Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak na Obidowej Wieniawa okiście podziwiał

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. Czy czasem zastanawiają się Państwo, co działo się na przykład 100 lat temu? Nie chodzi mi o wizję epoki, tylko o konkret. O datę, fakt i miejsce, jak mawiał nieodżałowany profesor „Grisza” Jastrzębski z Nowodworka.

W przedświątecznym już nastroju chcę przypomnieć taki właśnie fakt, z miejscem i datą. Co do dnia sto lat temu świeżo awansowany z wachmistrza na podporucznika Bolesław Wieniawa-Długoszowski znalazł się na Obidowej.

I „szczęki poopadały żołnierzom mojego plutonu, kiedy wysłani na podjazd z Jordanowa do Nowego Sącza wyjechaliśmy na Obidową. (..) Stanąwszy na szczycie góry, obok kościółka św. Jana, otoczonego fantastycznie zjawiskowymi w okiściach szronu smrekami, wielu z nas po raz pierwszy w życiu zobaczyło płaskowyż nowotarski, jak tort olbrzymi w cukrze kunsztownie wyrobiony, przekrojony krętymi taśmami Białego i Czarnego Dunajca, bystrym nurtem wyłamujących się spod lodowej tafli, z bastionem Tatr na południu, zastygłych w lodzie i śniegu, w bieli i błękicie i w poświacie słonecznej spływającej po stromych skalistych zboczach i źlebach”.

Z pogrążonych w zachwycie – na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia 1914 roku – polskich kawalerzystów żaden zapewne nie przypuszczał, że wojna, która dopiero się rozpędzała, potrwa jeszcze 4 lata. Zapaleńców od Piłsudskiego były zaledwie jakieś 3 tysiące. Polacy chcieli wolności, ale w większości strategii Piłsudskiego nie rozumieli, a ci, którzy rozumieli, uważali ją za szaleństwo, optymistyczne mitomańskie mrzonki.

Entuzjaści z plutonu Wieniawy odkrywali majestat górskiego pejzażu. Zjawiskowe piękno musiało ich oszołomić jak gorzałka. Pewnie chłonęli je, myśląc o przyszłości. Swojej i kraju.

Wzniośle się to układa, bo scena musiała być wzniosła, a tu nagle pojawia się w relacji określenie z zupełnie innego rejestru: żołnierzom „szczęki poopadały”. Arcybystry kawalerzysta I Kadrowej, „piękny Bolek”, dyplom medycyny z wyróżnieniem, trochę literat i trochę malarz, doskonale wiedział, że patos bez przełamania, bez małego choćby nawiasu, staje się ckliwy lub śmieszny. Stąd ten zabawny i celny „opad szczęki”.

Notabene, do głowy mi nie przyszło, że określenie to było w użyciu już 100 lat temu; sądziłam, że jest raczej produktem bezpretensjonalnych lat 60. Z kolei niemal zupełnie zanikło używane przez Wieniawę śliczne słowo „okiść”, za to karierę zrobiła „szadź”. Słowa te zresztą co innego znaczą.

Okiść powstaje ze śniegu gromadzącego się na drzewach w postaci wielkich i małych poduch, a szadź z mgły, która otula każdą, nawet najcieńszą gałązkę z osobna i – zamarznięta – tworzy nieziemski widok szklanej koronki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski