Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ireneusz Kowalkowski: człowiek, którego boją się urzędnicy

Anna Kolet-Iciek
Ireneusz Kowalkowski pomaga ludziom bezinteresownie
Ireneusz Kowalkowski pomaga ludziom bezinteresownie Fot. ANDRZEJ BANAŚ
Ludzie. Choć z wykształcenia jest technikiem elektronikiem, zna prawo lepiej niż niejeden prawnik. Tropi urzędnicze absurdy i zaskarża do sądu wadliwe uchwały. I zazwyczaj wygrywa. Jednym z jego sukcesów jest upublicznienie danych o poziomie nauczania w szkołach.

Na pierwszy rzut oka to zwykły pieniacz, który utrudnia pracę krakowskim urzędnikom. Ale to tylko pierwsze wrażenie. – Irek potrafi być uciążliwy, więc nie wszyscy traktują go poważnie _– mówi bliska znajoma Ireneusza Kowalkowskiego. – _Prawda jest jednak taka, że on nigdy nie bierze się za __coś, co może przegrać.

Trzeba przyznać, że czasem walczy o rzeczy, które przeciętnemu obywatelowi mogą się wydać tak nieistotne, że aż absurdalne, jak chociażby sprawa szkolnego skanera, która otarła się o dwa sądy.

– _To nie są żadne błahostki _– denerwuje się jednak Ireneusz Kowalkowski, bezrobotny elektronik z Krakowa i zaczyna z pamięci cytować artykuły Konstytucji RP mówiące o prawach obywatela i obowiązkach państwa wobec niego. Zresztą zna na pamięć nie tylko Konstytucję, ale także wiele ustaw. Zwłaszcza tę o dostępie do informacji publicznej.

Pierwszy obywatel z wynikami EWD
Rok 2009. Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Krakowie chwali się w prasie, że wie, jaka jest edukacyjna wartość dodana (EWD) wszystkich gimnazjów w mieście. To nowy wskaźnik, który mierzy postępy ucznia w szkole. Kiedy jednak dziennikarze proszą o przekazanie tych informacji, w odpowiedzi słyszą, że OKE przesłało wyniki do szkół, ale nie zamierza ich upubliczniać, by nie skazywać kiepskich gimnazjów na ostracyzm.

Kowalkowski czyta o tym w gazecie i włos mu się jeży na głowie. Nie ma co prawda dzieci w wieku szkolnym, ale i tak pisze do dyrektora OKE wniosek z prośbą o przekazanie danych. Gdy ich nie dostaje, składa skargę do sądu administracyjnego na nieudostępnienie informacji publicznej. W sądzie pełnomocnik dyrektora OKE przekonuje, że komisja nie ma tych informacji. Kowalkowski idzie z tym do prokuratury. Prokurator przeprowadza postępowanie. Przesłuchuje dyrektora, a nawet ówczesną minister edukacji Krystynę Szumilas. Ustala, że dyrektor OKE ma jednak wskaźniki EWD.

W 2013 roku, gdy Instytut Badań Edukacyjnych w Warszawie znów odmawia udostępnienia wskaźników EWD w formie cyfrowej, tym razem Urzędowi Miasta w Krakowie, Kowalkowski sam składa wniosek o przekazanie tych informacji. I o dziwo dostaje je.

– _Byłem prawdopodobnie pierwszym obywatelem na __świecie, który otrzymał te dane _– śmieje się Kowalkowski.

Obywatel pyta o szkolny skaner?
O tym, że Kowalkowski ma bzika na punkcie dostępu do informacji publicznej, mogła się też przekonać była dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 51 w Krakowie. Pięć lat temu Kowalkowski wysłał do niej wniosek z pytaniami: czy szkoła posiada skaner lub urządzenie wielofunkcyjne z możliwością skanowania pism; czy jest tam pomieszczenie na przechowywanie starych mebli i czy w placówce zdarzają się pobicia uczniów.

W odpowiedzi usłyszał, że nie jest to informacja publiczna. Niewiele myśląc, złożył skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie z wnioskiem o zobowiązanie dyrektora szkoły do udzielenia mu informacji. Sąd podzielił jego argumentację i nakazał dyrektorce odpowiedzieć na pytania. Ta jednak postanowiła wnieść skargi do Naczelnego Sądu Administracyjnego i znów przegrała. W końcu musiała odpowiedzieć Kowalkowskiemu. – Jako ciekawostkę powiem pani, że koszty adwokata i całego tego postępowania dyrektorka pokrywała z własnej kieszeni, co ją kosztowało, lekko licząc, jakieś trzy tysiące złotych – mówi Ireneusz Kowalkowski.

– _Tylko po co chciał pan wiedzieć, czy w szkole jest skaner? _– zastanawiam się.

– W tej szkole był poważny konflikt między dyrektorką a rodzicami. I to rodzice poprosili mnie o pomoc, bo wcześniej sami nie mogli uzyskać odpowiedzi na __pytania, które zadałem – odpowiada Kowalkowski.

Wkrótce potem dyrektorka straciła stanowisko. – Wie pani, jak trudno jest odwołać dyrektora, który wygrał konkurs? A __jemu się to udało – mówi z uznaniem Teodozja Maliszewska, radna PO.

Obywatel chce być traktowany poważnie
Nauczkę od Kowalkowskiego dostał też były wojewoda małopolski Stanisław Kracik. Kowalkowski poszedł do niego poskarżyć się na działalność dyrektora generalnego Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego („O co poszło? Już nie pamiętam”). Wojewoda nie sporządził jednak z tego spotkania żadnego protokołu. Kowalkowski uznał to za niedopuszczalne. Sprawa trafiła do ministra spraw wewnętrznych i administracji. Skończyło się na upomnieniu Kracika.

Parę lat temu dostało się też rzecznikowi praw obywatelskich. Kowalkowski zwrócił się do niego o przekazanie dokumentów dotyczących korespondencji rzecznika z ministrem edukacji. Rzecznik nawet nie odpowiedział na jego prośbę.

Mając na uwadze powagę urzędu, wezwałem rzecznika do usunięcia naruszenia prawa, choć wcale nie musiałem tego robić. Miałem nadzieję, że ktoś poważnie potraktuje to wezwanie, ale się przeliczyłem. Dopiero, kiedy skierowałem sprawę do sądu, szybciutko dostałem to, o co prosiłem – opowiada Kowalkowski.

Teodozja Maliszewska przyznaje, że Kowalkowski potrafi być uciążliwy. –_ Kiedyś, w ramach dostępu do informacji publicznej, kazał urzędnikom w magistracie kserować dokumenty z ostatnich kilku lat. Nie było mu to potrzebne, ale uznał, że urzędnicy traktują go niepoważnie i __postanowił dać im nauczkę – _opowiada Maliszewska.

Obywatel z instynktem prawnym
Kowalkowskiego poznała, gdy ten był jeszcze radnym Dzielnicy IV Prądnik Biały, a ona jej przewodniczącą.

Pisał mi wszystkie regulaminy rady. Prawnicy w __magistracie nie mogli się nadziwić, jakie są wzorcowe – podkreśla radna Maliszewska, która do dziś korzysta z pomocy byłego radnego. – Przygotowuje mi niektóre interpelacje, które zgłaszam na __Radzie Miasta – przyznaje Maliszewska.

Dla niej Kowalkowski ma „niesamowity instynkt prawny” i upór, który każe mu doprowadzić każdą sprawę do końca. – Jedną z jego największych wygranych była sprawa z samochodem – wspomina Maliszewska.

Kilka lat temu Kowalkowski kupił nowe auto, które jednak ciągle się psuło. Producent usuwał usterkę, a za chwilę samochód znów lądował w warsztacie. – Kowalkowski tak ich zakręcił, że w końcu dali mu nowiutkie auto – śmieje się Maliszewska. – On, jak mało kto zna przepisy, a do tego jest niezwykle wartościowym człowiekiem.

Do Kowalkowskiego dzwonią w trudnych sprawach. Pomaga ludziom całkowicie bezinteresownie. Jak wtedy, kiedy kobieta samotnie wychowująca dziecko wylądowała na bruku, a miasto nie chciało jej przyznać mieszkania.

Napisałem tej pani skargę do sądu i wygrała – mówi Kowalkowski. – Kobieta dostała mieszkanie, a ja zacząłem drążyć lokalowe przepisy obowiązujące w mieście. W efekcie prawnicy wojewody, po wysłuchaniu moich zastrzeżeń, wnieśli skargi do sądu administracyjnego i wygrali.

Obywatel, który czasem wyłapuje buble
Dobrze, że są ludzie, którzy patrzą na ręce samorządom. Czasem pan Kowalkowski rzeczywiście ustrzeli jakiś bubel, ale jako osoba bez wykształcenia i obycia prawnego może swoim działaniem wprowadzać chaos _– twierdzi Dominik Jaśkowiec, wiceprzewodniczący Rady Miasta. – _W Urzędzie Miasta są zatrudnieni prawnicy, również radni korzystają z ich pomocy – dodaje Jaśkowiec.

Jednak zdaniem radnej Maliszewskiej, gdyby Kowalkowski pracował w Urzędzie Miasta, taki bubel, jak ostatnia uchwała rekrutacyjna do przedszkoli nigdy by nie przeszedł.

To Kowalkowski jako pierwszy zwrócił uwagę prawników wojewody, że kryteria zapisane w projekcie uchwały są absurdalne, a niektóre mają ewidentne wady prawne. Nie udało mu się jednak przekonać radnych, by nie przegłosowywali uchwały. W efekcie wojewoda zakwestionował jej zapisy, a teraz miasto z obawy przed lawiną spraw sądowych próbuje na gwałt zmienić uchwałę. Głosowanie w najbliższą środę.

Mirosław Chrapusta, dyrektor Wydziału Prawnego i Nadzoru w Urzędzie Wojewódzkim jest wdzięczny Kowalkowskiemu za jego dociekliwość. –_ Nie sądzę, żeby nasi prawnicy przeoczyli te wadliwe zapisy, ale pan Kowalkowski na __pewno ułatwił nam pracę _– przyznaje Chrapusta.

Zresztą nie pierwszy raz. – _Rocznie trafia do nas 18 tysięcy różnych uchwał, więc nie zawsze jesteśmy w stanie wszystko wyłapać _– przyznaje Chrapusta, u którego Kowalkowski jest dość częstym gościem.

Prawnik nie kryje, że początkowo mieszkaniec Krakowa zrobił na nim wrażenie uciążliwego petenta, który się czepia. Szybko jednak zmienił zdanie.

– _Okazało się, że on w wielu sprawach ma rację, dlatego z dużym szacunkiem podchodzę do jego działalności, zwłaszcza że ma naprawdę ogromną wiedzę prawną. W niektórych dziedzinach jest nawet bardziej zorientowany niż niejeden prawnik, potrafi logicznie myśleć, wiązać fakty, argumentować i __zna orzecznictwo _– chwali Mirosław Chrapusta.

Nie wszyscy za nim przepadają, bo burzy urzędnikom ich spokój i zauważa rzeczy, które im umknęły, a __nie każdemu to się podoba – dodaje.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski