MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Intruz na Wawelu

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Bardzo nie lubię tam bywać, i robię wszystko, aby zaglądać tam rzadko, najrzadziej jak się da. Jednak niestety czasem zobowiązana jestem tam się pojawić. Nie są to miłe chwile, bo wiem, że zwłaszcza tacy jak ja - czyli rowerzyści - nie są tam dobrze widziani. To miejsce to Wawel, emanujący wyjątkowo nieprzyjazną aurą, gdzie nic nie można i wszystko jest zakazane.

Fot. Anna Kaczmarz

ROWEREM PRZEZ KRAKÓW: zaprasza Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz

Złośliwi mówią, że Wawel to tak jakby państwo w państwie. I mają trochę racji. Nie tylko dlatego, że budowla jest warowna otoczona murami i bramami, ale także dlatego, że wydaje się, iż panuje tam inne prawo, prawo stanowione przez dyrekcję i tak ułożone by zniechęcać tych, którzy zamierzają tam przyjść.

Na stronie internetowej Wawelu, zostało napisane, że celem działalności tej instytucji jest: zachowanie zabytkowej substancji, odtworzenie przeszłości i włączenie tych wartości w obieg kulturowy. Dalej czytamy, że cele te są realizowane poprzez sześć różnych punktów, z których tylko jeden "upowszechnianie w kraju i zagranicą swych zabytków i wiedzy" może mieć związek z tymi, którzy chcą na Wawel przyjść i coś zobaczyć. Te proporcje pokazują, że zwykły człowiek na Wawelu jest zbędny i tylko przeszkadza w gromadzeniu, chronieniu, konserwowaniu oraz w pracach naukowych i wydawniczych. Bo przecież Wawel, niezależnie od natężenia ruchu turystycznego, jako narodowa instytucja otrzyma zawsze tak samo wysoką dotację z ministerstwa kultury. Po co więc zabiegać, zwłaszcza o względy mieszkańców Krakowa, którzy do zamku bilety kupują dość rzadko? Po co dopieszczać rowerzystów?

Trudno. Obowiązki wzywały, więc posypałam głowę popiołem i jako ten rowerowy intruz ruszyłam na Wawel pochylnią od strony ul. Kanoniczej. Nie planowałam pokonać bramy na rowerze, bo wiedziałam, że nie ma to sensu. Parę lat temu poczyniłam taką próbę, jadąc od ul. Bernardyńskiej: przemknęłam wówczas przez furtkę dla pieszych. Przerażony strażnik wybiegł z wartowni i zaczął krzyczeć, że dyrektor wydał zakaz wjazdu i wprowadzania rowerów. Gdy nie reagowałam rzucił się za mną pędem. Biegł grożąc. W końcu się zatrzymałam, bo żal mi było człowieka, którego zerwałam z kanapy i zmusiłam do ogromnego wysiłku. Na nic zdały się dyskusje, zostałam sprowadzona jak złodziej przed bramę i niewpuszczona z rowerem na Wawel.

Teraz wjechałam pochylnią od strony ul. Kanoniczej. Po lewej stronie tuż przed bramą, znajduje się stojak na rowery. Chociaż, liczba mnoga rowery tu nazbyt optymistyczna, bo stojak ten przeznaczony jest na trzy rowery (tak trzy!). Jest to stojak najgorszy z możliwych, starego typu, gdzie rowery trzeba przypinać za koło, a nie za ramę. Do tego jeszcze odstępy w stojaku między rowerami są tak małe, że gdy dwa skrajne miejsca pozostają zajęte, środkowe trudno wykorzystać. Mnie właśnie zdarzyła się taka sytuacja. Gdy mocowałam się z rowerem, zauważyłam, że stojak nie został przykręcony do podłoża, tylko długim łańcuchem przypięty jest do nieużywanej furtki. Ot, wawelska myśl techniczna!

I na nic się zdadzą działania sympatycznej wicedyrektor Wawelu Danuty Ziernickiej, która stara się jak może by ocieplić fatalny wizerunek tej instytucji: współorganizuje koncerty, przeprowadza konkurs kompozytorski, rozdaje cukierki dzieciom w Dniu Dziecka.

Nadal czuję się intruzem na Wawelu i nie jestem niestety w tym odczuciu odosobniona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski