18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Hitler zdobył władzę

Redakcja
W rocznicę 30 stycznia 1933 r.

JERZY BESALA

JERZY BESALA

W rocznicę 30 stycznia 1933 r.

   Mało kto chce pamiętać, że Hitler doszedł do władzy w sposób legalny, drogą parlamentarną w demokratycznej republice niemieckiej. To ważne ostrzeżenie dla każdej demokracji. Kto by się bowiem spodziewał, że 30 stycznia 1933 r. w południe były kapral Adolf Hitler zostanie mianowany kanclerzem Rzeszy przez żywą legendę, zwycięskiego feldmarszałka I wojny światowej, prezydenta Paula von Hindenburga?
Kilka godzin później, przy blasku pochodni i włączonego reflektora, od Bramy Brandenburskiej do gmachu Kancelarii Rzeszy maszerowały brunatne, zwarte kolumny SA Batalionów Szturmowych, które w jakimś stopniu wywalczyły na ulicy sukces dla swego wodza, führera Adolfa Hitlera. Towarzyszył im gęsty szpaler mieszkańców Berlina, wznoszących ręce w nowym niemieckim pozdrowieniu, przejętym przez nazistów od starożytnych Rzymian i faszystów Benita Mussoliniego...
   Objęcie urzędu kanclerza przez Adolfa Hitlera odbyło się bez przesady w ostatniej chwili. Było istnym rzutem na taśmę wodza i jego partii narodowosocjalistycznej, NSDAP, zagrożonej rozpadem i obciążonej 12-milionowym długiem w markach niemieckich. Wprawdzie w lipcu 1932 r. naziści zyskali pierwsze miejsce w Reichstagu, ale niebawem zaczęli je szybko tracić. W listopadzie, w kolejnych, piątych w tym roku wyborach, ubyło Hitlerowi 2 mln wyborców. Siłę zaczęli znów odzyskiwać komuniści, znienawidzeni przez Hitlera jako forpoczta międzynarodowego żydostwa i przyczyna kryzysu państwa niemieckiego.
   Brytyjski ambasador był przekonany przy tym, że Hitler wyczerpał swoje rezerwy. Połknął małe mieszczańskie partie z klasy średniej i z prawicy, ale nic nie wskazuje na to, że zdoła zrobić wyłom w centrum i w partiach komunistycznej i socjaldemokratycznej. Partii nazistowskiej brakowało pieniędzy na kolejne kampanie, Joseph Goebbels pisał 5 listopada w rozpaczliwym tonie, że na pięć minut przed dwunastą udało nam się zdobyć 10 tys. marek... zrobiliśmy wszystko, co można. Teraz już los zadecyduje.
   Pozornie ów los w końcu 1932 r. nie był łaskawy: 8 grudnia doszło do rozłamu w partii. Jeden z najważniejszych przywódców Gregor Strasser, kandydat na wicekanclerza, oskarżany przez Hitlera o zakulisowe działania podkopujące jego pozycję - odchodził. Führer był przekonany, że NSDAP rozpada się. W hotelu "Kaiserhof" chodził całymi godzinami po pokoju, powtarzając: Zdrada, zdrada. W końcu oznajmia współpracownikom: Jeśli partia się rozleci, strzelę sobie w łeb.
   To zdumiewające, jak i tym razem Hitler wyszedł nie tylko z opresji, ale i sięgnął po władzę. Usiłował ją przecież bezskutecznie zdobyć od 1923 r. Zdumiewająca jest też przypadkowa kariera partyjna, którą odważny skądinąd kapral Adolf Hitler w 1919 r. rozpoczął od szpiclowania Niemieckiej Partii Robotniczej w Monachium. Podczas zebrania dał się ponieść nerwom, wygłaszając płomienną mowę, co zachwyciło szefa partii Antona Drexlera. Hitler zapomniał o swym wystąpieniu, ale pewnego dnia dostał zawiadomienie od Drexlera, że jest 555. członkiem partii, choć naprawdę liczyła ona kilkunastu piwoszy.
   Kto by się spodziewał, że tę piwną grupę Hitler przekształci w najsilniejszą partię niemiecką? On rzeczywiście sam posiał ziarenko, które wyrosło na monstrualną sekwoję zła. Odbierano go najpierw jako nawiedzonego mówcę obchodzącego piwiarnie w towarzystwie zabijaków w rodzaju kryminalisty Emila Maurice’a, tłukących się bez pardonu z komunistami. Hitler, niedoszły malarz i architekt, obdarzony naprawdę dużymi talentami artystycznymi, umacniał w tym czasie swą pozycję i tworzył brutalny w działaniu ruch nacjonalistyczny i jego dziwaczną symbolikę.
   Czerwień przejął od socjalistów, by przyciągnąć robotników. Dość przypadkowo przyswoił swastykę, emblemat kilku religii i nacji. Przystrzygł też wąsy w charakterystyczną szczoteczkę, a jego awanturniczość miał podkreślać opadający napoleoński kosmyk włosów. Przez kilka lat nie opuszczało go bezustanne drżenie lewej strony ciała; był napięty jak struna, gdyż wszystko podporządkował swej woli.
Z poparciem legendarnego generała Ericha Ludendorffa, 8 listopada 1923 r. Hitler usiłował przejąć władzę w Monachium, co skończyło się strzałami koło Odeonplatz i postawieniem Hitlera przed sądem. Dzięki temu puczowi kontuzjowany führer stał się jednak sławny w Niemczech, wyrósł poza opłotki bawarskie, pisały też o nim zagraniczne gazety. Oskarżony przed sądem o zdradę stanu, zagrożony plutonem egzekucyjnym bronił się przekonująco, oznajmiając, że uważa się za najlepszego z Niemców, który chciał jak najlepiej dla narodu niemieckiego. Oczywiście zapomniał, że jest Austriakiem, urodzonym koło Linzu. W jego pojęciu zresztą to również była część "Wielkich Niemiec".
   Wyrok sądu monachijskiego, toczącego rozprawy w budynku dawnej szkoły piechoty, był potwierdzeniem nastrojów, jakie panowały wówczas w Niemczech ogarniętych kryzysem bezrobocia, hiperinflacji i poczuciem krzywdy "dyktatu wersalskiego". Sędziowie podświadomie wcale nie byli przeciwni oskarżonemu demagogowi, który wołał o zniesienie krzywdy wersalskiej oraz wyrzucenie poza nawias społeczny marksistów i Żydów jako sprawców narodowej katastrofy niemieckiej.
   Na prima aprilis 1924 r. Hitler dostał więc najmniejszą karę 5 lat więzienia. Odsiedział tylko 9 miesięcy w twierdzy Landsberg, którą nazwał swoją najlepszą bezpłatną uczelnią. Tamże podyktował Rudolfowi Hessowi polityczny program: nudną i rozwlekłą książkę "Mein Kampf", którą mało kto przeczytał do końca. A szkoda, bo führer był w niej zdumiewająco szczery.
   Miał głębokie przekonanie, że podczas niezwykłych wzlotów i upadków prowadzi go opatrzność. Są zagadki nie do rozwiązania: wielokrotnie przecież w karierze tego krzykacza, z którego śmiali się co bardziej inteligentni Niemcy, dochodziło do sytuacji krańcowych, wieszczących nieuchronny kres malowniczej przygody Hitlera z polityką. Tak było podczas zakazu wygłaszania mów do 1927 r., romansu i samobójczej śmierci jego ukochanej siostrzenicy Geli Raubal, podczas próby sił z braćmi Strasserami. Z tej ostatniej w 1926 r. Hitler wyszedł nie tylko ze stratą, ale i korzyścią: pozyskał niezwykły talent dotychczasowego przeciwnika, cynicznego do szpiku kości propagandzisty, dra Josepha Goebbelsa.
   Porażka w puczu monachijskim wiele jednak Hitlera nauczyła. Zrozumiał, że nie należy w warunkach demokratycznego państwa porywać się zbrojnie na władzę poprzez jawny pucz albo rewolucję, jak "przeklęci marksiści". Odtąd działania Hitlera idą dwutorowo: partia nazistowska startuje w normalnej grze wyborczej i parlamentarnej, a jednocześnie manifestuje swą siłę poprzez zloty, demonstracje i bójki formacji zbrojnej - Batalionów Szturmowych SA.
   Takie jak np. w spokojnej Norymberdze, nawiedzonej zlotem 60 tys. członków SA. Bojówki dawnego przełożonego kaprala Hitlera, kapitana Ernsta Roehma, biły się zaciekle w zaułkach i knajpach z komunistami albo tłukły Żydów, przypominając o istnieniu i determinacji rasowo czystej NSDAP. Porządni, starannie poukładani i czyści jak bruki na monachijskich i berlińskich placach, burszowie niemieccy zdawali się temu nie przeciwstawiać. Na własnej skórze doznawali przecież, że źle się dzieje w ich państwie i w gruncie rzeczy nadal rozglądali się za charyzmatycznym przywódcą, a nie tylko legendą w rodzaju coraz starszego marszałka Hindenburga. Oczywiście, kryzys i ogólne rozprzężenie panujące w Niemczech sprzyjały ruchom skrajnym: stąd powodzenie w latach kryzysu 1928-32 z jednej strony komunistów, a z drugiej strony nazistów.
Zwolennik procesowego widzenia historii powiedziałby, że u progu lat 30. w Niemczech możliwy był tylko scenariusz ekstremalny. Pokazywały to wybory, w których powiększał się gwałtownie stan głosów na komunistów i nazistów. Hitler, jako szef potężnej partii, został wreszcie przyjęty w 1931 r. przez prezydenta Hindenburga. Nie zdołał tym razem swą histeryczną gadaniną zmylić wytrawnego i znużonego feldmarszałka, który zmęczony rozmową orzekł, że ten austriacki kapral byłby może dobrym ministrem poczt, ale nie kanclerzem.
   Niezrażony Hitler podjął kolejne starania nie tylko o najwyższe godności w państwie niemieckim, ale i o obywatelstwo niemieckie, by móc wystartować w wyborach prezydenckich. Było to swoistym paradoksem: naziści stali się najsilniejszą partią w Niemczech, a ich wódz był nadal obcokrajowcem, Austriakiem. Obywatelstwo nadawano automatycznie urzędnikom: zwolennicy Hitlera usiłowali więc zatrudnić go bezskutecznie jako szefa policji we wsi Hildeburghausen, jako profesora w Brunszwiku (nauczyciele byli przeciwni), a w końcu, z powodzeniem, jako attache Brunszwiku w Berlinie.
   Już Alan Bullock w fundamentalnej pracy o tyranie zwracał uwagę, że program partyjny führer traktował jedynie jako instrument w walce o władzę. Temu celowi służył też chwyt wyborczy wymyślony przez Goebbelsa "Hitler nad Niemcami". Hasło działało na tak zwane masy. Podczas wyborów prezydenckich w kwietniu 1932 r. führer przelatywał samolotami z wiecu na wiec, przemawiając do setek tysięcy ludzi w deszczu, burzy i zimnie. Potrafił ryzykować, np. lecąc do Düsseldorfu w burzę, gdy wszystkie loty zostały odwołane. I mimo że wybory przegrał na korzyść Paula von Hindenburga, to zyskał kolejne dwa miliony zwolenników.
   Jednakże w kwietniu 1932 r., po tym gorzkim sukcesie, wydawało się, że apogeum kariery Hitler i jego partia mają za sobą. Tempo przyrostu głosów na nazistów malało. Na dodatek 100-tys. partyjna armia bojówkarzy SA rwała się do realnej władzy, a strzelaniny i burdy znów powróciły na ulice Berlina i innych miast. Działo się tak, pomimo zakazu działalności SA i SS, wydanego przez Hindenburga. Prezydent był oburzony na partię NSDAP, zapominającą o odpowiedzialności wobec ojczyzny i narodu niemieckiego. Nic nie mogło bardziej dopiec Hitlerowi, uważającemu się za największego patriotę Niemiec.
   Miał do wyboru: rzucić bojówki na ulice i na gmachy państwowe do bezpardonowej walki albo czekać na rozwój gry parlamentarnej i snuć zakulisowe działania. Wybrał drogę legalizmu, a nie rewolty czy puczu SA. Przekształcił więc kolejny raz Bataliony Szturmowe w "sekcje sportowe", nakazując esesmanom zdjąć brunatne uniformy. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w SA wrze i lada chwila może wybuchnąć niekontrolowana "rewolucja Roehma" i jego brunatnych oddziałów.
Wóz albo przewóz dla Hitlera - taka sytuacja wykrystalizowała się w końcu 1932 r. w Niemczech ogarniętych parlamentarnym kryzysem. Wprawdzie w ponad 600-osobowym Reichstagu naziści osiągnęli przewagę, ale nie większość.
   Pod koniec 1932 r. trwała więc niezwykła szarpanina parlamentarna związana z działaniem przebiegłego "diabła w surducie", kanclerza Franza von Papena. Prezydent, wyznaczając go do misji stworzenia rządu, wiedział, że nie ma on oparcia w posłach i może jedynie, jak to określa prasa, stworzyć "gabinet baronów". Nie mając poparcia innych partii, Papen szybko zmuszony został do dymisji. Nie zrezygnował jednak z dalszej gry politycznej.
   12 września 1932 r. parlament został rozwiązany: przyczynił się do tego nazista Hermann Göring jako przewodniczący Reichstagu. Trwała gorączka pata politycznego, a w tle gospodarczego, choć Rzesza wychodziła już z kryzysu.
   Prezydent Hindenburg na miejsce von Papena mianował na nowego kanclerza generała Kurta von Schleichera. Mimo że i ten kandydat nie miał większości w parlamencie, to przeważało przekonanie, że generał potrafi zatrzymać widmo nadciągającej wojny domowej.
   Rzecz w tym, że zaraz potem kolejne partie również odmówiły współpracy ze Schleicherem. Tak, jakby chciały za wszelką cenę utorować drogę Hitlerowi.
   Nie mając poparcia w Reichstagu, kanclerz Schleicher usiłował uzyskać od prezydenta uprawnienia wyjątkowe. Wtedy znów na scenę wrócił von Papen, który przedtem domagał się takich samych uprawnień. Mieszkając blisko pałacu prezydenta, były kanclerz rozpoczął kolejną intrygę, w której, jak mu się zdawało, rozdawał karty. Królem kier miał być teraz Hitler, ale Papen szykował się w niedalekiej przyszłości do odegrania roli asa pik, który pozbija wszystkie figury.
   Spotykał się więc kilkakrotnie w styczniu z Göringiem i Hitlerem, proponując w końcu ostatniemu urząd kanclerza jako szefowi największej, ale nie decydującej partii niemieckiej. Przez tydzień trwały negocjacje, podczas których Hitlerowi szantażem i przekupstwem udało się pozyskać syna prezydenta, Oskara Hindenburga.
   Kanclerz Schleicher przegrywał na całej linii, zawodziły go nadzieje na rozbicie jedności partii nazistowskiej przez dywersję Strassera lub rewoltę SA. Na dodatek po Berlinie rozniosły się pogłoski, że podający się do dymisji Schleicher z pomocą garnizonu poczdamskiego szykuje pucz. W odpowiedzi w nocy 29 stycznia 1933 r. Hitler poderwał berlińskie bataliony SA do obsadzenia Wilhelmstrasse.
   W tamtej jednak chwili kluczowe stało się stanowisko dowództwa armii i jej przełożonego, feldmarszałka Hindenburga. Armia, ciesząca się od dawna w Niemczech kultowym wręcz szacunkiem, musiała wyrazić swą zgodę na kanclerstwo dawnego kaprala. Aby ją pozyskać, Hitler wstępnie zgodził się na mianowanie dowódcy generała von Wernera von Blomberga na ministra wojny. Za pośrednictwem Oskara Hindenburga generał Blomberg połknął nominację i pomimo nienawiści do pałkarzy i morderców z SA armia również zgodziła się na kanclerstwo Hitlera.
To był swoisty majstersztyk polityczny, gdyż ugoda odbyła się poza plecami najważniejszych konkurentów Hitlera: Schleichera, Strassera, a nawet Papena. W południe w poniedziałek, 30 stycznia 1933 r. uradowany führer zbiegł ze schodów "Kaiserhofu" już jako kanclerz Rzeszy...
   _Stało się to, co było niemożliwe: Adolf Hitler, syn drobnego urzędnika austriackiego, włóczęga z przytułku dla ubogich, Meldeganger z pułku Lista, został kanclerzem Niemiec - _pisał Bullock.
   Mało kto zdawał sobie sprawą, że nominacja ta otwiera najczarniejszą kartę dziejów Niemiec i świata. Przecież Adolf Hitler miał stanąć na czele koalicyjnego rządu, zachować parlamentarne reguły, a nie stać się w błyskawicznym tempie tyranem, jakiego nie znały dotąd Niemcy...
   Szacowny lord Bullock zauważył też ważną rzecz, która powinna pełnić rolę przestrogi nawet w demokratycznym państwie. Wbrew legendzie nazistowskiej, Hitler nie doszedł do władzy skutkiem rewolucji, ale tylnymi drzwiami. Na salony władzy wpuszczony został przez lisów demokracji w rodzaju Papena i Schleichera, a nawet prezydenta Hindenburga sterowanego przez jego syna Oskara. "Stara banda" doszła bowiem do wniosku, że oswojony i dopuszczony do władzy Hitler nie udźwignie odpowiedzialności. Nie podoła rządom w podzielonej Rzeszy, straci popularność, a w końcu poparcie społeczne. Jak wszyscy jego poprzednicy. A oni będą tym krzykaczem z wąsikiem sterować, aż do czasu, gdy go utrącą wraz z jego partią oszołomów i wrócą w chwale na kanclerskie stołki.
   Pomylili się straszliwie, płacąc nie tylko karierami politycznymi, ale i życiem, jak generał Kurt Schleicher i Gregor Strasser. Za nimi poszły do krainy śmierci Bataliony Szturmowe na czele z Roehmem, Żydzi, a w końcu miliony niewinnych ludzi.
JERZY BESALA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski