Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak oszukać złośliwy los

Krzysztof Kawa
Cafeteria. Piłkarze Wisły i Cracovii zafundowali nam w tym sezonie taką huśtawkę nastrojów, że nawet najtęższe eksperckie głowy mają problem z rzetelnym podsumowaniem ich występów.

Najprostsze wyjaśnienie, czyli dobra gra jesienią i kiepska wiosną, jest dla mnie zbyt trywialne. Przecież zarówno Smuda, jak i Stawowy wiedzieli, że sezon będzie wyjątkowo długi, więc ich zadaniem było takie zaplanowanie obciążeń, by piłkarze zdołali wytrzymać narzucone im w pierwszej fazie sezonu tempo.

Ani jednemu, ani drugiemu to się nie udało. Obaj zapowiadali, że dopiero na finiszu ich drużyny pokażą klasę. Wisła - po serii porażek i beznadziejnej grze - miała odrabiać straty w siedmiu ostatnich spotkaniach. Nie odrabiała, straciła nawet to miejsce, które zajmowała po części zasadniczej. Stawowy ogłosił, że będzie się bił o utrzymanie dziewiątej lokaty, a stoczył się w żałosnym stylu na krawędź dna.

Obaj szkoleniowcy otrzymują jednak rozgrzeszenie, bo cele zostały osiągnięte. "Biała Gwiazda" zakwalifikowała się do pierwszej ósemki, a "Pasy" utrzymały się w ekstraklasie. Koniec, kropka.

Co stwierdziwszy, możemy zająć się dzieleniem włosa na czworo. Co ma o tyle sens, że przyszły sezon będzie miał równie idiotyczny format jak właśnie zakończony.

Rozpieszczeni przez ostatnią dekadę mistrzostwami Wisły i solidną grą Cracovii życzyliśmy sobie utrzymania trendu. Tymczasem miniony sezon to powtarzające się upokorzenia i pokrętne wyjaśnienia trenerów. Opierające się w dużej mierze na głośno wypowiadanym przekonaniu (celował w tym przede wszystkim Smuda), że ich piłkarze są prześladowani przez złośliwy los.

Dodajmy, prześladowani o wiele bardziej niż drużyny rywali, których osłabienia wynikające z kontuzji były mniej istotne dla przebiegu i wyników meczów niż niedyspozycje asów znad Wisły. Nad jesienną plagą urazów w Legii przechodziliśmy do porządku dziennego, osłabienia w Lechu były spod Wawelu ledwo zauważalne.

Liczyło się tylko to, że zagramy bez Głowackiego albo Nowaka. A to dlatego, że obaj byli nie do zastąpienia, w przeciwieństwie do stoperów i napastników w zespołach Berga i Rumaka, którzy mieli niemal równorzędnych zmienników na każdej pozycji.

W Krakowie też się starano zapewnić "równorzędnych", a skończyło się na - o zgrozo - Burdenskim i Klariciu oraz Rakelsie i Wawrzynkiewiczu.

Wnioski dla Cupiała i Filipiaka są więc dwa. Po pierwsze, część kontuzji da się wyjaśnić pechem, ale inne wywołał sposób, w jaki zawodnicy byli eksploatowani przez trenerów. Drugie się z tym wiąże, bo nie da się rozegrać na dobrym poziomie 37 meczów, mając kadrę składającą się z 14 ekstraklasowych piłkarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski