Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak krakowski Hutnik postraszył AS Monaco z gwiazdami w składzie [ZDJĘCIA]

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Dariusz Romuzga (w środku) kontra John Collins (z lewej) i Martin Djetou
Dariusz Romuzga (w środku) kontra John Collins (z lewej) i Martin Djetou Anna Kaczmarz
Piłka nożna. Niespełna 22 lata temu krakowski Hutnik w Pucharze UEFA wyeliminował drużyny Chazri Buzowna Baku i Sigmy Ołomuniec. Nie dał rady dopiero późniejszemu półfinaliście tych rozgrywek - AS Monaco. Przed sobotnim meczem Wisły Kraków z drużyną z maleńkiego księstwa przypominamy pucharowe występy Hutnika w 1996 roku, w tym właśnie dwumecz z AS Monaco.

Mistrzowie świata i Europy (Fabien Barthez, Emmanuel Petit, Thierry Henry), uczestnik czterech mundiali (Enzo Scifo), mistrz olimpijski (Victor Ikpeba), zdobywca Superpucharu Europy (Sonny Anderson), finalista Pucharu UEFA (Patrick Blondeau), półfinalista Ligi Mistrzów (Gilles Grimandi), półfinalista ME U-19 (Malaury Martin), inni reprezentanci swoich krajów (Martin Djetou, Ali Benarbia, Sylvain Legwinski, John Collins) i uczestnik LM (Franck Dumas) - tych 14 piłkarzy AS Monaco 24 września 1996 roku zwycięstwem 3:1 na stadionie Louisa II zakończyło piękną pucharową przygodę nowohuckiej drużyny w Pucharze UEFA. Jedyną w historii klubu - w ostatnim sezonie jego występów w naszej ekstraklasie.

Wymieniliśmy tylko największe sukcesy graczy Monaco. Większość z nich odniosła je kilka lat po konfrontacji z Hutnikiem, ale i tak świadczą one o sile i potencjale drużyny z maleńkiego księstwa, której trenerem był - jako zawodnik - mistrz Europy i brązowy medalista MŚ (Jean Tigana).

Czy można się więc dziwić, że hutników skazywano na wyeliminowanie, tym bardziej po porażce u siebie 0:1? Tymczasem byli oni bliscy sprawienia sensacji, bo długo remisowali 1:1.

Zanim krakowianie zmierzyli się Monaco, zaliczyli „spacerek” z drużyną z Azerbejdżanu i horror z zespołem z Czech...

Nad agencją towarzyską

W rundzie wstępnej Pucharu UEFA Hutnik trafił na ekipę Chazri Buzowna Baku. Już pierwszy mecz, na Suchych Stawach, rozwiązał wątpliwości, kto jest lepszy. Gospodarze wygrali... 9:0, choć jeszcze w 28 minucie było 0:0, a w 64 minucie tylko 2:0.

Worek z bramkami rozwiązał Moussa Yahaya, za co od sponsora otrzymał telewizor marki Philips. Po dwa gole zdobyli Dariusz Romuzga, Jerzy Wojnecki, Marek Zając, a po jednym Bartłomiej Jamróz i (przy stanie 8:0)... bramkarz Siergiej Szypowski. Ten ostatni - słysząc na trybunach okrzyki kibiców „Siergiej, Siergiej!” - poprosił kolegów, by też miał udział w efektownej wiktorii. Do egzekwowania „11” był wyznaczony Waldemar Adamczyk. Nie strzelił żadnej bramki, ale zaliczył aż cztery asysty.

Do Baku hutnicy lecieli nie wiedząc, jak zostaną przyjęci przez gospodarzy. Pochodzący z ZSRR Siergiej Szypowski uspokajał jednak kolegów, że na pewno bardzo sympatycznie. Nie pomylił się. Czekało na nich czeskie piwo, rosyjski kawior i miejscowe dziewczyny, wykonujące taniec brzucha.

Były też inne dziewczyny...

- Mieszkaliśmy w 10-piętrowym hotelu na szóstym czy siódmym piętrze. A poniżej na trzech piętrach były... agencje towarzyskie. Gdy winda się zatrzymywała na którymś z nich, ktoś z agencji zapraszał do skorzystania z jej usług - wspomina drugi trener hutników Michał Królikowski.

W rewanżu, rozgrywanym w dużym upale, wicemistrzowie Azerbejdżanu zagrali lepiej. Dwukrotnie obejmowali prowadzenie, ale tyleż razy goście doprowadzali do remisu (po strzałach Roberta Ziółkowskiego i Yahai), „przyklepując” awans.

„Przemyceni” kibice

Drugim rywalem Hutnika była Sigma Ołomuniec, którą po raz trzeci prowadził Karel Brueckner. Występowało w niej trzech piłkarzy reprezentacji Czech, która kilka tygodni wcześniej w Anglii sensacyjnie zdobyła wicemistrzostwo Europy. Byli to: obrońcy Karel Rada i Martin Kotulek oraz napastnik Milan Kerbr (ten ostatni z powodu kontuzji nie zagrał w dwumeczu).

Pierwszy mecz odbył się w Ołomuńcu - bez udziału kibiców. Była to konsekwencja kary nałożonej na Sigmę za chuligańskie ekscesy jej fanów (obrzucenie arbitra różnymi przedmiotami) w poprzedniej edycji Pucharu UEFA w meczu z Juventusem Turyn (2:2). UEFA najpierw zdecydowała, że Sigma nie będzie mogła zagrać u siebie, potem zmieniła decyzję: spotkanie ma się odbyć przy pustych trybunach.

Przed meczem doszło do zabawnej scenki. Gdy delegat UEFA zapytał gospodarzy, gdzie ma usiąść, usłyszał odpowiedź: „Na stadionie jest kilkanaście tysięcy wolnych miejsc. Może pan usiąść tam, gdzie chce”.

Zgodnie z postanowieniami UEFA, mecz mogło oglądać po 75 osób z każdej ekipy. Hutnik nie wykorzystał pełnej puli. Z Krakowa przyjechało tylko 40 osób (łącznie z piłkarzami), w tym pięciu... kibiców, „przemyconych” mimo obostrzeń UEFA na stadion. - Wjechali z nami autokarem - zdradza Królikowski.

Krakowianie zamieszkali w dworku, na uboczu miasta, gdzie mieli dobre warunki do koncentracji przed meczem. A w nim znakomicie zagrał Szypowski, kilka razy ratując swój zespół od utraty gola. Dopiero w 78 minucie pokonał go głową najlepszy snajper czeskiej ligi w poprzednim sezonie Miroslav Baranek. Krakowianie mieli kilka okazji do zdobycia gola, ale żadnej nie wykorzystali.

"Dostaniemy piątkę"

Rewanż okazał się horrorem, ale zwycięskim dla Hutnika. Zaczął się on fatalnie dla niego, od straty gola w 6 minucie po strzale Michala Kovara. Sigma nacierała, stwarzała kolejne sytuacje i wydawało się, że podwyższy wynik.

- Gdy straciliśmy bramkę, powiedziałem Królikowskiemu na ucho: „Michał, dostaniemy dziś piątkę” - zdradza po latach trener Jerzy Kasalik.

Tymczasem to hutnicy zdobyli dwie bramki. I to jakie... Najpierw Yahaya trafił z efektownego woleja (- To najpiękniejszy gol w mojej karierze - wyznał po meczu), a potem Michał Stolarz trafił do siatki bezpośrednio z... rzutu rożnego.

Prowadzenie 2:1 nie zapewniało jeszcze awansu Hutnikowi. Potrzebny był trzeci gol. Zdobył go Romuzga, głową po rzucie wolnym Adamczyka. Radość hutników wkrótce potem mógł stonować Josef Mucha, ale na ich szczęście główkował w poprzeczkę, a nie pod nią.

- Gdy objęliśmy prowadzenie 3:1, zaczęło się odliczanie czasu. Sędzia nie przedłużył meczu, choć mógł - mówi dziś Kasalik.

Mokre „Suche Stawy”

Około 75-osobowa ekipa z Monako przyleciała do Krakowa czarterem. Na jej czele stał szefujący klubowi w latach 1975-2003, Jean Louis Campora, znany ginekolog i właściciel ekskluzywnej kliniki w Monte Carlo. Piłkarze zamieszkali w hotelu „Piast”, a oficjele i 14 dziennikarzy w hotelu „Ibis”.

Trener Jean Tigana nie zjawił się na przedmeczowej konferencji prasowej. Był zaskoczony stanem boiska. Goście nie kryli, że nigdy nie grali na tak fatalnej murawie. Jeden z francuskich dziennikarzy zdobył się na stwierdzenie „wiejski stadion”.

- Hutnik miał wtedy jedną z najlepszych muraw w Polsce, ale przed meczem przez kilka dni padało - mówi Królikowski.

Na grząskim, błotnistym boisku lepiej mimo wszystko radzili sobie goście, którzy opanowali środek pola i przeważali przez niemal cały mecz. Na jego początku groźnie strzelili Enzo Scifo (piłka zmierzała pod poprzeczkę) i John Collins. W rewanżu uderzenie Adamczyka Fabien Barthez sparował na rzut rożny, a strzał Yahayi był minimalnie niecelny.

W 60 minucie czerwoną kartkę (za dwie żółte) zobaczył Philippe Leonard, ale hutnicy nie wykorzystali osłabienia rywala (Yahaya w dogodnej sytuacji, był sam na sam z bramkarzem, spudłował). Tymczasem w końcówce meczu gola dla Monaco zdobył Victor Ikpeba. Nie do śmiechu było nawet obecnemu na trybunach satyrykowi Marcinowi Dańcowi.

- Monaco miało wspaniałych piłkarzy, na każdej pozycji postać, ale nie musieliśmy przegrać. Była nawet szansa na wygraną - przekonuje Kasalik.

Jak otworzyć drzwi?

Wyjazd na rewanż była dla krakowian kolejną wyprawą w inny, nieznany im świat. Zupełnie inny niż na wschód. Przekonał się o tym już podczas rekonesansu w Monako Królikowski.

Oddany do użytku w 1985 roku stadion Louisa II, o pojemności 18,5 tys widzów, był wtedy perełką sportowej architektury. Pod boiskiem i okalającą je bieżnią lekkoatletyczną na trzech poziomach znajdowały się wielofunkcyjna hala sportowa, pływalnia o olimpijskich wymiarach i parking samochodowy.

- Miałem problem z dotarciem na stadion, bo wokoło były budynki i nie było masztów. Jak się okazało, oświetlenie znajdowało się na dachu. Nie wiedziałem, jak tam wejść. Na szczęście pomógł mi mieszkający od lat w Monako trener pływania Jacek Chojnowski z Krakowa, który prowadził tam ogromną siłownię i specjalizował w rehabilitacji piłkarzy - opowiada Królikowski.

Trudno było wejść nie tylko na stadion, ale i do... pokoju w hotelu „Abela”. Większość członków hutniczej ekipy po raz pierwszy zetknęła się bowiem z kartami magnetycznymi.

- Widziałem z trenerem Kasalikiem, jak dwóch członków naszej ekipy miało problem z otwarciem drzwi. Widział to również Yahaya, podszedł do nich i jednym ruchem je otworzył. Śmialiśmy się, że Afrykanin uczy Europejczyków - wspomina drugi trener Hutnika.

Koszulek nie damy!

W rewanżu nie mógł zagrać m.in. Romuzga, choć przyleciał do Monako, i to... z lewą nogą w gipsie. - To był gest ze strony klubu. W wolnym czasie zwiedziłem miasto, zobaczyłem między innymi fabrykę perfum i korty tenisowe - wspomina.

Jego koledzy byli bardziej zajęci, ale też zdążyli poznać nieco Monako. - Z pokoju w hotelu widziałem lądowisko helikopterów, a na chodniku w parku żółwie - mówi Jamróz. - Sklepy załadowane towarami, ogromne jachty, ulica, po której podczas zawodów jadą bolidy Formuły 1, luksus, przepych. To robiło wrażenie - nie kryje Krzysztof Hajduk.

Wrażenie natomiast na Tiganie zrobiła postawa Szypowskiego, który choć puścił trzy gole (dwukrotnie pokonał go Anderson i raz, z rzutu wolnego, Martin Djetou) dostał od „L’Equipe” notę 6, wyższą od Bartheza (5). Krakowski golkiper wyłapał wiele dośrodkowań, obronił kilka strzałów. Tak samo jak Szypowski został oceniony Yahaya, który po przerwie sprawiał sporo kłopotów gospodarzom.

Monaco prowadziło 1:0 (Anderson dobił strzał Ikpeby) do 63 minuty, gdy Adamczyk wyrównał z rzutu karnego, podyktowanego za rękę Francka Dumasa (wybił piłkę z linii bramowej po strzale Wojciecha Ozimka i dostał czerwoną kartkę). Grając w przewadze, hutnicy ruszyli nieco na oślep do ataku i zostali dwukrotnie skarceni w końcówce meczu. Inna sprawa, że sędzia nie podyktował rzutu karnego za brutalny faul Bartheza na Yahayi.

Piłkarze Monaco pokazali klasę, ale tylko piłkarską. - Po meczu chcieliśmy się wymienić z nimi koszulkami, jednak nie zgodzili się. Dali nam potem, ale z... klubowego magazynu - wspomina Hajduk.

Monaco potem wyeliminowało Borussię Moenchengladbach, HSV Hamburg i Newcastle United. Dopiero w półfinale nie dało rady Interowi Mediolan.

Składy obu drużyn z rewanżowego meczu w Monako:

AS Monaco: Barthez - Blondeau, Dumas, Martin, Djetou - Benarbia, Collins (75 Henry), Legwinski (57 Scifo), Petit - Anderson, Ikpeba (65 Grimandi).

Hutnik: Szypowski - Motyka, Walankiewicz, Duda, Fudali - Prokop (75 Zięba), Jamróz, Hajduk (46 Adamczyk), Ozimek , Wawrów (61 Krzywda) - Yahaya.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jak krakowski Hutnik postraszył AS Monaco z gwiazdami w składzie [ZDJĘCIA] - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski