Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak na dzikusa, jest wyjątkowo miła. Gdy jednak zachce się jej słodyczy, potrafi nieźle napsocić

Grzegorz Tabasz
Przypominają sympatyczne wiewiórki z filmów Walta Disneya
Przypominają sympatyczne wiewiórki z filmów Walta Disneya Fot.wikipedia
Przyrodnicy zaliczyli je w poczet zwyczajnych gryzoni. Szkoda, bo Popielice to zupełnie niezwyczajne i sympatyczne zwierzaki

T rudno je spotkać w naturze. Życie zaczynają dopiero po zachodzie słońca. Większą część roku przesypiają w leśnych ostępach. Szkoda, bo z wyglądu i zachowania należą do jednych z najbardziej sympatycznych zwierzaków. To popielice. Przyrodnicy zaliczyli je w poczet zwyczajnych gryzoni, co uznaję w pokorze, choć serce protestuje.

Proszę rzucić okiem na portret popielicy. Miły pyszczek zdobią prawie nagie, zaokrąglone uszy. Piękne czarne oczy są okolone ciemnym włosem, przez co wydają się znacznie większe niż w rzeczywistości. Aksamitne, miłe w dotyku, szare futerko. Bez problemu zmieści się na dłoni – a z wyprostowanym ogonkiem sięgnie łokcia. Porusza się z niebywałą gracją. Bez większego problemu zrywa najsłodsze owoce wiszące na końcu cieniutkich gałązek, na które wiewiórka może co najwyżej popatrzeć. Ostre pazurki i wilgotne podeszwy stóp pozwalają na wspinaczkę po pionowych ścianach.

Jak na dzikiego stworka jest wyjątkowo miła w obejściu. Od czasu gdy nastała moda na domy blisko lasu spotkania z popielicami stały się częste. Zwierzaki nie pytając właścicieli o zgodę wprowadzają się latem na strych całą rodziną. Domowników zaczynają budzić nocne hałasy, piski, a bywa że i głośny rumor. W połowie lata na poddaszu pojawiają się stosy suchych liści, tudzież orzechy i żołędzie.

Wścibskie popielice chętnie zaglądają na pokoje, a że z zachowania przypominają sympatyczne wiewiórki z kreskówek Walta Disneya, potrafią nieźle napsocić. Teoretycznie jadają owoce i nasiona zakąszając przygodnie spotkanymi owadami. Czasami spustoszą ptasie gniazdo, co można im wybaczyć, bo po pierwsze czynią to z rzadka, a po wtóre młodziutki drób jest taki apetyczny. Najbardziej przepadają za łakociami.

Wesoła rodzinka dobierze się do każdego kawałka ciasta. Stłucze słoik z powidłami. Wysypie cukier i wypije kompot. Narobi przy tym niesamowitego bałaganu, hałasu i takiego hurkotu, że postawi wszystkich na nogi. Znam przypadek, gdy w ciągu jednej nocy zrujnowały zawartość kuchennego kredensu. Co prawda po przestępstwie wykazały tygodniową skruchę i umiar, ale szkody były dotkliwe.

Niekiedy przeprowadzka kończy się fatalnie, jeśli ludzie potraktują nocnych gości jak zwyczajne myszy. Trutka, druciana gilotynka i tym podobne urządzenia. Szkoda, bo zwierzaka chroni prawo, a do tego jest coraz rzadziej spotykany.

Odwiedziny wesołych urwisów kończą się jesienią, kiedy otłuszczone popielice zapadają w głęboki sen. Ważą wówczas o połowę więcej niż wiosną i przypominają krągłego grubaska. Zasypiają zwinięte w kłębek z łapkami przytulonymi do pyszczka i nakryte puszystym ogonkiem niczym ciepłą pierzynką. Gdyby w takim stanie zmierzyć im temperaturę, to termometr pokazałby ledwo kilka stopni wyżej zera.

Serce pracuje leniwie a przerwa pomiędzy oddechami wydłuża się do dwóch, trzech kwadransów. Zwierzak powoli spala zapasy nagromadzonego tłuszczu i w takim stanie czeka następnej wiosny. Jeśli nie będzie miał pecha i nie znajdzie go wścibska kuna czy tchórz, wyjdzie na świat pod koniec kwietnia.

Niedawno uczestniczyłem w eksmisji popielic. Nie sprawiły żadnego kłopotu. Mało tego, nikt z właścicieli nowego domu nie miał nic przeciw obecności sympatycznych sublokatorów. Poddasze, gdzie rodzina popielic mieszkała przez całe lato, miało zostać zabudowane gipsowymi płytami. Gdyby zostały na zimę w ociepleniu z wełny mineralnej, skończyłyby marnie zamknięte na amen w konstrukcji dachu.

Zaczęła się zabawa. Najpierw dwie klatki po kanarkach zamieniliśmy w wymyślne pułapki zamykane przy pomocy długiego sznurka. Wedle mądrych książek należało wsypać do środka garść orzechów laskowych. Pociągnąć za sznurek w odpowiednim momencie i wynieść więźniów daleko do lasu. Łatwo napisać, ciężko wykonać. Popielice nawykły do strąków rosnących tuż obok akacji i mimo wysypania orzechowych ścieżek z kilku miejsc wprost od klatek nie dawały się namówić na wejście. Nie pomogły też najsłodsze jabłuszka i śliwki.

Doszło do zabawnych sytuacji, kiedy na wpół oswojone zwierzaki przybiegały do samych rąk, obwąchiwały trzymane w palcach smakołyki i … bez pośpiechu odchodziły. Poskutkowała dopiero gotowa mieszanka bakalii. Suszone banany, rodzynki, migdały i figi. Cztery dorosłe zwierzaki wróciły do bukowego lasu. Pewnie myślicie, że właściciele domu odetchnęli z ulgą. Gdzie tam. Przywykli do widoku zwinnych zwierzaków biegających po dachu i okiennych parapetach. I przyklejonych do szyb śmiesznych pyszczków. Już za nimi tęsknią i gdy budowa wreszcie się zakończy, przyjmą popielice z otwartymi rękoma.
Do najdziwniejszych i bynajmniej nie postnych przysmaków, jakie trafiały na stół dawnych Rzymian, należały popielice. Dzisiejszych przyrodników pomysł zjadania rzadkiego i chronionego prawem zwierzątka na pewno oburzy, zaś zwyczajnego człowieka zadziwi. Jak można pozbawić życia taką drobinę? Dorosła popielica waży ledwo dwieście gramów. Z ogonkiem i futrem. Jesienią, tuż przed zapadnięciem w sen zimowy, przybywa jej sto gramów sadła. Ile mogło zostać po wypatroszeniu?

Nim zwierzaki trafiły na wystawną ucztę trzymano je w glinianych naczyniach silnie ograniczających ruch. I starannie tuczono. Po nadzianiu licznymi przyprawami i uduszeniu w miodzie, serwowano jako główne danie biesiady. Niestety, by poczuć smak, trzeba było pozbawić życia całe krocie. Nic dziwnego, że w rozległym imperium stały się gatunkiem szalenie rzadkim. Rzymianie zeszli ze sceny w najbardziej odpowiednim dla popielic momencie, zostawiając po sobie łacinę (tę prawdziwą, nie kuchenną) i wyrafinowany przepis. Co na to popielice? Zapewne odetchnęły z ulgą, choć nadal mają kłopoty. I to bardzo poważne. Wpierw zaszkodziła im trzebież pradawnych lasów.

W XX wieku stosowana bez umiaru rolnicza chemia dodatkowo zdziesiątkowała popielice z całym kuzynostwem. Od lat nikt nie widział u nas żołędnicy. Pewnie wymarła. Żołędnice i orzesznice stały się zoologicznym rarytasem. Koszatki częściej można kupić w zoologicznych sklepach niż zobaczyć w naturze. Dla ratowania pilchowatych powstają specjalne programy czynnej ochrony. A wydawało się, że nic gorszego od rzymskiej kuchni nie może ich spotkać.

Popielice dzień przesypiają w kryjówkach. Poruszają się prawie wyłącznie w koronach drzew, bardzo zwinnie przebiegając po nawet dość cienkich gałęziach i przeskakując między nimi. Poza poszukiwaniem miejsca hibernacji sporadycznie schodzą na ziemię.

Ze snu zimowego budzą się bardzo późno – najczęściej w maju, rzadziej na początku czerwca. Po długim okresie żerowania samice rodzą raz do roku w sierpniu do 11 młodych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski