Bo jak inaczej spojrzeć na jego życiorys: urodzony w Dalmacji, praktykował w Splicie, uczył się w Wiedniu. Mało tego - mimo austriackiego paszportu w 1911 roku - podczas Międzynarodowej Wystawy Sztuki w Rzymie, zorganizowanej z okazji rocznicy zjednoczenia Włoch wystawiał w pawilonie serbskim.
Autorka: Aleksandra Suława
Za swoje rzeźby z cyklu kossowskiego otrzymał zresztą Grand Prix (za malarstwo na tej imprezie analogiczne wyróżnienie otrzymał... Gustaw Klimt). To był zresztą początek jego międzynarodowej kariery. Wystarczy wspomnieć, że na swojego następcę i artystycznego spadkobiercę namaścił go sam August Rodin. Zresztą ślad wpływów starszego mistrza widoczny jest w wielu pracach gołym okiem. Ale powiedzieć, że był naśladowcą? Nigdy.
Bo rzeźbiarskie dzieła Meštrovicia są z pewnością głosem epoki, ale leżą gdzieś na styku bardzo różnych wpływów. Meandrują artystycznie, ocierając się o ekspresjonizm, symbolizm, kubizujące art deco, ale i tradycję starożytną. I godził to bez problemu. Za każdym razem z bardzo indywidualnym rysem, a przede wszystkim ogromną wrażliwością. I wyczuciem tematyki.
Bo pamiętać trzeba, że meštroviciowskie prace czerpią z tradycji lokalnych i historii regionu. Czasy odzyskiwania niezawisłości i własnej tożsamości przez wiele nacji Europy Środkowej zresztą temu sprzyjały. Nie tylko u południowych Słowian. W Polsce było przecież podobnie. W Czechosłowacji też. Zresztą dlatego Meštrović po I wojnie światowej osiadł właśnie w Zagrzebiu, choć mógł przecież wszędzie. Miał już nazwisko, które było marką. Dość wspomnieć, że strona polska zaproponowała mu przygotowanie pomnika ukochanego marszałka, Józefa Piłsudskiego.
Z tej okazji artysta pojawił się w kraju nad Wisłą. Pomnik Naczelnika Państwa jest zresztą interesującym przykładem, jak dalece wychodził poza świat czystej rzeźby. Jego wyobraźnia pozwalała porządkować przestrzeń miejską z pomocą rozwiązań bliskich architekturze. To dlatego właśnie Józef Piłsudski na koniu (a jakże!) w tym wypadku ma za sobą łuk triumfalny. Siedzi dumnie, z założonymi rękami. Powstanie monumentu uniemożliwił wybuch wojny.
Ciekawsze, że właśnie wiek XX ze swymi zmieniającymi się granicami, kolejnymi wojnami i nacjonalistycznym nadymaniem się był czasem pomników, a wraz z nimi i ich twórców. Więc zamówienia naprawdę szły z całego świata. Status gwiazdy zyskał nie tylko w swoim kraju. Dość wspomnieć, że na swoim koncie miał zamówienie Pomnika Indian w Chicago, pomniki królów rumuńskich, mauzoleum Petra II Petrovicia.
Wystawa ta jednak w sposób bardzo interesujący - choć nie wprost - pozwala też prześledzić zmieniające się czasy, style artystyczne i obowiązujące mody, a także - a może przede wszystkim - dziejowe zawieruchy. Widać, że „Hiob”, symboliczna rzeźba z rozchełstanym gestem i trwogą wyrytą na twarzy musiał powstać w momencie tragedii II wojny światowej, gdy zawalił się świat artyście dobrze znany. Ta rzeźba nie ma w sobie nic z wcześniejszych jego prac religijnych - smukłych, wyciszonych, skupionych. Zresztą duchowość katolicka zawsze była mu bliska...
Warto zaznaczyć, że - jak zwykle w wypadku MCK - mamy do czynienia z bardzo dobrze zaprojektowaną aranżacją, wydobywającą rzeźby - może poza zwiewnymi zasłonami otaczającymi niektóre z nich. Nie wiem, czy to nie nadmiar. Ale to uwaga nie wpływająca na bardzo wysoką ocenę wystawy „Adriatycka epopeja”. Zresztą przyznać trzeba, że ten rok instytucja przy Rynku Głównym 25 w ogóle może zaliczyć do bardzo udanych.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?