Najstarszy obraz, jaki Andrzej J. Chendyński zapamiętał ze swego dzieciństwa, jest zarazem najstraszniejszy. „Prawdziwa makabra”. On ma pięć lat, jego brat Michał ledwie trzy. Obaj bracia są w sierocińcu w Kattakurganie, mieście w Uzbekistanie. Wcześniej w Sowietach stracili matkę i trzeciego brata Józka, czyli Ziuka. Tak się go wołało w ich przedwojennym Lwowie.
Autor: Oskar Nowak
Młodszy mówi, że chce uciekać z przytuliska. Wymykają się przez zarośla i rowy z wodą, wśród wysokich morw (na jednej z nich widzą pilnującego okolicy polskiego żołnierza, udaje się im zmylić jego czujność). Docierają do uzbeckiej wioski. Tam jednak napadają ich miejscowi, odbierają ubrania i na golasa wypędzają ze wsi. Chłopcy nie mają wyjścia, muszą szukać pomocy u wojskowego. Ten im nie odpuszcza, odprowadza ich pod opiekę dorosłych. Z powrotem do sierocińca.
- Później Michał się rozchorował na dyzenterię, rozdzielono nas. Ja ruszyłem w drogę do Meszhedu. On został w Kattakurganie. Dopiero długo, długo potem dowiedziałem się, że zmarł podczas podróży przez Morze Kaspijskie. Jego ciało wrzucono do wody. Tam ma swój grób - opowiada Andrzej J. Chendyński, organizator zjazdów sybiraków, którzy otarli się o obóz w Valivade-Kolhapur, położony około 300 kilometrów na południe od Bombaju, w będących wówczas jeszcze brytyjską kolonią Indiach. Przez ostatni tydzień ponad pół setki sybiraków z całego świata - m.in. z RPA, Kanady, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii - wspominało tamte czasy w Krakowie. A naprawdę jest co wspominać...
Rzeka, słońce, Gandhi
- Indie to był czas ogromnej radości. Wreszcie nie musieliśmy się martwić, że będziemy głodni, że matki nie będą miały co do garnka włożyć - mówi Lech Trzaska, którego z rodziną w czerwcu 1940 r. wywieziono na Wschód. Było tak, że po wakacjach spędzonych na Huculszczyźnie i wkroczeniu Armii Czerwonej na Kresy, rodzina schroniła się w Stanisławowie.
- Sowieci ogłaszali, że szukają tych, którzy chcą wrócić do Polski. Matka się zgłosiła. I pojechaliśmy, ale w drugą stronę... - opowiada Lech Trzaska.
Polscy zesłańcy wyszli ostatecznie z Syberii z armią gen. Władysława Andersa po tym, jak w lipcu 1941 r. przywrócono stosunki dyplomatyczne między Polską a Związkiem Sowieckim (układ Sikorski-Majski). Poprzez m.in. Iran część z nich trafiła do Indii. Powstało tam kilka obozów dla uchodźców, w tym największy właśnie w Valivade. Były tam bungalowy z kuchnią, łazienką i werandą; szkoły, szpital, zbudowano kościół. Prężnie działał Związek Harcerstwa Polskiego, w którym udzielał się m.in. Zdzisław Peszkowski, wówczas żołnierz armii gen. Andersa, później duchowny, m.in. kapelan Rodzin Katyńskich. Dla dzieci z Valivade po prostu „druh Ryś”.
- Valivade to był czas zupełnej beztroski. Nie lubiłem się uczyć, byłem typowym lwowskim baciarkiem. Radość, słońce, rzeka. Ale jedno, co mi wpojono tam na całe życie, to wiara w Boga. Nigdzie indziej nie śpiewano „Boże coś Polskę”, jak wtedy w Valivade - mówi Andrzej J. Chendyński. Pamięta też, że w obozie bywała m.in. Umadevi, czyli Wanda Dynowska, bliska współpracownica walczącego o wolność Indii Mahatmy Gandhiego. - Sam Gandhi nigdy obozu nie odwiedził, choć miałem nadzieję, że do nas przyjdzie ze swoją kozą i wsparty na drewnianym kiju - uśmiecha się Chendyński.
Coraz, coraz mniej
Andrzej J. Chendyński wrócił do Polski w 1948 r. W ojczyźnie czekał już na niego ojciec, który przeżył wojnę i odnalazł go dzięki Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi. W tym samym czasie Indie opuszczał Lech Trzaska: - Robiono nam kółka na głowie i pytano: „Dokąd jedziecie, do Sowietów? Przecież Polski nie ma!”.
Takie właśnie m.in. rzeczy opowiadają sobie podczas zjazdów Polaków z Indii. Na terenie Polski odbywają się one od 1992 r., wcześniej spotykali się m.in. w Kanadzie. Tyle że z roku na rok jest ich coraz mniej. Minęły czasy, gdy po 300 osób przyjeżdżało do Ontario czy Częstochowy. To na Jasnej Górze był z nimi „druh Ryś”, czyli ks. Peszkowski. Zawsze też zapraszali na spotkania kolejnych ambasadorów Indii w Polsce. - Hindusi żyją krótko, jesteśmy więc może jedynymi świadkami odzyskania przez Indie niepodległości w 1947 r. Mówili nam wtedy: „Wy też się doczekacie wolnej Polski” - opowiada Chendyński.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?