Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inwałd. Było tu ściernisko, a jest... cały świat w wersji mikro. To centrum rodzinnej rozrywki

Jolanta Tęcza-Ćwierz
Jolanta Tęcza-Ćwierz
Marek Gawęda na tle miniatury sukiennic
Marek Gawęda na tle miniatury sukiennic archiwum
Miniatury znanych budowli, ale też labirynt z żywopłotu, Egipt Horror Show, Dzika Rzeka, po której można spłynąć pontonem, kino 5D i mnóstwo lunaparkowych atrakcji dla dzieci. W Inwałdzie niedaleko Wadowic istnieje prawdziwe centrum rodzinnej rozrywki. Sprawdziła je nasza dziennikarka z córkami.

FLESZ - Kleszcze nie mają szans?

Przygoda zaczyna się już na parkingu. Dzieci nerwowo drepczą w miejscu, piszcząc z podekscytowania. Potem, już z biletami w dłoniach, biegną każde w swoją stronę: na karuzelę beczułki, do małpiego gaju albo do elektrycznych samochodzików. Wiele z nich przystaje tam, gdzie rozmiar ma znaczenie - przed miniaturowymi budowlami, prezentującymi najważniejsze zabytki.

Zaczęło się od marzenia

Park miniatur Świat Marzeń w Inwałdzie powstał przy drodze z Wadowic do Oświęcimia w 2008 roku. Od tego czasu dziesiątki tysięcy dzieci i starszych skorzystały z atrakcji rozmieszczonych na 10 hektarach. Można tu przyjechać, by poczuć adrenalinę na łodzi pirackiej, wrzucić pięciogroszówkę do minifontanny na placu św. Piotra albo zgubić się na chwilę w zielonym labiryncie.

- Staramy się o rozrywkę dla całej rodziny - mówi Marek Gawęda, pomysłodawca i jeden z właścicieli parku miniatur. - Najbardziej nas cieszy taki typ atrakcji, w których mogą brać udział rodzice z dziećmi. W tym roku otworzyliśmy salę wielkich klocków. Z satysfakcją obserwujemy, jak ojcowie z dziećmi budują wielkie domy, do których można wejść, jak się kapitalnie razem bawią. Problem pojawia się wtedy, gdy rodzic decyduje o zwiedzaniu, a dziecko nadal ma ochotę się bawić - dodaje z uśmiechem.

Grajcarek

Szczawnica tętni życiem. Spływ Dunajcem, kąpiele w Grajcarku...

Nie ukrywa, że ideę parku miniatur podpatrzył na Zachodzie. - Na początku lat dwutysięcznych, podróżując po Europie, miałem możliwość odwiedzić kilka parków miniatur - opowiada Marek Gawęda. - Szczególnie imponująco wyglądał Italia in Miniatura, największy w Europie. Miniaturowy świat mnie zachwycił. I w pewnym momencie przyszła mi do głowy myśl, że warto coś takiego zrobić w Polsce. Marzył mi się taki park miniatur z polskimi zabytkami. W tamtych latach podobne atrakcje istniały w Pobiedziskach koło Poznania - to park nawiązujący do architektury regionu oraz w Kowarach, prezentujący miniatury Dolnego Śląska - wspomina.

Marek Gawęda poszedł krok dalej i oprócz miniaturowych modeli zabytków zaproponował rozrywkę. Frekwencja przekraczała wielokrotnie liczby, które założyli sobie pomysłodawcy.

W cenie mercedesa

Dobra miniatura to misterna, żmudna i długotrwała robota. Żeby konie na Bramie Brandenburskiej wyglądały jak żywe, potrzeba kilkudziesięciu godzin pracy. A takich cudeniek jest tu wiele. Na odwiedzających czeka kilkadziesiąt najbardziej rozpoznawalnych symboli polskich miast, m.in. Wawel, Sukiennice, Stadion Narodowy, zamek w Mosznej czy w Malborku. To nasze rodzime atrakcje, ale znajduje się tu również m.in.: Statua Wolności, Mur Chiński, Wieża Eiffla, Koloseum, Krzywa Wieża, Łuk Triumfalny, Big Ben, Sfinks, Biały Dom czy Bazylika św. Piotra. Można odbyć prawdziwą podróż dookoła świata, która w porównaniu do tej z powieści Juliusza Verne’a, trwa nie 80 dni a zaledwie kilkadziesiąt minut.

- Wiele dzieci zobaczy Akropol tylko raz w życiu i to właśnie u nas - mówi Marek Gawęda.

Atrakcje to w Inwałdzie słowo-klucz. Dlatego nauczyciele przyjeżdżają tu z uczniami, rodzice z dziećmi, a dziadkowie z wnukami, chcąc pokazać im kawałek świata choćby w skali 1:25. W końcu nie od dziś wiadomo, że wiedzę najmilej przyswaja się podczas zabawy.

- Widziałaś zamojski ratusz? Jest taki sam jak ten, który widziałyśmy w wakacje - mówi mi córka. - Ale i tak najfajniej było na samochodzikach i młyńskim kole - dodaje z przejęciem.

Wieża Mariacka ma 80 m wysokości, by spojrzeć na Kraków z perspektywy kościelnej wieży, trzeba pokonać 239 schodków, by dostać się na wysokość 54 metrów.Nazywana także Wieżą Straży, Budzielną, Alarmową lub Hejnalicą - jest jedyną na świecie, z której od przeszło sześciuset lat przez całą dobę co godzina trębacz gra hejnał na cztery strony świata.Podobno widać stąd wszystkie polskie ziemie: na południu białe szczyty Tatr, na zachodzie kominy Śląska, na wschodzie wieże kościołów Lwowa, na północy granatową linię Bałtyku. Z pewnością to wina smogu, że dziś wzrok tak daleko nie sięga. Historia głosi, że w czasie trzęsienia ziemi w 1443 roku zawaliły się w Krakowie różne mniejsze budowle, ale Wieża Mariacka ani drgnęła.

12 najlepszych punktów widokowych z przepiękną panoramą Krak...

Mnie natomiast najbardziej podobała się Bazylika św. Piotra. Widoczna z daleka, ustawiona na górce, wyróżnia się wielkością, ponieważ zrobiona jest w skali 1:15. Na plac można wejść, ale na schody już nie, zagrodzone. Obok tabliczka z napisem: „Prosimy nie biegać między kolumnami”. Trudno się dziwić, wszystko wygląda tak realistycznie, że każdy chce dotknąć. A nie są to tanie eksponaty.

- Ludzie, stając przed miniaturą, nie mają świadomości, ile czasu i pieniędzy wymaga jej wykonanie. Taką katedrę wawelską robiły dwie osoby przez pół roku - mówi Marek Gawęda. - Za miniaturę watykańską mogłaby pani kupić mercedesa z najwyższej półki. Czasem zapraszamy grupy, żeby zobaczyły, w jaki sposób powstają miniatury. Turyści są zdumieni, że produkcja odbywa się w tak małym warsztacie - dodaje.

Jednak na dzieciaki się nie złości, bo przecież o ich emocje tu chodzi. A skoro miniatura potrafi kosztować kilkaset tysięcy, to musi robić wrażenie.

Edukacja i rozrywka

Inwałd Park składa się z dwóch parków: parku miniatur i średniowiecznej warowni. Pomysłodawcy starają się przybliżyć odwiedzającym historię prezentowanych zabytków. - Posiadamy programy kierowane do poszczególnych grup wiekowych. Obecnie budujemy bardzo duży kompleks rekonstrukcyjny rzymskiego Forum Romanum - chwali się Marek Gawęda. - Aby go obejrzeć, będzie potrzebna platforma widokowa.

Obok stworzymy coś w rodzaju wystawy pokazowej, gdzie przedstawimy obecny stan zabytku. Współczesne ruiny chcemy zestawić z tym, jak zabytek wyglądał za cesarzy rzymskich. Celem jest pokazanie odwiedzającym tego, co najpiękniejsze w architekturze i przybliżanie historii. Przekazujemy również elementy wiedzy architektonicznej, aby dzieci wiedziały, co to kolumna, baza, głowica, jakie są różnice między stylami - dodaje.

Zwłaszcza że z pomocą przychodzą tu nowoczesne technologie. Pewne elementy miniatur są obecnie drukowane w technologii trójwymiarowej.

- Wcześniej zbudowanie takich elementów było dużo bardziej pracochłonne. Trzeba było je najpierw wyrzeźbić, a następnie zrobić odlew do budowy miniatury. Technologia 3D sprawia, że prezentowane u nas budowle i zabytki są jakościowo lepsze i wierniej odwzorowują oryginały - wyjaśnia Marek Gawęda.

Każdy budynek w miniaturze wykonany jest ręcznie i wygląda jak z czasów swojej świetności. Jeśli oryginał powstał z cegły, to także miniatura została z niej zbudowana, ale budynki w parku mogą różnić się nieco od tych autentycznych. Przebudowy czy wojenne zniszczenia miały olbrzymi wpływ na dzisiejsze obiekty zabytkowe. Ich miniaturowe odpowiedniki pokazują, jaką potęgą była Rzeczpospolita przed wiekami i jak faktycznie wyglądały odwzorowane zamki i pałace. Spacerując od budynku do budynku, łatwo można nabrać ochoty, by odwiedzić te perełki na żywo, choćby podczas podróży po kraju.

Oczami dziecka i dorosłego

Po obejrzeniu miniatur od razu idziemy na Dziką Rzekę, czyli zjeżdżalnię wodną. Czekamy kilka minut i wchodzimy do wagonika. Powoli jedziemy w górę, a chwilę później mkniemy jak szalone w dół i z małego wodospadu wpadamy do wody. Trochę mokre (ale co tam, jest upał) i roześmiane ruszamy w poszukiwaniu kolejnych atrakcji.

- Mamo, chodźmy na łódź piracką - proszą moje dziewczyny. Myślę, czemu nie, ale kiedy moim oczom ukazuje się owo cudo, które wygląda jak wahadło skrzyżowane ze statkiem, stwierdzam stanowczo: Nigdy tam nie wejdę! Decydujemy, że pojadą same, atrakcja jest dostępna dla dzieci już od czterech lat. Zajmują miejsca. A po chwili, kiedy maszyna zaczyna się bujać coraz wyżej i wyżej zarówno dziewczyny, jak i ja zaczynamy piszczeć. One z podekscytowania, ja ze strachu.

Po kilku minutach łódź zwalnia. Uff… Córki machają do mnie zadowolone.

Daję się za to namówić na seans w kinie 5D. Fabuła nie powala, ale nie o to tu chodzi. Kilkunastominutowy film ogląda się przez specjalne okulary w fotelu, którego ruchy są zsynchronizowane z efektami specjalnymi widzianymi na ekranie, co daje iluzję uczestniczenia w akcji. A kiedy jeszcze doda się podmuchy powietrza i pryskanie wody - zabawa gwarantowana.

Damy, smoki i rycerze

Trochę zmęczone lunaparkowymi atrakcjami, postanawiamy odwiedzić Warownię, gdzie można odbyć podróż w czasie. Przekraczając jej bramy, przeniosłyśmy się do średniowiecznego grodu, w którym mogłyśmy nauczyć się skręcać powrozy, zatrudnić się u kowala, pomóc w tkaniu ozdobnego pasa do sukni, a także ulepić gliniany garnek. Na zdobycie czeka tu również zamek, a w nim sala tortur, zbrojownia oraz pokój damy.

Kuter Port Nieznanowice. Plaża jak nad Bałtykiem

Kuter Port Nieznanowice - wielka plaża i kąpielisko pod Gdow...

- Podróż w czasie najlepiej widać w osadzie - mówi Gawęda. - Tu każda chata ma swojego gospodarza: kowala, powroźnika, tkacza czy garncarza. Zachęcamy, żeby goście spróbowali utkać krajkę czy skręcić sznurek.

Na kamienistym wzniesieniu, otoczony drewnianymi balami, powstał gród średniowieczny, zajmujący teren 2500 m2. Kamienista droga prowadzi na dziedziniec warowni, która kryje w sobie niezwykłe miejsca. Kręte schody wiodą na sam szczyt wieży, skąd rozpościera się widok na okoliczne wzgórza i Park Miniatur oczywiście. W zbrojowni rycerze w średniowiecznych strojach strzegą broni: mieczy, kuszy, włóczni. Sala tortur daje realistyczny obraz średniowiecznego sposobu wymierzania kary - dyby, madejowe łoże, krzesło czarownic, pręgierz. Aż dreszcz przechodzi. Dodatkową grozę wywołują dźwięki wydawane przez torturowanych tu nieszczęśników (oczywiście odtworzone przez głośnik).

Całego grodu pilnują smoki, które czają się w parku, między krętymi ścieżkami i strumieniami. A o pełnych godzinach jeden z nich budzi się, przemawia do zgromadzonych widzów, zionąc ogniem, a na koniec swojego show… śpiewa piosenkę.

W rzeczywistości pandemii

Marek Gawęda z wykształcenia jest ekonomistą. Przyznaje, że prowadził w życiu różną działalność. Z różnym powodzeniem. Dla parku rozrywki zagrożeniem nie mniejszym od konkurencji jest pandemia. - Do 6 czerwca mieliśmy zakaz prowadzenia działalności - mówi przedsiębiorca.

- Tymczasem wiosną naszym podstawowym odbiorcą są wycieczki szkolne. W tym roku szkół nie było w ogóle. Już na początku sezonu straciliśmy 40 proc. klientów. Niestety, obserwując statystyki zakażeń, prognozujemy, że we wrześniu i październiku może być podobnie. W lipcu udało nam się osiągnąć 80 proc. przychodu w porównaniu do analogicznego czasu w ubiegłym roku. Uważam to za ogromny sukces, biorąc pod uwagę, że nie odwiedzają nas praktycznie goście z zagranicy. Sierpień też zaczął się bardzo dobrze, chociaż z niepokojem patrzę na to, co się dzieje w związku z Covid-19 - mówi.

Odnieść sukces

Ewelina i Wojtek do lunaparku przyjechali z Krakowa. Spotkałam ich, gdy wysiadali z elektrycznych samochodzików. - To pierwszy park rozrywki, który odwiedziliśmy z dziećmi w tym roku. Wcześniej byliśmy w Rabkolandzie i w Zatorze - mówią. - Podoba nam się tutaj, wiele atrakcji jest pomyślanych tak, że przynoszą frajdę całym rodzinom - dodają.

Podobnego zdania jest mężczyzna, którego zagadnęłam na parkingu.

- W Warowni byłem z 5-letnią siostrzenicą. Smoki zrobiły na niej niesamowite wrażenie. Momentami się bała, lecz przez większość czasu świetnie się bawiła. Za to na zamku czuła się jak prawdziwa księżniczka - dodaje z uśmiechem.

Zapytany, czy uważa, że odniósł sukces, pan Marek odpowiada: - Znajomi mówią mi: ty zawsze jesteś z siebie niezadowolony. Gdy spaceruję po parku, przede wszystkim widzę ogrom rzeczy, które trzeba zrobić, zmienić, poprawić. Czasem myślę, że udało się tu stworzyć coś, co pozostanie na zawsze. Ale mam też świadomość ogromu pracy, którą trzeba włożyć, aby to był park, z którego będę naprawdę dumny. Mam wiele planów, ale sytuacja jest niestabilna, nie wiadomo, jak rozwinie się pandemia. Dlatego wolałbym mówić o tym, co udało się zrealizować, żeby nie rzucać słów na wiatr. Mogę jedynie zdradzić, że chcielibyśmy zbudować w Inwałdzie wodny plac zabaw - opowiada przedsiębiorca.

Atrakcje w lunaparku się zmieniają. Nie znalazłyśmy już m.in. karuzeli ze słonikami, a fotel Alicji z Krainy Czarów został podobno oddany do renowacji.

- Park nie znosi stagnacji. W tym roku wymieniliśmy sporo starszych urządzeń. Nowością jest Mega Plac Zabaw, Egipt Spinning Coaster i Mur Chiński - mówi Gawęda.

Najbardziej obiektywnymi klientami Parku Miniatur są… wnuki pana Marka.

- Dziecko patrzy zupełnie inaczej. Dlatego bardzo lubię odwiedzać park z wnukami - dodaje przedsiębiorca z uśmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Inwałd. Było tu ściernisko, a jest... cały świat w wersji mikro. To centrum rodzinnej rozrywki - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski