Jerzy Skarżyński Radio Kraków: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA Suplement (10)
Zanim jednak do tego doszło, formacja przeszła jeszcze jedną, zdecydowanie najważniejszą zmianę personalną. Otóż na perkusji zaczął w niej grać inteligentny (co słychać!) i dobrze wykształcony Ron Bushy. Potem, czyli już w lecie, w Hollywood, Żelazny Motyl zarejestrował swój debiutancki długograj - "Heavy". Zanim jednak ten trafił do sklepów, zespół znów przeszedł trzęsienie ziemi. W jego efekcie, do osieroconych Douga i Rona dołączyli: 17-letni gitarzysta Eric Brann oraz o 5 lat od niego starszy basista Lee Dorman. A ponieważ promotorzy grupy, zaniepokojeni ciągłymi zmianami jej składu, zaczęli się zastanawiać nad wycofaniem się z kontraktu, przestraszeni artyści wzięli się ostro do pracy i przez trzy miesiące ćwiczyli nowy materiał. Koniec końców, dzięki perfekcyjnemu przygotowaniu (i ograniu na koncertach) nagrali go w trzy dni w Nowym Jorku. Wydawnictwo trafiło do sklepów w czerwcu 1968 r. i natychmiast odniosło niebywały sukces, sprzedając się w 2-milionowym nakładzie! Potem na liście bestsellerów pozostawało przez ponad 120 tygodni!
"In-A-Gadda-Da-Vida" - longplay. Jego pierwsza część, 19-minutowa strona "A", to pięć pojedynczych utworów. Wszystkie są dość melodyjne, dość ciężkie, dość hipnotyczne. Dość - to znaczy, że były wystarczająco udane, aby bez cierpienia ich słuchać, ale jednocześnie zbyt mało piękne i oryginalne, aby się nimi jakoś szczególnie zachwycać.
"In-A-Gadda-Da-Vida" - to 17-minutowa suita, która zajmuje całą drugą stronę płyty. Otwiera ją organowa introdukcja, po której wchodzi podpierająca cały utwór figura rytmiczna. Zaczyna skrzeczeć gitara i pojawia się potężny głos. Gdy Doug Ingle śpiewa refren, robi się nieziemsko. Długie, orientalne, hipnotyzujące sola instrumentów z czasem się uspakajają, aż do chwili, gdy zostajemy sam na sam z perkusją. A potem... To co w następnych 150 sekundach zagrał Ron Bushy przeszło - i to już dawno - do legendy legend. Bo ów fragment jest najbardziej fascynującym popisem bębnienia w całej historii rocka (a może nie tylko). W dodatku owo solo zostało tak nagrane, że dźwięki dosłownie fruwają pomiędzy głośnikami. Później, czyli od dziewiątej minuty, znów odzywają się organy i gitara, a wszystko, stopniowo narastając, wraca do punktu wyjścia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?