Katarzyna Sipika-Ponikowska

Jadą godzinę do ognia, choć inni mają bliżej

Na początku pożar w karczmie Bida gasiły olkuskie jednostki. Potem na miejsce zdarzenia przyjechali także strażacy z Krakowa Fot. KP PSP Olkusz Na początku pożar w karczmie Bida gasiły olkuskie jednostki. Potem na miejsce zdarzenia przyjechali także strażacy z Krakowa
Katarzyna Sipika-Ponikowska

Do olkuskiego często bliżej jest strażakom ze Śląska niż z Krakowa. Pomimo to do zdarzeń ściągane są wozy ze stolicy Małopolski.

Nieraz zdarzało się, że do pożarów w powiecie olkuskim, m.in. w Bolesławiu czy Bukownie, które sąsiadują ze Śląskiem, dojeżdżały strażackie jednostki z Krakowa. Ludzie dziwią się, że wozy ściągane są z tak daleka, podczas gdy zdecydowanie bliżej byłoby wysłać auta np. z Dąbrowy Górnicznej czy Sosnowca.

Godzina zamiast 20 minut

Taka sytuacja miała miejsce między innymi podczas pożaru karczmy Bida w Bolesławiu miesiąc temu, 27 czerwca.

Do walki z żywiołem stawiły się z Krakowa dwa samochody z drabiną, dwa specjalistyczne ze sprzętem ochrony dróg oddechowych i agregatem mobilnym służącym do napełniania powietrzem zużytych butli oraz dwa auta operacyjne. Poza tym przyjechał też autobus z 32 kadetami ze Szkoły Aspirantów PSP. W sumie 45 strażaków. Z Krakowa do Bolesławia jest 50 km. Nawet na sygnale jedzie się ok. godzinę.

Zobacz także: Bolesław. Ogromny pożar karczmy Bida. Z ogniem walczyło 30 zastępów straży pożarnej

Czy karczma Bida się podniesie po wielkim pożarze?

Tymczasem z Dąbrowy Górniczej wozy mogłyby się stawić w 20 minut, bo mają do pokonania ok. 15 km. - Powinno się wysyłać jednostki, które znajdują się najbliżej. Byłoby to rozważniejsze i bardziej ekonomiczne - uważa Paweł Sowa, Czytelnik „Gazety Krakowskiej”.

Inny z naszych czytelników przytacza kolejną sytuację z października 2015 r., kiedy to na terenie Zakładów Górniczo - Hutniczych „Bolesław” w Bukownie płonął transformator. Specjalny wóz proszkowy przyjechał na miejsce aż ze Skawiny.

- Tymczasem identyczny stoi w Dąbrowie Górniczej. Miałby trzy razy bliżej. Gdzie tu sens i logika? - pyta czytelnik.

Tak działa system

Marcin Maciora z Powiatowej Straży Pożarnej w Olkuszu wyjaśnia, jak działa Krajowy System Ratowniczo - Gaśniczy. Akcją kieruje dowódca, który jest na miejscu zdarzenia ze strażakami. Jeśli potrzebuje dodatkowego wsparcia zwraca się do Stanowiska Kierowania Komendanta Powiatowego w olkuskiej komendzie.

- W pierwszej kolejności operuje się siłami powiatowymi. Jeśli jednostek jest za mało, stanowisko powiatowe zwraca się do Stanowiska Kierowania Komendanta Wojewódzkiego - wyjaśnia Marcin Maciora. Wyżej jest jeszcze Krajowe Centrum Koordynacji Ratownictwa i Ochrony Ludności.

- Zdarzają się sytuacje, że Krajowe Centrum dysponuje do zdarzenia sąsiednie jednostki z innego województwa. Tak było np. 15 lat temu podczas pożaru na terenie rafinerii w Trzebini - wspomina Marcin Maciora.

Kraków w drugim rzucie

Dlaczego więc przy pożarze Bidy byli strażacy z Krakowa?

- W tzw. pierwszym rzucie, kiedy najważniejsze jest kryterium czasowe, do zdarzenia jadą jednostki zlokalizowane najbliżej. Mogą być to również jednostki z innego województwa. Krakowskie jednostki pojechały do Bolesławia w drugim rzucie, kiedy już czas dotarcia na miejsce nie miał negatywnego wpływu na przebieg akcji - wyjaśnia Sebastian Woźniak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie.

Chodziło o podmianę pracujących na miejscu strażaków - ratowników. Pożar karczmy był tzw. pożarem ukrytym i jego gaszenie bardzo długo trwało. Poza tym ludzie pracowali w aparatach ochrony dróg oddechowych, które sporo ważą i trudno się w nich oddycha.

- Ale przecież w drugim rzucie też można było wysłać jednostki, które znajdują się bliżej. Oszczędziliby w ten sposób czas i pieniądze - kwituje Paweł Sowa.

Katarzyna Sipika-Ponikowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.