Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inwazja dźwięku...

Redakcja
(INF. WŁ.) Żywiołowe Brathanki i elektryzujący Scorpionsi to niekwestionowane gwiazdy sobotniej Inwazji Mocy. I jednej, i drugiej grupie udało się "zahipnotyzować" kilkusettysięczny tłum. Na scenie lotniska w Pobiedniku pojawili się również John Porter Band i Budka Suflera.

Żywiołowe Brathanki i elektryzujący Scorpionsi

 Prosta zasada zastosowana przez organizatorów, czyli stopniowanie od najmniejszej do największej gwiazdy, tym razem nie sprawdziła się do końca. Budkę Suflera zdecydowanie przyćmiła grupa Brathanki. Najpierw na scenie pojawił się naturalizowany Krakus a Walijczyk z pochodzenia - John Porter ze swoją grupą. Niestety, jego nazwisko nie wywołało zbyt wielkiego entuzjazmu wśród młodzieży - niewielu młodych uczestników Inwazji pamiętało przecież legendarną płytę Portera z początku lat 80. - "Helicopters". Nie przeszkodziło to jednak nikomu w dobrej zabawie, do której zresztą zachęcał piosenkarz.
 Występ Portera, był jednak jedynie preludium do prawdziwego szaleństwa, jakie ogarnęło wszystkich przy następnych wykonawcach - grupie Brathanki. Folkowo-rockowe skoczne rytmy, dowcipne teksty, mocny głos wokalistki, autentyczna radość muzykowania i niesamowita wręcz żywiołowość muzyków poderwały do tańca nawet największych flegmatyków. Zespół wykonał, oprócz piosenek z debiutanckiego albumu "Ano!", także wariacje tematów klasycznych oraz czeską wersję "Czerwonych korali".
 Wokalistka, Halinka Młynkowa, ujawniła na koncercie nowy talent - wcielając się przy jednej z piosenek w rolę perkusistki. Chwalić należałoby wszystkich członków zespołu. Muzycy z Brathanków po raz kolejny udowodnili, że doskonale czują się na estradzie i świetnie łapią kontakt z publicznością - przy ich piosenkach równie dobrze bawili się dorośli, nieco młodsi i zupełnie młodzi (bo kilkuletni zaledwie) uczestnicy Inwazji.
 Na tle żywiołowych Brathanków nieco blado wypadła największa polska gwiazda wieczoru Budka Suflera. Panowie, nawiasem mówiąc w dobrej formie, nie porwali jednak publiczności - choć zaśpiewali większość najpopularniejszych przebojów: z "Takim tangiem" i ostatnim hitem - "Balem wszystkich świętych" na czele. Czegoś jednak w ich występie zabrakło...
 I wreszcie, około 22.30, na scenie pojawili się mieszkańcy Hanoweru - grupa Scorpions. Można lubić lub nie ich muzykę, nie można im jednak odmówić profesjonalizmu i wyczucia estrady. Charyzmatyczny wokalista, Klaus Meine - choć początkowo zagłuszany przez instrumenty - dał z siebie wszystko. Słuchając go i obserwując, jak skacze po scenie, trudno było uwierzyć, że Klaus śpiewa w Scorpionsach od samego początku, czyli od 35 lat! Niemieccy muzycy nie zawiedli oczekiwań - dali świetny koncert. W ciągu 1,5-godzinnego występu wykonali piosenki z 12 płyt - nie zabrakło ostrych, rockowych kawałków, ale i lirycznych ballad takich, jak np. "When The Smoke Is Going Down". Wszyscy jednak oczekiwali na największy przebój, znak rozpoznawczy zespołu, "Wind of Change". Nic więc dziwnego, że kiedy rozległy się pierwsze dźwięki tej ballady, symbolu przemian i upadku Muru Berlińskiego, zapłonęły zapalniczki. Niespodzianką był jeden z ostatnich fragmentów - kiedy to publiczność zaśpiewała polskie zwrotki piosenki ludowej. To nie były jedyne polskie śpiewy - Scorpionsi usłyszeli "Sto lat".
 Muzycy podkreślali, że jest to jedna z największych imprez w ich długiej karierze - podczas festiwalu Rock in Rio Scorpionsów słuchało przecież "tylko" 350 tys. osób. Krakowski koncert pobił więc wszystkie dotychczasowe rekordy. -_ Wrócimy tu jeszcze kiedyś i znów zagramy dla was - _wykrzykiwali rockmani, schodząc ze sceny, żegnani brawami i krzykami.

DOMINIKA ĆOSIĆ

Fot. Piotr Kędzierski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski