Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Jak można dopuścić do tego, żeby Sanepid był tak przeładowany?". Bulwersująca relacja naszego Czytelnika

OPRAC.: (AM)
Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Od jednego z naszych czytelników otrzymaliśmy szokujący list, opisujący próby skontaktowania się z Sanepidem przez osoby podejrzewające, że mogły mieć kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. Poniżej publikujemy w całości ten list (pisownia oryginalna).

FLESZ - Szczepionka na COVID-19 odkryta przez Rosjan?

Oto list naszego czytelnika:

"Dwa tygodnie temu, późnym wieczorem w niedzielę odebrałem bardzo niepokojący telefon - dyrektorka żłobka zadzwoniła, ponieważ jedna z opiekunek w piątek straciła węch i smak, na własną ręką poszła się zdiagnozować i dostała pozytywny wynik na koronawirusa. Szczęście w nieszczęściu, że jej ostatni dyżur w żłobku był w poniedziałek - szybkie sprawdzenie na stronie WHO pokazało, że jeśli - jeśli! - ktoś może zarażać koronawirusem PRZED wystąpieniem objawów, to prawdopodobnie 1-3 dni. Piątek - poniedziałek = 4 dni, więc PRAWDOPODOBNIE wszystko jest OK.

No ale pandemia to poważna sprawa, więc nie możemy opierać się na "prawdopodobnie". Dyrektorka większość niedzieli spędziła na próbach dodzwonienia się do Sanepidu (nieudanych, to się będzie powtarzać w tej historii), ale pod wieczór stwierdziła, że nie ma co dłużej czekać i zamyka żłobek - obdzwoniła więc rodziców, żeby wyjaśnić sytuację. Powiedziała też, że - zero niespodzianki - Sanepid nałoży na nas kwarantannę.

My też traktujemy pandemię poważnie - mimo konsultacji ze stroną WHO, i mimo braku instrukcji ze strony Sanepidu, weszliśmy w reżim kwarantannowy. Ja pracuję z domu, Gosia zadzwoniła do szefowej i przekazała, że w poniedziałek z domu zrobi co się da, a potem zobaczymy. Umówiliśmy szwagrów, że zrobią nam zakupy i poszliśmy spać.

Poniedziałek - od samego rana dzwonimy do Sanepidu (powiatowego). Wchodzisz na linię i jesteś 18-22 w kolejce, która skraca się dosyć równomiernie co ok. 10 minut. Jesteście w stanie zgadnąć, co to znaczy? My zrozumieliśmy po ok. 5-6 godzinach na infolinii i potwierdzeniu z dyrektorką (która miała ten sam problem) - tego telefonu nikt nie odbiera. NIGDY. Po ok. 2.5h na linii "jesteś... pierwszy.... w kolejce", po 10 minutach słyszysz "długość kolejki została przekroczona" i cię rozłącza. Za każdym razem.

No OK, powiatowy Sanepid zarobiony, ale jest infolinia ogólnoopolska. Wiecie, co ona robi? Zbiera zgłoszenia, które przekazuje powiatowemu Sanepidowi, żeby oddzwonili jak będą mogli.

Czekamy. Siedzimy cały dzień jak na szpilkach, właściwie nic się nie da zrobić, bo wszystkie siły zużywamy na próby ustalenia, co mamy robić. Poradnik na stronie Sanepidu nie jest szczególnie pomocny - można się dowiedzieć, co robić na weselu, ale nie ma sekcji "mogłeś być w kontakcie z osobą zakażoną i nie możesz się dodzwonić do Sanepidu" - najwyraźniej jesteśmy pierwszymi ludźmi w Polsce z takim problemem. Dyrektorka uruchamia swoje kontakty w Sanepidzie - w końcu ktoś ten żłobek regularnie kontroluje, i dyrektorka ma do tej osoby prywatny numer (czaicie? prywatny), dzięki czemu dowiadujemy się, że przez weekend okazało się, że podobny problem jest w trzech żłobkach i powiatowy Sanepid nie wyrabia (znowu, czaicie? Przy trzech żłobkach przestają wyrabiać). Mamy czekać.

O 22 dzwoni telefon - nieznany numer. Ktoś przedstawia się, że jest z Sanepidu, i zaczyna maglować - imię? nazwisko? data urodzenia? adres zamieszkania? - no i w tym momencie dociera do nas (konkretnie to do Gosi), że jakby w pracy zaczęła tak "od czapy" podawać dane wrażliwe komuś nieupoważnionemu, to znalazła by się na bezrobociu jeszcze przed odłożeniem słuchawki. Pyta więc "pracownika Sanepidu", jak ów może się uwierzytelnić... no i pracownik zdębiał. W sumie to do teraz nie wiemy, czy telefon był z ramienia żłobka, czy z naszego kontaktu z infolinią ogólnopolską, ale skończyło się na tym, że usłyszeliśmy dosyć opryskliwe "to ja zapisuję, że państwo odmawiacie wywiadu" i na tym rozmowa się skończyła.

Wtorek... wyglądał bardzo podobnie. Ja w pracy, Gosi skończyły się rzeczy do robienia zdalnie, więc w stanie zawieszenia (na szczęście szefowa wyrozumiała, ale poczujcie, co tu się mogło dziać!). Dopiero wieczorem, koło 20, telefon z nieznanego numeru. Inny pracownik, tym razem przygotowany do uwierzytelnienia się (wystarczyło, że podał nazwę żłobka i imię dziecka) zebrał wywiad, oficjalnie powiedział, że jesteśmy na kwarantannie, że kwarantanna liczy się od ekspozycji dziecka (czyli od zeszłego poniedziałku) i że w terminie 10 dni od ekspozycji (teoretycznie we czwartek) będą pobrane próbki do zrobinia testu PCR. OK, wiemy na czym stoimy.

Środa. Dostajemy papiery, że zwolnienie L4 z tytułu kwarantanny (ja nie korzystam, praca zdalna, dzięki jakiejś nieludzkiej odporności Gosi na dwójkę małych dzieci "mamo rysuj ze mną"), i kolejna niespodzianka - oboje dostajemy SMSy "nie zainstalowałeś obowiązkowej aplikacji Kwarantanna - zrób to natychmiast". Chwilę dywagujemy "a co byłoby, gdybyśmy nie mieli smartfona", ale jesteśmy już tym wszystkim wymęczeni, więc instalujemy. W losowych porach dnia, dwa razy dziennie, mamy zrobić selfika z domu i wysłać. Mamy na to 20 minut od wezwania, parę razy się nie udało i dostaliśmy koomunikat "Nie wykonałeś zadania w terminie. Zostało to odnotowane w systemie", ale nic więcej. Raz dziennie odwiedza nas patrol policji i liczy przez balkon. Przynajmiej dzieci mają jakąś rozrywkę.

Czwartek. Czekamy aż ktoś przyjdzie pobrać próbki, ale nikt nie przychodzi - no cóż, ostrzegali nas, że może być jeden dzień opóźnienia.

Piątek. Czekamy aż ktoś przyjdzie pobrać próbki, przychodzą dopiero wieczorem - z jakiegoś powodu karetka musi wjechać na trawnik przed blok, ale nic to - stan wyższej konieczności. Pobranie próbki trwa może 20 sekund, wyniki powinny być w ciągu dwóch dni.

Sobota - bardzo staramy się nazwajem nie zagryźć. Okazuje się, że kwarantanna jak musisz, ale nie całkiem (marzec-kwiecień) jest dużo łatwiejsza niż kwarantanna, jak musisz i w dodatku cierpisz na brak wiadomości.

Niedziela - czekamy na wyniki. Nic się nie dzieje. Machamy policjantom z balkonu.

Poniedziałek - czekamy na wyniki. Nic się nie dzieje. Tłumaczymy policjantom, że młody nie podejdzie niczego powiedzieć do domofonu, bo jeszcze nie mówi. Robi się ciut niezręcznie, ale mamy się z czego śmiac przez resztę dnia. Próbujemy dodzwonić się do Sanepidu po wyniki. Dzwonimy na infolinię, gdzie rejestrują naszą prośbę o kontakt - "Sanepid skontaktuje się w ciągu 24 godzin". Okazuje się, że różne Sanepidy powiatowe mają różne zasady - w niektórych brak kontaktu = wynik negatywny, jesteś wolny, w innych - w tym w "naszym" - do otrzymania kontaktu jesteś na kwarantannie. Późnym wieczorem dostajemy powiadomienie z aplikacji Kwarantanna "Twoja kwarantanna została zakończona". Nie bardzo wiemy, jak to traktować - tak naprawdę nikt nam nigdy nie wyjaśnił, na jakiej zasadzie ta aplikacja działa.

Wtorek - czekamy na wyniki, nic się nie dzieje. Szefowa Gosi mówi jej - całkiem mądrze - że bez negatywnego wyniku nie wolno jej przyjść do biura. Dzwonimy przez cały dzień w kolejne miejsca - infolinia "eskaluje" nas do wojewódzkiego Sanepidu, powiatowy dalej kończy wiszenie w kolejce po 2.5h. Policjanci się nie pojawiają - w końcu koło 16 dzwonię na komisariat, bo może oni coś wiedzą. Funkcjonariuszka bardzo chce nam pomóc, w ciągu 20 minut sprawdza, że nie figurujemy już w żadnej bazie jako osoby do sprawdzenia, ale (co oczywiste) nie jest w stanie powiedzieć nam na 100%, że to oznacza, że jesteśmy "czyści" - po prostu na 100% nie dostaniemy mandatu od policji. Ale w sumie nadal możemy dostać karę od Sanepidu.

Gosia z mozołem przebija się przez kolejne numery telefonów, by w końcu trafić za którymś razem w wojewódzki Sanepid, który się bardzo martwi, ale nie może nam pomóc, bo to gestia powiatowego. Gawędzą sobie paręnaście minut, aż w końcu "wojewódzki" pyta niewinnie "a sprawdzili sobie państwo w bazie online?". Jakiej, kruca fuks, bazie? Oto okazuje się, że CMUJ prowadzi bazę z wynikami testów - żeby się zalogować, wystarczy PESEL i reset hasła na maila. Szkoda, że nikt o tym nie powiedział (a infolinia nawet o tym nie wie! sprawdzone).

No to wio, logujemy się - albo nie. Nie da się zresetować hasła, bo mimo podania maila w trakcie wywiadu nie został on wprowadzony. Powrót do "wojewódzkiego", dostajemy namiar mailowy na administratorów systemu - po wypełnieniu formatki uwierzytelniającej błyskawicznie dorzucają email do bazy i możemy sprawdzić wynik.

Jest, na szczęście, negatywny.

Wracamy do pracy, jedno dziecko do przedszkola, drugie pod opiekę babci (żłobek nadal zamknięty, nie ma decyzji Sanepidu). Czekamy na telefon z Sanepidu - dopiero on powinien kończyć kwarantannę.

Piszę to w nocy w piątek, półtora tygodnia później. Zadzwonił dzisiaj do mnie agent z ogólnopolskiej infolinii pytając, czy ktoś się ze mną kontaktował - zgodnie z prawdą powiedziałem, że nie. Agent ze smutkiem w głosie powiedział, że w takim razie on eskaluje dalej, do ministerstwa. Nie wróżę tej operacji powodzenia.

Pandemię mamy od pół roku. Jak można dopuścić do tego, żeby powiatowy Sanepid był tak przeładowany? Jak można dopuścić do tego, że procedury nie są ustandaryzowane? Jak można dopuścić do tego, że ogólnopolska infolinia nie wie, jakie który Sanepid ustalił zasady (skoro nie można ich ujednolicić)? Dlaczego razem z decyzją o kwarantannie na maila nie przychodzi "FAQ", który wyjaśnia, co to za aplikacja, co zrobić jak się nie ma nowoczesnego smartfona (przecież nie zadzwonić na infolinię Sanepidu); co zrobić, jeśli kwarantanna się kończy, a wyników brak? Że można sprawdzić wyniki online? Dlaczego nikt nie może zwyczajnie nagrać na telefonie Sanepidu "Nie odbieramy telefonów, sorki"? Dlaczego pracownicy Sanepidu muszą dzwonić z prywatnych telefonów, z zastrzeżeniem numeru? Trociny klejone śliną, ot co."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: "Jak można dopuścić do tego, żeby Sanepid był tak przeładowany?". Bulwersująca relacja naszego Czytelnika - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski