MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Surówka

Redakcja
Fot. archiwum rodzinne
Fot. archiwum rodzinne
Wesoły, zawsze uśmiechnięty, dusza towarzystwa - tak wspominają go rodzina i przyjaciele.

Fot. archiwum rodzinne

Chronił dzieci i VIP-ów

Ciepły, wrażliwy człowiek - mówią ci, którzy go pamiętają z pracy w warszawskim Centrum Rehabilitacji, Edukacji i Opieki TPD "Helenów". A pamiętają świetnie. Wszyscy, a zwłaszcza niepełnosprawne dzieci, którymi się tam opiekował jako wolontariusz.

- Bo Jacka nie dało się zapomnieć. Zapadał głęboko w pamięć nawet tym, którzy spotkali go zaledwie raz w życiu. Roztaczał wokół siebie taką aurę optymizmu - mówi Marek, najbliższy kuzyn chorążego Surówki.

Jego słowa potwierdzają wpisy z forów internetowych, które natychmiast po opublikowaniu informacji o śmierci Jacka Surówki pojawiły się w sieci: "Takich ludzi jak Ty się nie zapomina. Choć znaliśmy się krótko z pracy w Helenowie, to pamiętam doskonale, z jakim zapałem pomagałeś naszym podopiecznym zawsze tryskając humorem (nieraz nieźle się uśmiałam słuchając Ciebie). Kiedy tylko mogłeś, znajdowałeś dla nich czas i po prostu byłeś. Zawsze uśmiechnięty, gotowy do pomocy, wysłuchania. Wspomnienia pozostaną na zawsze w sercach wielu z nas. A teraz żegnaj Jacku. Będę pamiętać".

Miał niezwykły dar zjednywania sobie ludzi. Jednym z jego przyjaciół był Grzegorz Palarski, który kilka lat temu zakładał telewizję kablową w warszawskim mieszkaniu Jacka Surówki.

- Trwało to nieco ponad godzinę. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że mamy wspólne hobby, czyli wędkowanie - wspomina Grzegorz Palarski. - Wziąłem od niego numer telefonu, zadzwoniłem i tak zaczęła się nasza znajomość.

- To był właśnie cały Jacek. Swoim ciepłem i optymizmem natychmiast zjednywał sobie ludzi. Zawsze z promiennym uśmiechem na ustach - mówi kuzyn Marek. - Mój syn, którego Jacek był ojcem chrzestnym, odziedziczył po nim ten uśmiech, ale także ... dar do zbierania w szkole uwag.

- Jacek był też bardzo skromny - zaznacza Grzegorz Palarski. - Nigdy nie dawał poznać, że pracuje w tak poważnej firmie. Ja dopiero po dwóch latach znajomości dowiedziałem się, że jest funkcjonariuszem BOR.

Chorąży Jacek Surówka pracował w Biurze Ochrony Rządu od dziewięciu lat. Wraz z żoną mieszkał w Warszawie. Był jednym z najlepszych funkcjonariuszy. Tuż po katastrofie gen. bryg. Marian Janicki, szef BOR, podkreślił, że chorąży Jacek Surówka, podobnie jak jego koledzy, poleciał do Katynia wspólnie z prezydentem i najważniejszymi osobami w państwie niejako w nagrodę. Za wzorową służbę.

Zanim trafił do BOR, pracował w Krakowie m.in. jako ochroniarz.

- Szybko jednak stwierdził, że chce czegoś więcej. Wytyczył sobie cel, którym był BOR - mówi kuzyn Marek.

Ciężko pracował, by znaleźć się wśród elity polskich funkcjonariuszy.

- Niewysoki, ale za to niezwykle silny. Do BOR dostał się dzięki niebywałej wytrwałości i ogromnej woli walki, jaka w nim tkwiła - wspomina Marek. - Mówił mi: nawet nie masz pojęcia, jakie tam są wielkie chłopy, cały czas próbuję za nimi nadążyć.

Był pasjonatem swojej pracy. Ogromnie ją cenił. Tu znalazł przyjaciół, ludzi, na których mógł zawsze liczyć.
- Dzięki służbie miał okazję robić rzeczy, które go porywały, a których wcześniej nie mógł robić. Nauczył się jeździć na nartach, nurkował - dodaje Marek.

Wciąż jednak było mu mało. Chciał zrobić coś więcej, również dla innych. Na czerwiec zaplanował obronę pracy dyplomowej w Niepublicznym Kolegium Nauczycielskim, które działa przy ośrodku "Helenowo". Studiował pedagogikę specjalną ze specjalnością pedagogika niepełnosprawnych intelektualnie i terapia pedagogiczna. Po skończeniu studiów chciał poprosić swoich przełożonych w Biurze Ochrony Rządu o zgodę na podjęcie pracy jako terapeuta dziecięcy. Temu zajęciu chciał się też poświęcić po przejściu na emeryturę.

Chorąży Jacek Surówka nie mógł wybrać lepiej.

- Dzieciaki go uwielbiały. Miał powołanie do pracy z nimi. To był niezwykle wrażliwy człowiek. Taka ciepła dusza - zapewnia Krzysztof Byliniak, wicedyrektor Niepublicznego Kolegium Nauczycielskiego.

- Z ogromną pasją opowiadał o tych dzieciach, którymi się opiekował w ośrodku jako wolontariusz - dodaje kuzyn Marek. - On naprawdę miał z nimi świetny kontakt. Potrafił podejść do dziecka i bez problemu zacząć się z nim bawić. Nie każdy dorosły ma taki dar.

Dzieci z "Helenowa" mocno odczuły tę stratę. Są roztrzęsione. Zresztą nie tylko one.

"Wciąż nie mogę uwierzyć, że też byłeś w tym samolocie. Kiedyś znowu się spotkamy, ale do tego czasu będzie mi Ciebie brakowało Przyjacielu" napisał na forum internetowym Staszek z Bielska-Białej.

Ktoś inny dodał: "Jacku byłeś wspaniałym człowiekiem, zawsze uśmiech był na Twojej twarzy i takiego Cię zapamiętam. Nie mogę uwierzyć, że już Cię nie ma. Pozostaniesz w naszych sercach na zawsze".

Agata z Krakowa: "Jesteśmy wstrząśnięci śmiercią Jacka. Zostanie w naszej pamięci jako wesoły człowiek, dusza towarzystwa! Nie możemy w to uwierzyć, brak słów".

A kolega z wojska dopisał: "Ogromny ból, wielka strata, wspaniały człowiek, wielki szacunek".

Jacek Surówka urodził się w Krakowie w lipcu 1974 r. Skończył Szkołę Podstawową nr 12, a potem zdecydował się na naukę w krakowskim Liceum Plastycznym (talent plastyczny odziedziczył po ojcu, który jest malarzem). To w "plastyku" spotkał swoją przyszłą żonę Krystynę. Pobrali się 12 lat temu.

- Na moim weselu Krysia złapała bukiet panny młodej. Jacek nie miał innego wyjścia, musiał złapać krawat. Dopiął swego, a za miesiąc wzięli ślub - opowiada Marek.

- Byli wspaniałym małżeństwem - mówi pani Barbara, ciocia Jacka. - Krysia jest piękną kobietą. Niedawno obroniła pracę doktorską z historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. To Jackowi zadedykowała swój doktorat.

Chorąży Jacek Surówka pozostawił nie tylko żonę i rodziców, ale także czterech braci.

Jego wielką pasją było wędkarstwo, którym zaraził go ojciec. Podobnie zresztą jak pozostałych synów. Najczęściej łowili na Dunajcu.
Kochał też sport. Tę miłość odziedziczył z kolei po matce, trenerce gimnastyki artystycznej i nauczycielce wychowania fizycznego w krakowskich szkołach. Jeszcze jako młody chłopak trenował sztuki walki.

Interesował się motoryzacją. Kochał motocykle. W ubiegłym roku kupił sobie swój pierwszy motor.

- Kupił też dom, który chciał wyremontować. Mieli z żoną wielkie plany, dopiero teraz miało im się naprawdę zacząć życie - łamiącym się głosem opowiada Grzegorz Palarski.

Gen. Marian Janicki, szef Biura Ochrony Rządu, złożył wnioski w sprawie pośmiertnych odznaczeń oraz awansów dla funkcjonariuszy BOR, którzy zginęli w sobotniej katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Czterech tragicznie zmarłych oficerów otrzyma Złote Krzyże Zasługi, natomiast pięciu chorążych, w tym Jacek Surówka, Srebrne Krzyże Zasługi. Szef BOR zapowiedział też, że pięciu chorążych ma zostać awansowanych do stopnia podporucznika. Na wyższe stopnie mają zostać awansowani także oficerowie.

W sobotniej katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem zginęło dziewięciu funkcjonariuszy BOR: ppłk Jarosław Florczak, w służbie od 21 lat; kpt. Dariusz Michałowski, w służbie od 16 lat; por. Paweł Janeczek, w służbie od 17 lat; ppor. Piotr Nosek, w służbie od 15 lat; st. chor. Artur Francuz, w służbie od 18 lat; chor. Paweł Krajewski, w służbie od 14 lat; chor. Jacek Surówka, w służbie od 9 lat; chor. Marek Uleryk, w służbie od 12 lat i mł. chor. Agnieszka Pogródka-Węcławek, w służbie od 8 lat.

Anna Kolet-Iciek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski