Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iron Butterfly: "In-A-Gadda -Da-Vida"

Redakcja
Założycielem zespołu Iron Butterfly był organista i wokalista Doug Ingle. W pierwszym okresie towarzyszyli mu różni, często zmieniający się muzycy. Na początku 1967 r. grupę odkrył któryś z łowców talentów z firmy Atlantic, co w efekcie doprowadziło do zawarcia umowy dającej jej możliwość nagrania pierwszego albumu.

Jerzy Skarżyński Radio Kraków: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA Suplement (10)

Zanim jednak do tego doszło, formacja przeszła jeszcze jedną, zdecydowanie najważniejszą zmianę personalną. Otóż na perkusji zaczął w niej grać inteligentny (co słychać!) i dobrze wykształcony Ron Bushy. Potem, czyli już w lecie, w Hollywood, Żelazny Motyl zarejestrował swój debiutancki długograj - "Heavy". Zanim jednak ten trafił do sklepów, zespół znów przeszedł trzęsienie ziemi. W jego efekcie, do osieroconych Douga i Rona dołączyli: 17-letni gitarzysta Eric Brann oraz o 5 lat od niego starszy basista Lee Dorman. A ponieważ promotorzy grupy, zaniepokojeni ciągłymi zmianami jej składu, zaczęli się zastanawiać nad wycofaniem się z kontraktu, przestraszeni artyści wzięli się ostro do pracy i przez trzy miesiące ćwiczyli nowy materiał. Koniec końców, dzięki perfekcyjnemu przygotowaniu (i ograniu na koncertach) nagrali go w trzy dni w Nowym Jorku. Wydawnictwo trafiło do sklepów w czerwcu 1968 r. i natychmiast odniosło niebywały sukces, sprzedając się w 2-milionowym nakładzie! Potem na liście bestsellerów pozostawało przez ponad 120 tygodni!

"In-A-Gadda-Da-Vida" - longplay. Jego pierwsza część, 19-minutowa strona "A", to pięć pojedynczych utworów. Wszystkie są dość melodyjne, dość ciężkie, dość hipnotyczne. Dość - to znaczy, że były wystarczająco udane, aby bez cierpienia ich słuchać, ale jednocześnie zbyt mało piękne i oryginalne, aby się nimi jakoś szczególnie zachwycać.

"In-A-Gadda-Da-Vida" - to 17-minutowa suita, która zajmuje całą drugą stronę płyty. Otwiera ją organowa introdukcja, po której wchodzi podpierająca cały utwór figura rytmiczna. Zaczyna skrzeczeć gitara i pojawia się potężny głos. Gdy Doug Ingle śpiewa refren, robi się nieziemsko. Długie, orientalne, hipnotyzujące sola instrumentów z czasem się uspakajają, aż do chwili, gdy zostajemy sam na sam z perkusją. A potem... To co w następnych 150 sekundach zagrał Ron Bushy przeszło - i to już dawno - do legendy legend. Bo ów fragment jest najbardziej fascynującym popisem bębnienia w całej historii rocka (a może nie tylko). W dodatku owo solo zostało tak nagrane, że dźwięki dosłownie fruwają pomiędzy głośnikami. Później, czyli od dziewiątej minuty, znów odzywają się organy i gitara, a wszystko, stopniowo narastając, wraca do punktu wyjścia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski