się posunąć

Entourage jak za czasów sowieckich. Najbardziej prestiżowa sala na Kremlu, wszyscy wpatrzeni w swojego wodza, co chwilę owacje na stojąco. Gdy Władimir Władimirowicz doszedł do kulminacyjnego punktu, „oficjalnego” wniosku o przyjęcie Krymu do Federacji Rosyjskiej, niejedna łezka zakręciła się w oku. Operator kamery sprawnie to wychwycił, zapewne nieprzypadkowo.

Bo tu w ogóle nie ma przypadku. Putin realizuje to, co sobie wymyślił. Albo inaczej – to, o czym jest przekonany; że NATO próbuje okrążyć Rosję i zdobywać kolejne przyczółki, które od wieków należały do rosyjskiej strefy wpływów. Co więcej, skutecznie sączy to do świadomości mieszkańców, jeśli za punkt odniesienia przyjąć bezkrytyczną propagandę lejącą się z podporządkowanych Kremlowi mediów i entuzjazm, z jakim przyjmowane są słowa prezydenta.

W niezwykle konfrontacyjnym wystąpieniu, utrzymanym w zimnowojennej retoryce, nie chodziło jednak o Krym. Putin wreszcie jasno powiedział, jaki ma cel i dlaczego rozprawa na Ukrainie to wojna o strategicznym znaczeniu. Dla Rosjan bardziej strategicznym niż Zachód sobie wyobrażał.

Kluczowe w rozumowaniu Putina są tu niewątpliwie stwierdzenia, że „na Ukrainie granice zostały przekroczone” (sic!), że „trzeba uznać fakty – Rosja jest aktywnym członkiem życia międzynarodowego”, a przede wszystkim – że Moskwa nie mogła pozwolić, aby „w Sewastopolu stacjonowała flota NATO”. Ot, cała mocarstwowa filozofia.

Problem z dyktatorem, który jawnie śmieje się w oczy i kpi z ustalonych reguł prawa międzynarodowego, jest jednak taki, że cokolwiek powie rano, wieczorem może zrobić coś przeciwnego. Jeśli dzisiaj mówi, że Rosja nie chce dalszych podziałów Ukrainy, to jego wiarygodność jest znikoma. Tylko bowiem pełzająca destabilizacja na wschodzie Ukrainy, podsyłanie prowokatorów i przekonywanie, że nowy rząd sobie nie radzi – może oddalić europejskie zapędy władzy w Kijowie. Tak niewątpliwie myślą na Kremlu. I takie były prawdziwe intencje ostatniej „propozycji”, aby iść w kierunku federalizacji i większej autonomii dla ukraińskich regionów.

Putin przejął inicjatywę, to fakt. Ale było to możliwe za przyzwoleniem Zachodu. Najpierw przez lata Unia nie reagowała, gdy rosyjski przywódca bezwzględnie pacyfikował niepokornych, teraz wprowadza sankcje, które już są odbierane przez wiele środowisk jako groteskowe. Bo dotyczą najczęściej polityków drugoligowych. Twardsi pod tym względem okazali się Amerykanie, ale na Kremlu od razu pojawiły się głosy, że Rosjanie traktują te sankcje jak filmowe Oscary. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, a ile pozy.

Tymczasem tu potrzeba silnej ręki. Dokładnie takiego zdecydowanego zachowania jak prezentuje Putin. Dzisiaj jego siła polega na tym, że nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi i mając mało asów w rękawie, pręży muskuły i wywiera presję psychologiczną. Sprawia przez to wrażenie znacznie mocniejszego niż jest, sprytnie ukrywając, że Rosja ma niewiele światu do zaoferowania. Poza surowcami, bronią i wódką, nie produkuje tak naprawdę nic. Mimo to Zachód daje się zapędzać w kozi róg.

Ryzyko jest takie, że Putin będzie to interpretował jako chroniczną słabość. Wtedy drzwi do kolejnych aneksji i destabilizacji pozostaną ciągle uchylone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski