Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inspektor Tomasz Miłkowski: Szykujemy się na dwa miliony ludzi

Marcin Banasik
Marcin Banasik
Inspektor Tomasz Miłkowski
Inspektor Tomasz Miłkowski Fot. ANNA KACZMARZ
Policja. Nowy szef małopolskich policjantów zapewnia, że polityka nie miała wpływu na jego nominację. Inspektor TOMASZ MIŁKOWSKI opowiada o tym, dlaczego nie mógł odmówić awansu, jak niechęć do wojska zrobiła z niego policjanta i jak radzi sobie z rodzinną rozłąką.

- W komendzie głównej dużo dzieje się w ostatnim czasie. Inspektor Zbigniew Maj, który złożył wniosek o Pana powołanie na komendanta małopolskich policjantów, był szefem policji tylko dwa miesiące. Nie obawia się Pan o swoje stanowisko?

- Nie mam powodu się bać. Najpierw muszę coś zrobić albo czegoś nie zrobić, żeby było za co mnie odwoływać. A ja chcę jak najlepiej wywiązywać się ze swoich obowiązków.

- Zamieszanie w policji związane ze zmianą rządów sprawia wrażenie, jakby o awansach policjantów bardziej decydowała polityka niż kompetencje.

- Nie mam takiego wrażenia. Komendant główny jest powoływany przez premiera na wniosek ministra spraw wewnętrznych. To powoduje, że zawsze można doszukiwać się intencji politycznych. Ostatnie powołania zawsze dotyczyły funkcjonariuszy z wieloletnim stażem. Trudno uznać, że jest to jakaś trampolina, która ma przyśpieszyć karierę funkcjonariuszy na niższych stanowiskach. Dziennikarze mogą doszukiwać się politycznych wątków, nie twierdzę jednak, że słusznie. Zresztą, na poziomie województw codziennie wykonuje się tysiące spraw, tu nie ma czasu na politykę.

- Rozumiem, że został Pan powołany na szefa małopolskich policjantów dlatego, że ktoś uznał, iż dzięki Panu będzie tu bezpieczniej niż za poprzedniego komendanta. W czym jest Pan lepszy od inspektora Mariusza Dąbka?

- Takie pytanie można zadać każdemu komendantowi przede mną. Nie chodzi o to, że trzeba coś zrobić źle, ani o to, że ktoś inny będzie lepszy.

WIDEO: Nowy komendant policji w Krakowie

Autor: Marcin Banasik

- To o co chodzi?

- Przychodzi czas, że zmian się po prostu dokonuje. Wcześniej też miały miejsce zmiany komendanta głównego. Czy z tego wynika, że ktoś oceniał na przykład ówczesnego komendanta Andrzeja Matejuka źle, a do komendanta Marka Działoszyńskiego podchodził z założeniem, że będzie lepiej? Nie. Taka jest logika funkcjonowania policji. Tak naprawdę mało kto z nas jest więcej niż kilka lat na stanowisku komendanta.

- To pokazuje, że polityka ma tu jednak duże znaczenie.

- Nie. Ja myślę, że jest to praca z dużym poziomem stresu i odpowiedzialności. W Małopolsce komendant zarządza grupą 9,5 tys. funkcjonariuszy i pracowników, którzy mają zapewnić poczucie bezpieczeństwa około 3 mln mieszkańców i kilku milionom turystów. Przy tak dużej liczbie spraw można się szybciej wypalić zawodowo. Gdybym był działaczem partii i rok temu wstąpił do policji, to można by użyć takiego argumentu. Tak jednak przecież nie jest. Nie wiązałbym policjantów z polityką.

- Od kogo dowiedział się Pan o awansie?

- To był telefon z komendy głównej, ale od kogo, nie pamiętam.

- Jak Pan zareagował?

- Na pewno był to miły moment. To awans służbowy. Wprawdzie o jeden szczebel, ale jednak duży awans.

- Nie czuł się Pan zaskoczony? Nie pytał Pan, dlaczego ja?

- Nie mam sposobności ani śmiałości pytać ministra i komendanta głównego, dlaczego ja. To oni wiedzą, dlaczego mnie wybrali.

- Można odmówić awansu?

- Teoretycznie tak. My zawsze jednak żartujemy, że można powiedzieć nie, ale to będzie ostatni raz, kiedy się taką propozycję dostaje.

- Jak Pana rodzina reaguje na przeprowadzki?

- Na szczęście oni się nie przeprowadzają. Mam trzech synów w wieku szkolnym. Żona pracuje jako nauczycielka. Technicznie byłoby to trudne.

- Pięć dni w pracy, a weekendy w domu?

- Czasami pracuje się siedem dni w tygodniu, dlatego wiele zadań w prowadzeniu domu przechodzi na żonę. To nie jest łatwe, ale taki wybrałem zawód. Od domu dzieli mnie około 100 kilometrów. Jeśli trzeba, wsiadam w samochód i jadę do rodziny, choćby na godzinę.

- Minister spraw wewnętrznych zapowiedział, że policjanci na stanowiskach kierowniczych, którzy pracę zaczęli przed 1989 r., powinni odejść ze swoich stanowisk. Jakie jest zagrożenie, że przez to małopolska policja straci część wykwalifikowanej kadry?

- Minister Mariusz Błaszczak zawsze podkreśla, że takich osób nie powinno się awansować, a nie zwalniać. Z tego punktu widzenia, nie ma żadnego zagrożenia. W moim garnizonie odeszło ze służby czterech komendantów powiatowych i dwóch zastępców komendanta wojewódzkiego. Żaden z nich nie odchodził dlatego, że ktoś powiedział im, iż mają staż rozpoczęty przed 1989 r. Oni sami uznali, i to zanim tu przyszedłem, że już czas na odejście. Z ustawy emerytalnej wynika, że po 30 latach służby uzyskuje się maksymalną wysokość uprawnień emerytalnych, czyli 75 proc. wynagrodzenia. Ci policjanci wiedzą, że nie mogą już liczyć na wyższe emerytury i awanse, więc odchodzą.

- Dlaczego po skończeniu technikum górniczego poszedł Pan jednak do policji?

- Jak większość moich kolegów, nie chciałem iść do wojska. Po skończeniu szkoły średniej możliwości były trzy. Studia, kopalnia i policja. Na studia nie chciałem iść, bo uważałem, że muszę zarobić na swoje życie. Do kopalni mnie nie ciągnęło. Wygrał mundur policyjny, spodobało mi się i tak już zostało.

- Za jakiś czas zaczną wychodzić na wolność pseudokibice skazani w sprawie najbardziej krwawych porachunków na Kurdwanowie i pod Multikinem. Powróci zagrożenie, że bandy kiboli znów zaczną biegać po Krakowie z maczetami.

- Nie sądzę. Tych, którzy będą wychodzić z więzień, będziemy mieli na uwadze. Będziemy czynić wszystko, aby nie wróciły już tak drastyczne czasy jak kiedyś bywało. Najpóźniej w maju zacznie działać w komendzie wojewódzkiej powołany przeze mnie wydział do walki z przestępczością pseudokibiców .

- Światowe Dni Młodzieży. Na jaką liczbę pielgrzymów policja musi się przygotować?

- W kulminacyjnym momencie szykujemy się na dwa miliony wiernych. Nad ich bezpieczeństwem będzie czuwało do 10 tys. policjantów w mundurach.

- Na jakie niedogodności powinien przygotować się przeciętny Kowalski, który przyjedzie do Krakowa na ŚDM?

- Podczas kilku dni uroczystości centralna część miasta prawdopodobnie będzie zamknięta dla samochodów. Parkingi będą zorganizowane w odległości około 2,5 kilometra od miejsc spotkań pielgrzymów. Te trudności są jednak koniecznością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski