MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Choynowski nauczył mnie, jak ciężko pracować

Redakcja
Gwiazda igrzysk zimowych w samym środku lata na igrzyskach olimpijskich w Londynie? To nie żart. Ubrana w krótką, obcisłą sukienkę, w butach na wysokim obcasie i z rozpuszczonymi blond włosami Lindsey Vonn prezentowała się niezwykle kobieco.

ROZMOWA. LINDSEY VONN, gwiazda narciarstwa, opowiada o letnich igrzyskach

Ci, którzy znają mistrzynię olimpijską z Vancouver jedynie z narciarskich tras, mogli czuć się zdezorientowani. Gdy Amerykanka pojawiła się na tarasie jednego z budynków All England Lawn Tennis and Croquet Club, niewielu dziennikarzy miało o tym pojęcie. Stąd wyjątkowość tej rozmowy.

- Jak do tego doszło, że pojawiła się Pani tak nagle, zupełnie niezapowiedziana, na letnich igrzyskach?

- Sama się temu dziwię. (śmiech) Decyzję podjęłam spontanicznie, w ubiegłą niedzielę. Kończyłam zgrupowanie w Nowej Zelandii i pomyślałam, że polecę do Londynu, bo dzieją się tam wspaniałe rzeczy. Wszystko stało się tak szybko... Jestem tak zakręcona, że nawet nie wiem, jaki dzisiaj jest dzień i która godzina.

- Rozmawiamy tuż po półfinale turnieju tenisowego, w którym Roger Federer z wielkim trudem pokonał Juana Martina Del Potro. Dla którego z nich przyjechała Pani na Wimbledon?

- Dla Rogera! Boże, jak ja przeżywałam ten mecz, czuję się jakby mi przybyło kilka lat. On jest niesamowitym człowiekiem, bardzo pozytywnie nastawionym do życia. Mam wrażenie, że nigdy się nie martwi, po prostu czuje się szczęśliwy.

- Podoba się Pani na letnich igrzyskach?

- Bardzo! Tu jest świetna atmosfera. Po raz pierwszy w życiu jestem na zawodach olimpijskich w roli kibica. Byłam w wiosce, rozmawiałam z wieloma sportowcami, chodzę na ich występy. Byłam na gimnastyce artystycznej, oglądając, jak złoto zdobywa Gabrielle Douglas, potem na pływalni, gdy Michael Phelps zdobywał swój dwudziesty medal igrzysk, a następnie na meczu koszykarzy USA z Nigerią. Choć trudno nazywać to meczem, to był raczej konkurs wsadów (Amerykanie wygrali rekordową różnicą 83 punktów - przyp. red.). Tutaj tyle się dzieje, że nie nadążam z liczeniem medali. Dopinguję Amerykanów, a jednocześnie dziwnie się z tym czuję. Łapię się na tym, że sama chciałabym wystartować.

- W jakiej dyscyplinie?

- Z tym byłby problem... Uwielbiam tenis, ale to zupełnie inna bajka niż narciarstwo.

- Bywa Pani na Wimbledonie podczas turniejów Wielkiego Szlema. Czym turniej olimpijski różni się od tamtych?

- Prawdę mówiąc dla mnie nie ma wielkiej różnicy. Ten sam kort centralny, taka sama znająca się na tenisie publiczność. No i ten sam Roger Federer w roli faworyta.

- Dopingowała Pani Serenę Williams?

- Chciałam, ale ona rozbija rywalki tak szybko, że nie zdążyłam na jej mecz. (śmiech).

- Jej finałowa rywalka Maria Szarapowa jest popularna w USA?

- O tak, ona tam jest autentyczną gwiazdą. Miała trudne chwile, ale wspaniale znów ją oglądać w dobrej formie. Miałam okazję z nią rozmawiać, więc wiem, że jest bardzo miłą osobą.

- Mamy środek lata, ale nowy sezon zbliża się szybkimi krokami. Jakie postawiła sobie Pani nowe cele?

- W ubiegłym sezonie zafiksowałam się na pokonaniu bariery 2 tysięcy punktów w Pucharze Świata i zabrakło mi 20. Teraz nie będę się na tym koncentrować. Chcę znów wygrać klasyfikację generalną, a po drodze wszystkie możliwe konkurencje. W programie sezonu są też mistrzostwa świata w Schla-dming, więc chciałabym zdobyć kolejne medale. Nie jest to łatwe, bo przecież jest wiele bardzo dobrych dziewczyn, które mnie ścigają, niektóre z nich są dziesięć lat młodsze. Ale nie zamierzam się tym stresować, będę się starała dobrze bawić.
- W ubiegłym sezonie Puchar Świata rozgrywany był w bułgarskim Bansko. Jak wspomina Pani te zawody?

- Były bardzo dobrze zorganizowane. Ujęło mnie, że przyszło je oglądać mnóstwo kibiców.

- Co Pani zrobi z apartamentem, który tam wygrała (jeden ze sponsorów imprezy ufundował go dla zwycięzcy zawodów - przyp. red.)?

- Ja nawet nie wiem, gdzie jest to mieszkanie.

- Nie widziała go Pani?

- Nie, to w ogóle niezwykła sytuacja. Miały do mnie dotrzeć jakieś dokumenty, ale jeszcze niczego nie dostałam. Nie mam więc pojęcia, czy mam w Bansko jakąś własność.

- W ubiegłym roku ścigała się też Pani w Soczi, gdzie za półtora roku odbędą się zimowe igrzyska. Co Pani sądzi o rosyjskich trasach?

- Są bardzo dobrze przygotowane. Trasa zjazdowa stała się jedną z moich ulubionych. Dlatego czekam na igrzyska z dużymi nadziejami.

- Przed laty Pani trenerem przygotowania fizycznego był Jacek Choynowski, Polak mieszkający na co dzień w Monako. Jak go Pani zapamiętała?

- Jack to niezwykły trener. To on nauczył mnie, na czym polega ciężki trening. Potrafi sportowca "złamać" po to, by potem mógł dać z siebie dosłownie wszystko.

- Był dla Pani ważną postacią?

- Tak, ponieważ spotkałam go, gdy byłam młodą dziewczyną, na początku swojej drogi w zawodowym narciarstwie i wiele u niego doświadczyłam.

- Pracowała Pani potem z kimś równie ciężko?

- Powiedziałabym, że też ciężko, ale inaczej. Jack ma swój specyficzny styl.

- Wiele się u Pani zmieniło, jeśli chodzi o sztab trenerski. Rozważała Pani powrót do współpracy z Jackiem Choynowskim?

- Raczej nie, od tamtej pory minęło już siedem lat.

Rozmawiał w Londynie KRZYSZTOF KAWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski