Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

IV Dyktando Krakowskie. Sprawdź znajomość języka polskiego [TEKST, ZDJĘCIA]

Iwona Krzywda
Iwona Krzywda
IV Dyktando Krakowskie
IV Dyktando Krakowskie fot. Andrzej Banaś
IV Dyktando Krakowskie. W sobotę w Auditorium Maximum UJ ponad 400 osób sprawdziło swoją znajomość języka ojczystego. Mistrzem ortografii został Arkadiusz Kleniewski, który popełnił tylko pięć błędów.

Tekst zatytułowany „Barbarzyńcy w ogrodzie, czyli komu bije dzwon”, z którym zmierzyli się uczestnicy Dyktanda Krakowskiego, tradycyjnie przygotowała dr hab. Mirosława Mycawka z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Roił się on od pułapek językowych, sprawdzających wiedzę pretendentów do tytułu mistrzowskiego. Rywalizujący musieli poprawnie zapisać m.in. wyrażenia „dolnołużyczanin z Chociebuża”, „pokrzewka piegża”, „ekstrahumor”, „strzeżcież się chytrzy” czy „chałturzący niby-hażanin”.

W zmaganiach z ortografią i interpunkcją ostateczne najlepszy okazał się Arkadiusz Kleniewski, który popełnił tylko pięć błędów. Zwycięzca w nagrodę otrzymał tytuł Krakowskiego Mistrza Ortografii, czek na 2 tys. zł i nagrody rzeczowe. Tuż za nim na podium uplasowali się Krzysztof Zubrzycki (sześć błędów) oraz Piotr Cyrklaff (siedem pomyłek).

W tym roku w dyktandzie wzięły udział również dzieci. W kategorii do 15. roku życia mistrzynią została Oliwia Harnik, drugie miejsce zajęła Zofia Przybylska, a trzecie Kinga Golik.

Oto treść IV Dyktanda Krakowskiego. Sprawdź się!

Barbarzyńcy w ogrodzie, czyli komu bije dzwon

Oj, nie wyleci już ptaszek z Łobzowa! Ani chichotliwy dzięcioł, ani rdzawolica raszka, ani nawet pokrzewka piegża. Nie, nie najadłam się lulka i szczwół plamisty też mi nie zaszkodził. Klnę się na róg nachura, że to prawda. Ale do rzeczy. Otóż nazajutrz po walentynkach czatowałam z przyjaciółmi: Dolnołużyczaninem z Chociebuża, eks-Afganką i jej abchaskim narzeczonym, mieszkającymi w Bochum, oraz chałturzącym w Holandii niby-hażaninem, będącym tak naprawdę Mazurem z Grzegrzółek.

Ustaliliśmy trasę wspólnego wojażu: od Trzycierza na Pogórzu Rożnowskim, przez Borzęta, Międzybórz i Lubrzę, aż do Chodzieży, gdzie zamierzamy wziąć udział w Międzynarodowych Chodzieskich Warsztatach Jazzowych "Cho-jazz". Stamtąd wyskoczymy też na pewno do Łobżenicy, której uroki dopiero co zachwalano w RMF-ie.

W końcu, pożyczywszy koleżeństwu ekstrahumoru, znużona rzuciłam się w objęcia Morfeusza, gdy znienacka z zewnątrz wdarło się do mych uszu zgrzytliwe rzężenie, które musiało się nieść aż po Podgórki Tynieckie. Wpółprzytomna rozchyliłam zasłony z żorżety, lycry i stretchu w kolorze écru. Do szyb zdążyło przylec coś à la stężały kożuch na zwarzonym mleku.

Mój wzrok wyłowił jednak cienie, wymachujących jakimiś boschami albo husqvarnami, hożych pilarzy, przerzynających wpół pień około stuipółletniej brzozy, nomen omen, płaczącej. Można by wziąć ich za chyżych chojraków ćwiczących hopaka na Chopoku, gdyby nie konająca u ich stóp, użyczmyż sobie słów wieszcza, "poczciwa brzezina". Toż to himalaje barbarii. Rzewność wszechpotężna wżarła się w moje serce, żałość w nim zawrzała i niezamierzenie przybrała kształt quasi-elegii.

Coś ty Krakowowi zrobiła, tu cytat: "brzozo-płaczko"? Po cóżeś matki Polki strój przywdziała? Trzebaż ci było rzęsistymi łzami rosić ofiary najeźdźczych ciemięzców? Byłaś przyczółkiem nadziei dla serc żądnych Polski, to święcących triumfy, to unurzanych w hańbie. Nie wyszedł ci na dobre ten układ współczulny, każący ci nie swojej poddawać się karze.

I nie zabije ci na odchodne dzwon Zygmunt, a jedynie siostrzyce twe z parku Jordana zakwilą żałośnie. Nie mogliż to ci zhardziali zasadźcy żywcem wyjętej z Schulza "ulicy Krokodyli" darować ci życia? Nie mogli u twego podnóża rozpostrzeć tafli stawu, w której jak w megalustrze pstrzyłyby się odbicia hojnie wyposażonych przez arcykolorystkę naturę uhli, oharów, krakw, grzywienek gżących się w trzcinach i cudokaczek?

Brzozo srebrzystobiała, królowo nadwiślańskich pejzaży, ty hartowałaś dusze poetów-żołnierzy, próbujących uśmierzyć trójgłową gadzinę. Hołdy ci się należą w stulecie wiktorii (victorii). Dziś topór barbarzyńcy twą koronę strąca, skrzydlatym niebożętom rujnując gniazda. Dość lamentów! Pora na pogróżki. Strzeżcież się chytrzy inwestorzy, językowi szalbierze i łże-architekci. Wasza belle époque dobiega końca.

Jeśli marszałek Piłsudski, dosiadłszy Kasztanki, w Święto Niepodległości opuści swój "niebiański Sulejówek" i obejrzy te wasze pseudoparki - rzędy żelbetowych klocków spod znaku Minecrafta, budowane na trupach polskich brzóz i wierzb, to jako ten wódz Mściwój, zrobi wam z waszych interesów taką jesień średniowiecza, że dantejskie piekło wyda się wam arkadią.

ZOBACZ KONIECZNIE:

WIDEO: Mówimy po krakosku

Źródło: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
>>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski