Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jadalne kasztany to zapomniany symbol przedwojennego Krakowa [WIDEO]

Iwona Krzywda
Rzeźbiarka Joanna Husarska
Rzeźbiarka Joanna Husarska fot. Adam Wojnar
Reportaż. - Taka jesienna pora jak teraz jest idealna na ich spożywanie, bo to jest owoc, który rozgrzewa od środka - mówi rzeźbiarka Joanna Husarska, spadkobierczyni niezwykłej plantacji w otulinie Lasu Wolskiego. O swoich kasztanach mogłaby opowiadać godzinami.

Surowe pomagają na serce, smutek i ból. Pieczone ogrzewają trzustkę i wątrobę, zaś gotowane w wodzie pomagają zwalczyć anemię, niskie ciśnienie i brak koncentracji. Jadalne kasztany to zapomniany dziś symbol przedwojennego Krakowa. Od pokoleń ich najlepsza odmiana rośnie w ogrodzie rodziny Husarskich.

Autor: Adam Wojnar

Rzeźbiarka Joanna Husarska, spadkobierczyni niezwykłej plantacji w otulinie Lasu Wolskiego, o swoich kasztanach mogłaby opowiadać godzinami. Owocami, które rodzą jej drzewa, chętnie się dzieli, sama również półki w zamrażalniku wypełnione ma właśnie kasztanami. Przez okrągły rok znajdują one swoje miejsce w serwowanych przez nią daniach.

Słabość do kasztanów miała znana ze swoich zdolności uzdrawiających święta Hildegarda. Pani Joanna wierzy podobnie jak ona, że kasztany są podstawą zdrowej i zbilansowanej diety człowieka. - Święta Hildegarda już w dwunastym wieku, wymieniając trzy rzeczy, które ludzie powinni spożywać w przyszłości, wskazała orkisz, koper włoski i właśnie kasztany. I nie myliła się - opowiada.

Jadalny kasztan pochodzi z basenu Morza Śródziemnego, ale spotkać można go właściwie w całej południowo-zachodniej Europie i północnej Afryce. Drzewo, by owocować, potrzebuje dużo słońca, jest również wyjątkowo mało odporne na mróz, stąd w naszym klimacie należy do rzadkości.

Pojedyncze egzemplarze spotkać można w ogrodach botanicznych, zabytkowych parkach albo rodzinnych plantacjach, jak ta u państwa Husarskich.

Orzechy jadalnego kasztanowca bogate są w witaminy i składniki mineralne. Dostarczają wysokowartościowych węglowodanów, pozbawione są glutenu i polecane w diecie pacjentów chorujących na nowotwory. Chronią przed alzheimerem i parkinsonem, podobno są również skutecznym afrodyzjakiem.

- Taka jesienna pora jak teraz jest idealna na ich spożywanie, bo to jest owoc, który rozgrzewa od środka. Zresztą samo drzewo też należy do gorących, dlatego z drewna kasztanowca robi się na przykład laski dla osób, które mają problemy z krążeniem - opowiada pani Joanna.

Jadalne kasztany prezydenta Juliusza Lea

Kasztany, które rosną w jej ogrodzie, mają już ponad 50 lat. Powstanie rodzinnej plantacji to w zasadzie przypadek. Niezabudowane rodowe ziemie w otulinie Lasu Wolskiego od pokoleń należące do Husarskich, stanowiły niegdyś łakomy kąsek dla miejscowych władz.

Kiedy w latach 60. poprzedniego wieku nad rodziną zawisło widmo wywłaszczenia, mama pani Joanny znalazła przepis mówiący, że w przypadku wykupu ziemi osobną opłatę wnieść trzeba za każde zasadzone na niej drzewo. By uchronić ojcowiznę Husarscy rozpoczęli więc masowe sadzenie orzechów włoskich i jadalnych kasztanów.

- Mama, która znała Lasek Wolski jak własną kieszeń, wiedziała o polanie, gdzie prezydent Juliusz Leo zasadził różne ciekawe rośliny, między innymi kasztany jadalne, które sobie rosły wśród buków. Nazbierała owoców i z największych przygotowała sadzonki do naszego ogrodu - wspomina pani Joanna.

Po śmierci mamy odpowiedzialność za plantację spoczęła właśnie na jej barkach. Owoce „prezydenckich” kasztanów z ogrodu Husarskich trafiają do sklepów ze zdrową żywnością i restauracji w całej południowej Polsce. Zysków z ich sprzedaży wystarcza akurat, by opłacić podatek od ziemi.

Od niedawna pani Joanna swój niezwykły ogród stara się uprawiać zgodnie z zasadami permakultury (to ekologiczna metoda upraw), bo jak uważa działań matki natury nie powinno się niepotrzebnie zakłócać. Najwięcej pracy dostarcza jej walka z dzikami, które pokochały smak „prezydenckich” kasztanów.

Kasztanowce jak ze słonecznej Hiszpanii

Wyjątkowo czasochłonne jest również zbieranie kilogramów owoców, które rokrocznie rodzą drzewa. Ten rok był pod tym względem wyjątkowo obfity. Upalne i bezdeszczowe lato sprawiło, że kasztanowce mogły poczuć się jak w swoim naturalnym klimacie słonecznej Hiszpanii czy Włoch.

- Do tej pory zebraliśmy ponad 60 kilogramów orzechów, a drugie tyle na pewno leży jeszcze pod drzewami. Duże ukłony należą się Ambasadzie Krakowian i pani Monice Doroszkiewicz, bo to oni pomogli mi w zbieraniu owoców i teraz też zorganizują podobną akcję - opowiada pani Joanna.

W swoim ogrodzie Husarscy prowadzą również specjalną szkółkę, gdzie trafiają małe drzewka, w naturalny sposób wyrastające pośród swoich „rodziców”.

To właśnie stamtąd pochodzą kasztanowce zasadzone niedawno w krakowskim Ogrodzie Botanicznym. Drzewa, upamiętniające prezydenta Lea oraz przedwojennego kasztaniarza Feliksa Borkowskiego, do ogrodu trafiły z inicjatywy Marcina Gołąbka. Krakowski maroniarz zafascynowany tradycją pieczenia kasztanów znaną w sercu Małopolski jeszcze przed wojną, sam zawodowo zajmuje się ich sprzedażą wśród krakowian i warszawiaków. Jak zapewnia, lepszych niż te „prezydenckie” nigdy nie próbował.

Pieczone kasztany to najpopularniejsza forma spożywania tych niezwykle zdrowych owoców. Kasztanów prosto z blaszki spróbować można na ulicach całego świata, od Moskwy aż po Nowy Jork.

Ich niecodzienny smak zaczynają doceniać również Polacy. - Myślę, że to się wiąże z pewnym wzrostem świadomości. Zaczynamy coraz większą uwagę przywiązywać do tego, co jemy, ale akurat o kasztanach ciągle trzeba ludziom przypominać - mówi pani Joanna.

Smaku kasztana, jak mówi, nie warto opisywać słowami. Najlepiej po prostu skosztować. - To nie muszą być kasztany pieczone, bo one mają tysiące zastosowań. Wszystko zależy od inwencji twórczej, ja na przykład często z gotowanych owoców robię pastę, którą potem dodaję do ciast - opowiada.

O przetrwanie rodzinnej tradycji się nie boi, bo miłość do drzew Husarscy mają w genach. Na ukochanej ziemi pod Lasem Wolskim wyrosło już sześć pokoleń tej rodziny. - Sama mam sześcioro dzieci, w tym piątkę córek. Najbardziej kasztanową tradycję szanują i doceniają te, które mają już własne dzieci i nie chcą karmić ich niezdrową żywnością, masowo zwożoną do naszego kraju. A nasze owoce są w pełni naturalne, smaczne i zdrowe - mówi.

Wszyscy, którzy chcieliby skosztować „prezydenckich” kasztanów mogą skontaktować się z panią Joanna Husarską pod numerem telefonu 12 429-91-99.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski