Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nie został skrzypkiem, bokserem i dziennikarzem

Jolanta Ciosek
79-letni Leonard Pietraszak zatytułował swe zwierzenia ,,Ucho od śledzia".
79-letni Leonard Pietraszak zatytułował swe zwierzenia ,,Ucho od śledzia". Dariusz Bloch
Leonard Pietraszak. Diabelsko przystojny, uroczy i pełen czaru amant stworzył mnóstwo niezapomnianych ról. To on w "Stawce większej niż życie" wypowiedział słynne zdanie "Najlepsze kasztany rosną na placu Pigalle".

Dzieciństwo i młodość spędził w Bydgoszczy i nic nie zapowiadało, że niebawem pozna go cała Polska. Jego pierwszym poważnym zadaniem aktorskim była rola Gucia w "Ślubach panieńskich". Po próbie generalnej Leonard Pietraszak był załamany, pełen najgorszych obaw. Chciał skończyć z aktorstwem. Nie zrobił tego tylko dzięki Jerzemu Kollerowi, który powiedział mu wtedy: "Widziałem tylu aktorów w roli Gucia, ale nigdy równie interesującego jak ty!".

- Kłamał, na pewno kłamał, ale jakże te słowa mi wtedy pomogły - komentuje aktor. Nie kłamał. Na pewno. O czym mogliśmy się wielokrotnie przekonać, oglądając teatralne i filmowe dokonania artysty nazywanego przez przyjaciół Lolkiem.

- Nie znosiłem tego przezwiska do momentu, kiedy okazało się, że wielki papież Polak w młodości też był Lolkiem - mówił mi w jednej z rozmów.

****

Szerokiej publiczności Leonard Pietraszak zapisał się w pamięci jako pułkownik Dowgird ("Czarne chmury"), Karol Stelmach (lekarz w "Czterdziestolatku"), pułkownik Wareda w "Karierze Nikodema Dyzmy" czy rotmistrz Leliwa w "Złocie dezerterów", niezapomniany Gustaw Kramer - bankier z "Vabanku", by wymienić zaledwie kilka z kilkudziesięciu zagranych ról filmowych.

To on w "Stawce większej niż życie" wypowiedział słynne zdanie: "Najlepsze kasztany rosną na placu Pigalle". Wybitny aktor teatralny - przez ponad 30 lat związany z warszawskim Teatrem Ateneum. Świetnych ról kinowych i telewizyjnych miał o wiele więcej.

A ja pamiętam pana Leonarda w "Za i przeciw" Ronalda Harwooda, gdzie u boku Gustawa Holoubka i Mariana Kociniaka stworzył znakomitą rolę Majora Stevena. Równie znakomity był jego Rzecznicki w "Fantazym" czy Łopachin w "Wiśniowym sadzie".

Znany i lubiany aktor Leonard Pietraszak dał się namówić na książkowe zwierzenia Katarzynie Madey. Zatytułował je "Ucho od śledzia". I trudno się dziwić temu tytułowi, skoro cała Polska pamięta aktora z filmu "Vabank", gdzie to właśnie powiedzonko stało się znakiem rozpoznawczym artysty.

****

Dzieciństwo w Bydgoszczy wspomina aktor z sentymentem, choć nie było łatwe, bo przypadało na czas wojny. Tu się urodził, co nieustannie podkreśla i do rodzinnego miasta chętnie wraca. Ma tu swoje niezwykłe miejsca. Ale dzieciństwo to kojarzy mu się też z rozłąką z ojcem, później z niełatwymi z nim relacjami.

Być może to Hieronimowi Konieczce, aktorowi bydgoskiego Teatru Polskiego zawdzięczamy, że Pietraszak ostatecznie wybrał aktorstwo. Gdy rzucił pierwsze studia (chemię), popołudniami chodził na zajęcia do Studium Dramatycznego przy Ognisku Społecznym. Zajęcia trwały krótko, ale zanim się skończyły, Konieczka i reżyserka Irma Czaykowska poradziły chłopakowi, by spróbował zdawać do szkoły aktorskiej w Łodzi. I zdał.

****

Jak wyglądał zwykły dzień małego Lolka? Rano szkoła, potem szmacianka, palant i siedzenie na murku z kolegami. - Książka była rzadkością - zwierza się aktor.

Książka Katarzyny Madey wydana przez Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza narobiła niemało zamieszania, gdyż odsłania się w niej aktor i jego życie, o jakim nie mieliśmy pojęcia.

Obok wspomnień teatralnych, Leonard Pietraszak zdecydował się opowiedzieć o swych trudnych relacjach z synem z pierwszego małżeństwa. Drugą żoną aktora została i jest nią do dziś od lat pięćdziesięciu aktorka Wanda Majerówna (świadkiem na ślubie był Wiesław Ochman). Tworzą szczęśliwy i udany związek.

****

A czy wiedzieli Państwo, że pan Leonard marzył o karierze bokserskiej, a potem dziennikarskiej? A czy wiedzą Państwo, że jest znawcą malarstwa i kolekcjonerem dzieł sztuki, o czym również opowiadał mi w wywiadach?

- Zaczęło się od podziwu dla obrazów Leona Wyczółkowskiego, oglądanych w dzieciństwie w bydgoskim muzeum. Później zakochałem się w malarstwie Tadeusza Kulisiewicza, Jana Szancenbacha, Jana Stanisławskiego i jego uczniów, które zresztą kolekcjonuję. Do tego stopnia się na nich znam, że zdarza mi się rozpoznawać wystawione na aukcję falsyfikaty - mówi z dumą aktor.

A czy słyszeli Państwo o tym, że z hukiem (dlaczego?) rozstał się ze swym ukochanym Teatrem Ateneum? O tym wszystkim i wielu innych sprawach można dowiedzieć się z książki, w której aktor z właściwą sobie werwą i poczuciem humoru opowiada o tym, jak nie został skrzypkiem, bokserem i dziennikarzem, o swym życiu artystycznym i nie tylko.

A w ogóle wszyscy o panu Leonardzie mówią same pochlebne słowa: że diabelsko przystojny, że zawsze był amantem, że uroczy, pełen czaru, wdzięku, humoru, niezwykle utalentowany. Ale… "Kiedy oko robi mu się biało-błękitne, to lepiej schodzić mu z drogi" - dodaje ze śmiechem Ewa Wiśniewska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski