MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Impreza EXPOrtowa

Redakcja
Ostatni piątek kwietnia był pierwszym dniem mającego trwać sześć miesięcy EXPO w Szanghaju. Po raz pierwszy liczącą 159 lat imprezę organizuje kraj rozwijający się. Wystawy 189 krajów i 57 organizacji ma odwiedzić co najmniej 70 milionów osób. Tyle liczby.

Dawid Juraszek: CHIŃSKI SYNDROM

Cel jest jeden - pokazać się. "Proszę sobie wyobrazić, co pomyśleliby sobie Chińczycy, gdyby nas tu nie było" - powiedział BBC pewien australijski dyplomata. Trafił w sedno. Trudno o bardziej banalne stwierdzenie niż to, że obecność na rynku i w świadomości rodzącego się supermocarstwa to dzisiaj nieomal imperatyw dla krajów i przedsiębiorstw. Ignorowanie Chin to więcej niż błąd - to bojkot, prowokacja, wypowiedzenie wojny. Przyciągające wzrok, pełne atrakcji pawilony mają udowodnić, że wszystkim zależy na zwróceniu uwagi Chińczyków. To w końcu oni stanowić mają 95 proc. odwiedzających.

Ale pokazać się chcą także same Chiny. Ba - przede wszystkim Chiny. Impreza ma dowieść, że Państwo Środka czuje się pewnie na arenie międzynarodowej i w światowej gospodarce.

W świetle tego wszystkiego pewnym rozczarowaniem jest fakt, że na razie największym powodzeniem wśród odwiedzających cieszy się pawilon... chiński. Bardziej od obcych krajów interesuje Chińczyków to, czy ich kultura zalśni wystarczająco mocnym blaskiem. A zatem Chińczycy będący na miejscu od zgłębiania prezentacji obcych krajów wolą zapoznawać się z własną, obcokrajowcy zaś w przeważającej mierze zapoznają się z Expo za pośrednictwem mediów, niemogących z oczywistych względów przekazać wszystkiego, co impreza ma do zaoferowania.

A zresztą może to i dobrze? Bo nie wszystko idzie tak gładko, jak chcieliby organizatorzy.

Przede wszystkim na razie zawodzi frekwencja. Pomimo nowoczesnego blichtru władze wciąż zdają się działać zgodnie z przekonaniem, że jak za starych dobrych czasów wystarczy coś zadekretować i ogłosić, by korne społeczeństwo gremialnie ruszyło wypełniać plan. Tymczasem z pół miliona biletów na otwarcie, które według organizatorów rozeszły się jak świeże bułeczki (czy raczej "stuletnie jaja"), wykorzystanych zostało zaledwie 207 tysięcy. Przypominają się pustki na widowniach podczas igrzysk w Pekinie, gdzie również cały naród miał ruszyć z radością wypełniać patriotyczny obowiązek. Wygląda na to, że władza wierzy we własną propagandę "chińskiej duszy", choć rosnący poziom życia i przemiany społeczne już od dłuższego czasu przekładają się na coraz wyraźniejszą indywidualizację obywateli, którzy kierują się przede wszystkim własną, nie narodową korzyścią. I boi się, że coś może zburzyć ten budowany pieczołowicie wizerunek.

W weekend miałem okazję odwiedzić Hongkong i porównać informacje o EXPO w anglojęzycznych mediach chińskich i hongkońskich. Te ostatnie, choć Hongkong już w 1997 r. "wrócił do macierzy", pozostają wciąż w dużej mierze niezależne od oficjalnej polityki medialnej rządu. I tak, gdy rządowy dziennik China Daily przytaczał bombastyczne opinie chińskich komentatorów o szansie, jaką Expo stanowi nie tylko dla Chin, ale i całego świata, hongkoński South China Morning Post cytował mieszkańców Szanghaju znużonych wszechobecną propagandą. Gdy rządowe media informowały o pełnych entuzjazmu rzeszach odwiedzających, hongkońscy dziennikarze pisali o 15 procentach mieszkańców skwapliwie korzystających z wydłużonego weekendu, by opuścić miasto na czas pierwszych dni wystawy. Gdy oficjalne doniesienia podkreślały korzyści rozwojowe dla Szanghaju, artykuły w bardziej niezależnej prasie przytaczały wypowiedzi szanghajczyków mających powyżej uszu ciągłych prac budowlanych, zmieniających życie w mieście w pasmo utrudnień.
Ale najbardziej strach Pekinu przed rysami na wymarzonym wizerunku "doskonałej organizacji imprezy" widać było w relacjach telewizyjnych. Gdy rządowy kanał anglojęzyczny CCTV 9 informował w kółko, jak prezydent Hu Jintao wita szanowne delegacje, a Chińczycy grzecznie stoją w kolejkach, któraś z telewizji hongkońskich pokazała brutalne przepychanki i awantury w usiłującym zdobyć bilety tłumie.

Igrzyska miały oszołomić świat. I tak się stało, ale towarzyszące im wydarzenia - od poważnych, jak stłumienie protestów w Tybecie, po drobniejsze, jak zastąpienie ładnie śpiewającej, ale nie dość ładnie wyglądającej dziewczynki inną, urodziwszą, a więc bardziej pasującą do olśniewającej ceremonii otwarcia - pozostawiły niesmak. Póki Pekin nie wyleczy się z obsesji "utraty twarzy", póty nawet największe sukcesy okupywać będzie podejrzanym smrodkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski