Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nie zarobić miliona rocznie

Redakcja
REPORTAŻ. Pieniądze leżą na ulicy. W śnieżny poranek w ciągu półtorej godziny można było zgarnąć kilkaset złotych, a w ciągu dnia - nawet i trzy tysiące. Ale lepiej narzekać, że się nie da. Że źli busiarze. Zima. Podły kapitalizm.

- Na którą będziemy w Krakowie? - pyta kierowcę oświęcimskiego PKS-u młoda kobieta, która przyszła na przystanek pod dworcem PKP odprowadzić niepełnosprawnego ojca.

- A co to ja bogiem jestem? Nie wiem. Śnieg jest - rzuca poirytowany mężczyzna w średnim wieku, wypisz wymaluj postać z filmów Barei.

Kobieta ze spuszczonym wzrokiem ładuje walizkę i wprowadza ojca do autobusu. To jedyny pasażer, który odjedzie PKS-em w kierunku Krakowa. Można to i tak uznać za sukces, bo najczęściej piękny duży autobus opuszcza miasto całkiem pusty. Obserwuję rzeczone zjawisko od ponad roku i nie mogę się nadziwić. Podobnie jak kłębiący się na przystanku tłumek ludzi wybierających się - jak ja - do... Krakowa.

Czemu nie wsiadamy do tego autobusu? Dla niektórych problemem może być cena. Bilet normalny kosztuje 10 zł. Busiarze biorą 8. Dwa lata temu identyczną opłatę na tej trasie (zamiast 11 zł) wprowadziły kolejowe Przewozy Regionalne. Odniosły sukces - pociągi są oblężone, w piątki wieczorem nie ma czasem gdzie stanąć (o miejscu siedzącym trzeba raczej zapomnieć). Busy też pękają w szwach.

A PKS woli jeździć pusty. Za hipotetyczne 10 zł od osoby.

Nie chodzi jednak wyłącznie o cenę. Wiele osób (w tym ja) chętnie zapłaciłoby dychę za podróż w komfortowych warunkach, w przestronnym autokarze, a nie ciasnym busie z fotelami dla Pigmejów (zagłówki nie sięgają czasem łopatek). Ale rzeczony poranny PKS kursuje do Krakowa przez Zator, co zajmuje mu dwie godziny i kwadrans (zimą nawet więcej). Jeżdżące przez Brodła busy pokonują tę trasę o godzinę szybciej. I głównie dlatego ludzie (w tym ja) nie wsiadają do PKS-u.

Autobus z kierowcą (który "nie jest bogiem") i niepełnosprawnym mężczyzną rusza z przystanku, a jego miejsce w ciągu minuty zajmuje bus do Krakowa. Pełny. Sadowię się na ostatnim fotelu. Dwa kilometry dalej, w Bobrku, zapełniają się również wszystkie miejsca stojące. W Libiążu robi się totalny ścisk, młody mężczyzna jedzie z policzkiem przylepionym do szyby, dziewczyna za nim stoi na jednej nodze. W małym mercedesie podróżuje teraz 35 pasażerów! Kierowca sprzedał bilety za 235 zł (uwzględnia zniżki dla uczniów i studentów).

Z powrotem będzie podobnie. W trzy godziny (tam i z powrotem) busiarz zgarnia ponad 400 zł. Benzyna kosztuje go 100 zł, praca kierowcy - 70. Reszta to zysk i amortyzacja auta (i kiedyś trzeba kupić nowe). Nic dziwnego, że busiarze jeżdżą jak szaleni. Teraz do Krakowa już nawet co pół godziny.

A PKS - kilka razy dziennie. Nie ma szans z busami? Kiedy się nad tym zastanawiam, mijamy kolejny przystanek na trasie do Krakowa. Poręba-Żegoty. Siedem osób macha do kierowcy, żeby się zatrzymał. Ten kiwa głową i pokazuje, że nie ma miejsc. Na kolejnym przystanku - to samo. Pięć osób. Na następnym - trzy. W Babicach - dziewięć! W Brodłach - cztery. W Liszkach kilkanaście... Policzmy: ponad 30 osób tylko o tej porze nie miało czym pojechać do Krakowa. Tak jest niemal codziennie.
Mimo konkurencyjnych cen kolei, ludzie masowo jeżdżą busami, bo wielu z nich ma daleko do stacji PKP. A poza tym pociąg z Oświęcimia do Krakowa jedzie dziś ponad dwie godziny, czyli trzy kwadranse dłużej niż za czasów Franciszka Józefa...

Gdybym był szefem PKS-u, wyciągnąłbym z tego wszystkiego szybkie wnioski. Na początek przejechałbym się busami o różnych porach, by bliżej poznać konkurencję - oraz potrzeby i zwyczaje pasażerów. Ot, proste badanie rynku. I myślę sobie, że gdybym o tej ósmej rano uruchomił ładny autobus do Krakowa przez Brodła, z biletami w cenie 8 zł, to bym tych wszystkich ludzi - klientów! - po drodze zgarnął. Woziłbym, ostrożnie kalkulując, po 60 kilka osób i miał jednorazowo z biletów minimum cztery stówy, a w obie strony osiem. Cztery kursy tam i z powrotem w ciągu dnia dałyby mi ponad 3 tys. zł.

W ciągu roku można zgarnąć nawet milion. Ale, najwyraźniej, nie warto.

Zbigniew Bartuś

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski