Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Jurand z Zygfrydem

Włodzimierz Knap
Kardynał Stefan Wyszyński z papieżem Janem XXIII podczas Soboru Watykańskiego II
Kardynał Stefan Wyszyński z papieżem Janem XXIII podczas Soboru Watykańskiego II Archiwum
18 Listopada 1965 * "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie" napisali w orędziu polscy biskupi do niemieckich * Niemieccy uznali jednak, że było to twarde, nacjonalistyczne posunięcie ze strony polskich hierarchów

Orędzie biskupów polskich było tekstem rewolucyjnym. Przed nim relacje między Polską a Niemcami były wrogie. Orędzie przeorało myślenie obu narodów.

Było też aktem heroicznym. Rzucało wyzwanie reżimowi. Ale też stało w sprzeczności z głęboko zakorzenionymi urazami Polaków wobec Niemców i nadal świeżą pamięcią o niewyobrażalnych zbrodniach popełnionych przez nich w czasie II wojny światowej. Szło też w poprzek myślenia Niemców, w tym niemieckich biskupów o Polakach i Polsce.

Żywa pamięć połączona z przebaczeniem - tak można określić sens zawarty w liście biskupów polskich do ich niemieckich współbraci. Niemieccy purpuraci odpowiedzieli listem, który nosił datę 5 grudnia 1965 r. Był niezwykle powściągliwy, pełen rezerwy. Ale niewiele osób wie, że dwa dni wcześniej Episkopat Niemiec wydał poufne postanowienie, w którym czytamy, że "na twardą, nacjonalistyczną postawę biskupów polskich i wiernych nie należy reagować ostro, lecz z demonstrowaną życzliwością".

Niesamowite, prawda?
Alfons Nossol, emerytowany biskup opolski, list biskupów polskich przyrównuje do sceny z "Krzyżaków" Sienkiewicza, w której do Juranda przyprowadzono skrępowanego Zygfryda, jego i Danuśki oprawcę. Dano mu nóż. On wziął, przeciął Krzyżakowi więzy i
uwolnił go.

Niemiecki biskup Josef Homeyer w 2005 r. przyznał, że niektórzy biskupi niemieccy byli przestraszeni, kiedy usłyszeli od polskich sformułowanie "przepraszamy i prosimy o przebaczenie".

Nieufność niemieckich biskupów
Już Arystoteles pisał w "Metafizyce", że zdziwienie jest tą przyczyną, dla której ludzie zaczęli filozofować. Dziwi się ten, kto ma świadomość własnej niewiedzy. Zapewne nie wszyscy wiedzą, a zatem zdziwią się, że po zakończeniu II wojny światowej ogromna część Niemców, w tym katolików, łącznie z biskupami, była głęboko przekonana, iż to oni są większymi ofiarami wojny niż Polacy!

Wielu Niemców było przeświadczonych, że dużo więcej zła zaznali zaraz po wojnie od Polaków, niż sami go zadali. Niemal wszyscy, łącznie z książętami Kościoła, nie przejmowali się skutkami II wojny dla Polski i Polaków. I taki stan rzeczy utrzymywał się przynajmniej do schyłku lat 60.

Niewiarygodne? Tak, lecz niestety prawdziwe. Jeszcze ćwierć wieku po zakończeniu II wojny światowej biskupi niemieccy oczekiwali, że to przede wszystkim polscy biskupi powinni wyznać winę wobec Niemców, a nie odwrotnie. Myśleli jak większość Niemców.

Polska ofiarą
W pierwszych latach po II wojnie światowej nastroje antyniemieckie były w Polsce bardzo mocne. Panowało przekonanie o zbiorowej winie Niemców. Nie można jednak się temu dziwić. Rzadko o tym się mówi, ale to Polska, a nie żadne inne państwo, łącznie ze Związkiem Sowieckim, poniosła w konsekwencji niemieckiej napaści najdotkliwsze straty.

Prof. Czesław Łuczak wyliczył, że na 1000 mieszkańców zginęło 220 Polaków, 164 Rosjan, 13 Francuzów. Straty materialne Polski były też zdecydowanie największe w przeliczeniu na mieszkańca. A to nie koniec. Niemcy są m.in. współwinni zbrodni i zniszczeń, których dopuścili się na nas Sowieci w latach 1939-1989.

Bez tych faktów trudno zrozumieć genezę orędzia biskupów polskich z listopada 1965 r. i odpowiedzi na nie niemieckiego episkopatu.

Pomsta do nieba
Polscy katolicy po zakończeniu wojny oczekiwali, że ze strony niemieckich współbraci usłyszą wyznanie winy, chęć uczynienia głębokiej pokuty i dokonania rekompensaty. W jej ramach oczekiwano m.in. akceptacji granicy polsko-niemieckiej ustalonej w czasie konferencji w Poczdamie.
Niemieccy katolicy jednak nie tylko nie zamierzali tak postępować, lecz zajęli postawę diametralnie odmienną. Basil Kerski i Robert Żurek, współautorzy ciekawej i udokumentowanej książki "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie", podkreślają, że temat zbrodni niemieckich wobec Polski po wojnie w zasadzie nie istniał.

Odpowiedzialnością za wojnę i jej skutki biskupi i elity niemieckie obarczały "zbrodniczych kompanów Hitlera i Himmlera". W marcu 1946 r. biskupi niemieccy w liście pasterskim wysiedlenie określili jako "bezprawie wołające o pomstę do nieba".

Autorzy "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie" podkreślają, że część niemieckiego duchowieństwa i wiernych otwarcie głosiła, że wysiedlenie Niemców było zbrodnią straszniejszą niż to, czego dopuścili się Niemcy wobec Polaków. Trudno było znaleźć Niemca, który zaakceptowałby granicę polsko-niemiecką na Odrze i Nysie. Na temat cierpień Polaków w niemieckich mediach trudno było cokolwiek przeczytać. "Za prawdziwe ofiary Niemcy uważali nie Polaków, tylko siebie samych" - piszą Kerski i Żurek.

Od drugiej połowy lat 50. od tej reguły zdarzały się odstępstwa. W październiku 1960 r. Julius Doepfner, ówczesny biskup Berlina, wygłosił kazanie, które wpłynęło na zmianę relacji między polskim a niemieckich Kościołem. Doepfner był pierwszym dostojnikiem, który przyznał, iż Polacy byli ofiarami straszliwych niemieckich zbrodni i że stały się one przyczyną cierpień Niemców na terenach za Odrą i Nysą. Słowa te padły 15,5 roku po zakończeniu wojny. Jednak wielu niemieckich katolików przyjęło słowa Doepfnera bardzo krytycznie.

W ocenie Kerskiego, Żurka i Tomasza Kyci, w połowie lat 60. wyraźna większość niemieckich katolików nie była gotowa do pojednania ze wschodnim sąsiadem. W 1965 r. ks. Helmut Holzapfel, redaktor naczelny "Wurzburger Kirchenzeitung", pisał do Alfonsa Erba, założyciela "Maximilian Kolbe-Werk": "W konsternację wprawia totalna nienawiść do Polski. Antysemityzm został u nas prawnie zakazany, tym bujniej rozplenia się antypolonizm".

Arcybiskup Kominek
W 1964 r. wypadła 25. rocznica uderzenia Niemiec na Polskę. W roku następnym obchodzona była 20. rocznica zakończenia wojny. Niemieccy biskupi nie zrobili jednak nic, by skorzystać z tych okazji i zainicjować pojednanie z Polską. Mało tego, w sierpniu 1965 r. oburzyli się na kazanie wygłoszone przez prymasa Stefana Wyszyńskiego we Wrocławiu, który pominął w nim niemiecki rozdział dziejów tego miasta.

Polscy biskupi, a w praktyce jeden z nich, administrator apostolski Wrocławia Bolesław Kominek, postanowili wziąć inicjatywą w swe ręce. Abp Kominek z urodzenia był Górnoślązakiem. Biegle poruszał się w świecie zarówno polskiej, jak i niemieckiej kultury oraz mentalności, choć jednoznacznie czuł się Polakiem.

Jeszcze w 1963 r. na falach radia watykańskiego przedstawił stan Kościoła na "Ziemiach Odzyskanych" z polskiego punktu widzenia. Jego opis doprowadził do interwencji zachodnioniemieckiej ambasady w Watykanie.

Co zatem skłoniło abp. Kominka do napisania orędzia do niemieckich biskupów, w którym padły słynne słowa "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie"? Kiedy zakończył pracę nad tekstem, kto mu pomagał, kiedy zapoznali się z nim biskupi niemieccy? W tych kwestiach pewności nie mamy; skazani jesteśmy na przypuszczenia. Jedni historycy twierdzą, że Kominkowi redagowanie listu zajęło dwa lata, inni, iż pół roku.
Były sekretarz arcybiskupa twierdzi, że napisał go w ciągu dwóch-trzech nocy. Bliski współpracownik metropolity wrocławskiego utrzymuje, że pod koniec soboru watykańskiego schronił się na dwa tygodnie we włoskim klasztorze i tam napisał tekst. Kerski i Żurek dowodzą, że orędzie powstawało etapami, a początki sięgają 1960 r. Hansjakob Stehle, niemiecki dziennikarz i historyk, twierdzi, że przyszły kardynał pierwotną wersję dokumentu przedstawił niemieckim biskupom - Hengsba-chowowi, Schroefferowi i Spulbeckowi - 4 października 1965 r. w czasie soboru. Pewne jest to, że 27 października abp
Kominek oddał poufnie tekst niemieckim biskupom z prośbą o wniesienie poprawek.

Zapewne wielką rolę odegrała wola pojednania z Niemcami, którą arcybiskup wrocławski pielęgnował od dawna.

Memoriał Wschodni
Historycy podkreślają, że ważny był też wpływ Memoriału Wschodniego, czyli dokumentu opublikowanego przez Kościół ewangelicki w Niemczech 14 października 1965 r. W memoriale wzywano do pojednania z Polakami i do uznania granicy na Odrze i Nysie. Prof. Stanisław Stomma, w okresie PRL-u członek koła poselskiego "Znak", inicjator pojednania polsko-niemieckiego od lat 50., podkreślał, że niemieccy protestanci w kwestii pojednania z Polakami znacznie wyprzedzili niemieckich katolików.

Kościół ewangelicki nad memoriałem pracował od 1963 r. Po jego opublikowaniu Niemcy zawrzeli z oburzenia, w tym członkowie Kościoła ewangelickiego.

List biskupów polskich
Tekst orędzia napisanego przez abp. Kominka być może nie zostałby podpisany przez polskich biskupów już w 1965 r., gdyby nie to, że polski Kościół przygotowywał się do obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Z tej okazji biskupi postanowili wysłać zaproszenia na uroczystości do wszystkich konferencji biskupów na świecie. I poprzez orędzie, będące też zaproszeniem, zdobyli się na niezwykły gest, narażając się na odwet ze strony reżimu komunistycznego, niezrozumienie wielu Polaków, w tym duchownych.

Sam list jest długi (mieści się na 10-12 stronach książki). Przede wszystkim zawiera opis stosunków polsko-niemieckich, ale nie jako tysiącletni okres niechęci i nienawiści Niemców do Polaków, co akcentowała propaganda PRL. List zwracał uwagę na dobre i złe strony wspólnego sąsiedztwa.

Według historyków, list miał przełomowe znaczenie dla rozwoju relacji polsko-niemieckich, choć owoce przyszły dopiero po latach. Zawarte w nim przesłanie rozjątrzyło ekipę Gomułki. Ale też spotkało się na początku z niezrozumieniem absolutnej większości Polaków, co łatwo zrozumieć.

Kominek doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W październiku 1965 r. pisał: "Pierwsi apostołowie pokoju będą atakowani z obu stron".

Z wagi i możliwych konsekwencji orędzia zdawał sobie sprawę także prymas Wyszyński. Pamiętał, że przy jego aresztowaniu w 1953 r. komuniści zarzucali mu m.in. chęć pozostawienia Ziem Zachodnich rzekomemu "neonazizmowi Adenauera". Klimat polityczny w 1965 r. był co prawda inny niż w epoce stalinowskiej, lecz prymas wiedział, że list da reżimowi świetny pretekst do zmasowanego ataku na Kościół.
W czasie pisania listu metropolita wrocławski nie konsultował się z Prymasem Tysiąclecia. Znawcy zgodnie przyznają, że wobec Niemców Wyszyński nie był przyjazny, co łatwo wytłumaczyć jego przeżyciami podczas I i II wojny światowej. Ale gdyby powiedział "nie", to list napisany przez Kominka nie miałby szans zostać oficjalnym dokumentem. Wyszyński uważał, że pojednanie polsko--niemieckich katolików może uruchomić w Europie dalekosiężne procesy.

Prof. Antoni Dudek, znawca dziejów relacji państwo-Kościół w okresie PRL, mówi: - Gomułka dostrzegł, że inicjatywa biskupów ma na celu nie tylko pojednanie między obu narodami, ale także osłabienie rządzących. Prof. Dudek przypomina, że Gomułka, pisząc w marcu 1966 r. do Wyszyńskiego, zarzucał mu, że "buduje mur między Polską a Związkiem Radzieckim".

Chłodna odpowiedź
Niestety, niemieccy biskupi nie dostrzegli głębi zawartej w liście polskich hierarchów. Przyznał to zresztą w 1970 r. prymasowi Wyszyńskiemu w liście kard. Doepfner. Odpowiedzieli listem z 5 grudnia 1965 r. Był niezwykle powściągliwy, pełen rezerwy i chłodno został przyjęty przez polskich biskupów.

Dlaczego niemieccy biskupi tak postąpili? Zdaniem Kerskiego, Żurka i Kyci, hierarchowie niemieccy zlekceważyli inicjatywę polską, biskupom polskim zarzucili szowinizm, nacjonalizm, kierowali się poczuciem wyższości w stosunku do Polski. Kard. Doepfner przyznał to częściowo we wspomnianym już liście do prymasa Wyszyńskiego.

Doepfner kluczył jednak i w 1970 r., pisał, że powściągliwość wynikała "ze szczególnych trudności, które trzeba było pokonać po niemieckiej stronie". Władysław Bartoszewski celnie ujął istotę rzeczy: "List biskupów polskich zdecydowanie wyrastał ponad ówczesny przeciętny stan świadomości społecznej i dojrzałość moralną polskich katolików. Odpowiedź biskupów niemieckich odpowiadała stopniowi dojrzałości moralnej katolików niemieckich".

Polskie społeczeństwo, w większości złożone z katolików, też nie było przygotowane na orędzie. Próbował wykorzystać to reżim Gomułki, który z wielką siłą zaatakował biskupów. Kiedy jednak 3 maja 1966 r. w Częstochowie prymas Wyszyński wezwał wiernych do udzielenia niemieckim sąsiadom przebaczenia za ich zbrodnie wojenne, to setki tysiące ludzi odpowiedziały: "Przebaczamy".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski