MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Instrukcja wyborcza dla działaczy PO

Redakcja
Takimi autokarami zwolennicy Bronisława Komorowskiego jeżdżą po kraju Fot. Grzegorz Hawałej/PAP
Takimi autokarami zwolennicy Bronisława Komorowskiego jeżdżą po kraju Fot. Grzegorz Hawałej/PAP
KAMPANIA. Wędrówka "od drzwi do drzwi" ma zapewnić zwycięstwo Komorowskiemu. Tak przynajmniej sztabowcy i doświadczeni politycy Platformy przekonują ludzi pomagających w prowadzeniu kampanii wyborczej kandydata PO.

Takimi autokarami zwolennicy Bronisława Komorowskiego jeżdżą po kraju Fot. Grzegorz Hawałej/PAP

Wolontariusze zaangażowani w promowanie Komorowskiego - zanim zapukają do naszych drzwi - dowiadują się z wydanej dla nich instrukcji, że "celem wszystkich działań podejmowanych w czasie kampanii jest wygranie wyborów". W osiągnięciu tego celu pomóc im ma przede wszystkim kampania "od drzwi do drzwi". Wiedza zebrana dzięki osobistym kontaktom z wyborcami ma być "pożyteczna w następnych kampaniach". Jednocześnie działacze Platformy uczestniczący w kampanii są ostrzegani, że tego rodzaju akcja ma nie tylko same plusy, ale też minusy. Jakie? Tego wolontariusze się nie dowiadują. Natomiast na postawione pytanie: gdzie prowadzimy akcję? - dostają odpowiedź: "W miastach, miasteczkach i na wsiach", czyli wszędzie. Ale zacząć powinni od dużych osiedli. "Odwiedzamy po kolei wszystkie mieszkania i domy w danym rejonie" - tak nakazuje instrukcja.

Wolontariusze mają przykazane, by nie chodzić samemu, "tak ze względów bezpieczeństwa, jak i wizerunkowych". Koniecznie muszą mieć przy sobie identyfikatory. Kampania "od drzwi do drzwi" ma być starannie zaplanowana, by nie chodzić dwukrotnie w te same miejsca. Co dwa dni odbywają się odprawy wolontariuszy.

"Dzień dobry, reprezentujemy marszałka Bronisława Komorowskiego, kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich" - tak - zgodnie z instrukcją - mają brzmieć pierwsze słowa wypowiadane przez aktywistów PO. Po krótkim oddechu mają paść następne: "Czy zamierza Pan/Pani wziąć udział w wyborach prezydenckich?". Jeśli usłyszą: "Nie", mają zostawić ulotkę (chyba że rozmówca zdecydowanie odmówi) i powiedzieć: Gdyby Pan/Pani jednak zmienił(a) zdanie, proszę rozważyć głosowanie na naszego kandydata.

Jeżeli padnie "Tak", wolontariusze muszą zostawić ulotkę Komorowskiego. "Jeżeli spotkaniu - czytamy w instrukcji - towarzyszy miła atmosfera, prosimy o dane teleadresowe rozmówcy. Nigdy nachalnie, gdyż część deklaracji może mieć charakter zbywający; w myśl zasady: "powiem im, co chcą usłyszeć, żeby już sobie poszli".

Kolejny stopień scenariusza instruktażowego zakłada wariant spotkania z osobą, która deklaruje głosowanie na kandydata PO. Wtedy wolontariusz powinien rozważyć, czy warto takiemu komuś zaproponować udział w kampanii wyborczej lub poprosić o przekazanie ulotki znajomym. W takim wypadku w instrukcji jest rada, by pozostawić większą ilość ulotek. Jednocześnie pada przestroga, by nigdy nie było to więcej niż 5 do 10 sztuk. Dlaczego? "Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś je wyrzuci" - brzmi wytłumaczenie.

Fachowcy ze sztabu PO przewidzieli również scenariusz zachowania na wypadek, gdy w pewnym momencie rozmówca stwierdzi zdecydowanie, że nie będzie głosował na Bronisława Komorowskiego. W takiej sytuacji wolontariusze mają zakończyć rozmowę. "Nie ma czasu na dyskusję z przeciwnikami!" - kończy się uzasadnienie. Jednocześnie podany jest tzw. miękki wariant. "Możemy jedynie przekazać mu ulotkę na zasadzie: może po zapoznaniu się z ulotką zdecyduje się Pan/Pani głosować na Marszałka Bronisława Komorowskiego". Takie zachowanie - jak przewidują fachowcy od reklamy politycznej - wynika z prostej kalkulacji: jak zostawi się ulotkę, to może ktoś z rodziny zdecyduje się oddać głos na Komorowskiego.
Jak mają sobie radzić wolontariusze pytani o kandydata Platformy? Mają mówić rzeczy najważniejsze. Tych nie powinno być więcej niż trzy. "Więcej punktów z reguły nie warto przytaczać, ponieważ nie zostaną zapamiętane". Co jest najważniejsze, to już zależy od oceny rozmówcy przez aktywistę PO.

Jakie są najważniejsze atuty Komorowskiego? Jest doświadczonym politykiem, posłem na Sejm RP od roku 1991, był wiceministrem i ministrem obrony narodowej, wicemarszałkiem Sejmu, a od 2007 r. jest marszałkiem. Wolontariusze mają przypomnieć, że od 10 kwietnia przejął obowiązki głowy państwa. Drugim atutem jest, że Komorowski "od najmłodszych lat" działał w opozycji demokratycznej. Wielokrotnie był aresztowany i skazywany za działalność antykomunistyczną. W stanie wojennym był internowany i skazany przez sędziego Andrzeja Kryżego, wiceministra sprawiedliwości w rządzie PiS. Jest ojcem rodziny (ma pięcioro dzieci "wychowanych w patriotycznym duchu"), dobrym mężem i praktykującym katolikiem. Część z tych atutów ma pokazać wyższość Komorowskiego nad Jarosławem Kaczyńskim, który nie jest ani ojcem, ani mężem, ani też nie ma za sobą "kryminalnej" przeszłości w okresie PRL.

Wolontariusze są uczeni, że w razie dobrego przyjęcia powinni sporządzić krótką notatkę, dzięki czemu "budujemy bazę danych sympatyków na następne wybory". Gdyby w czasie rozmowy pojawiły się ciekawe i użyteczne informacje, np. "na temat plotek rozpowszechnianych na temat naszego kandydata, należy je zapisać i przekazać do sztabu".

W instrukcji jest też miejsce na Pana Boga. Czytamy: "Pan Bóg ma różnych pacjentów, dlatego ważne jest, abyśmy byli przygotowani na sytuacje nadzwyczajne". W praktyce oznacza to zalecenie, by w danym terenie działało kilka osób jednocześnie, pomagając sobie w razie potrzeby. Jasno też podano: "Nigdy nie wchodzimy do domów wyborców!!!". Instrukcja nakazuje przy tym, by zawsze być kulturalnym, nawet na chamstwo reagować spokojnie.

Wolontariusze dostają też rady praktyczne. Mają być uśmiechnięci, mili, kulturalni. "Kiedy otwierają ci drzwi, zrób pół kroku do tyłu" - czytamy. Nie mogą przekonywać przeciwników, bo i tak się to nie uda, a w tym samym czasie "zjednałbyś dwóch niezdecydowanych". Wizyta nie powinna trwać dłużej niż 2 minuty.

Aktywistom PO podawane są dane, mające pokazać, jak skuteczna jest akcja "od drzwi do drzwi". "W 2007 r. w wyborach do Sejmu bez akcji »drzwi do drzwi« w Działdowie (woj. warmińsko-mazurskie) na Krzysztofa Liska oddano 779 głosów (przy 50-procentowej frekwencji). W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. przy frekwencji 20 proc. w tym samym mieście Lisek uzyskał 1371 głosów".

Włodzimierz Knap

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski