Popatrzmy, bo to może ostatni billboard wyborczy... Fot. Piotr Krzyżanowski
-Wybory mogą trwać i miesiąc, głosować można tak czy siak, korzystać w kampanii z tego i owego. To wszystko nie ma znaczenia - podkreśla Janusz Sanocki, jeden z twórców Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW), nawiązując do zmian w prawie wyborczym, jakie nam szykują PO i RP (patrz ramka).
Dlaczego? Ponieważ obecna ordynacja sprawia, że bierne prawo wyborcze jest całkowitą fikcją. Przecież o tym, kto zasiada w Sejmie, decydują liderzy partyjni. - My, wyborcy, możemy w praktyce głosować jedynie na tych, których podadzą nam na tacy Tuskowie, Kaczyńscy, Palikotowie, Millerowie itp. wodzowie, bo duże partie w Polsce mają charakter wodzowski.
Sanocki przyznaje, że można założyć komitet wyborczy i pod jego sztandarami ubiegać się o mandat poselski, lecz w praktyce jest to fikcja. - To tak, jakby uzależnić start w wyborach od wpłacenia co najmniej półmilionowej kaucji. Nie zgadza się, że wybory do Senatu mają rzeczywisty charakter wyborów przeprowadzanych w okręgach jednomandatowych, ponieważ okręg liczy średnio blisko 400 tys. osób. To kłóci się z logiką JOW zakładającą, że parlamentarzysta ma mieć dość bliski kontakt z wyborcami. Gdyby wybory do Sejmu przeprowadzane były w 460 okręgach, wówczas przyszły poseł reprezentowałby 80 tys. Polaków. - Taka proporcja byłaby dobra. Niemal identyczna jest w Wielkiej Brytanii - twierdzi Sanocki.
Przyznaje, że wybory w jednoosobowych okręgach prowadzą do dwubiegunowej sceny politycznej. - Z tym, że jest na niej miejsce dla pojedynczych niezależnych posłów i senatorów - mówi Sanocki. - Przede wszystkim jednak dwie kluczowe partie nie mają z natury rzeczy charakteru partii typu leninowskiego, co dziś w Polsce jest powszechne. Przypomina, że partia według Lenina cechuje się posiadaniem wodza, kadr i dyscypliną partyjną. A przy wyborach w JOW nie ma m.in. wyrzucania z partii przez lidera, bezwzględnego podporządkowania wodzowi, a stronnictwa - jak w USA czy Wielkiej Brytanii - są nieporównywalnie bardziej otwarte i obywatelskie niż w Polsce.
Przypomnijmy, że PO w 2004 r. zebrała 800 tys. podpisów pod wnioskiem dla wprowadzenia wyborów do Sejmu w jednoosobowych okręgach. Karty z podpisami zostały jednak zmielone w niszczarce. Na czele tamtej akcji stał ówczesny wicemarszałek Sejmu Donald Tusk.
Prof. Stanisław Gebethner, konstytucjonalista z UW, wątpi, by ordynacja większościowa przyniosła cokolwiek dobrego. Zwraca uwagę, że tzw. przeciętny Polak nie jest zainteresowany polityką i tego nie zmieni metoda wybierania na stanowiska publiczne. - Większość osób wybranych w jednomandatowych okręgach mandat będzie zawdzięczać bogatym ludziom, którzy sfinansują ich kampanię, a potem będą wymagać posłuszeństwa - argumentuje.
Zdaniem dr. Annusewicza, kształt ordynacji może mieć jednak wpływ na wynik, zwłaszcza gdy będzie tak skonstruowana, że podniesie frekwencję.
W jego ocenie tylko czasami prawdziwy jest obiegowy sąd, że wyższa frekwencja jest korzystna dla ugrupowań liberalnych (zwłaszcza PO), niższa zaś miałaby sprzyjać formacjom socjalnym, głównie PiS. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w 2007 r. W tamtych wyborach - według Annusewicza - gdyby do urn poszło mniej niż 50 proc. uprawnionych, wygrałoby PiS. - Ale wybory do Sejmu mające się odbyć w 2015 r., po 8 latach rządów PO, gdyby trwały dwa dni, mogłyby być na rękę opozycji - prognozuje. - Można przyjąć, że powodem, dla którego większość ludzi zdecydowałaby się w końcu iść do urn, byłby sprzeciw wobec dotychczasowej władzy.
Dr Annusewicz rozumie obawy PiS przed zakazem używania w kampanii wyborczej billboardów. - Jednak ten zakaz w takim samym stopniu uderzyłby w PO - twierdzi. - Takie rozwiązanie korzystne może być jedynie dla małych, biednych formacji, jak PJN czy SP.
Znawca polityki z UW jest przeciwny głosowaniu przez internet. Zwraca uwagę, że głosowanie ma być tajne i bezpieczne. - Ja nie ufam komputerom - mówi. - Nie mam gwarancji, że ktoś nie włamie się i nie dokona szwindlu na masową skalę.
JAKIE ZMIANY WYBORCZE SZYKUJE PO I RP?
Posłowie PO chcą m.in.:
- dwudniowego głosowania w wyborach do parlamentu;
- zakazu prowadzenia kampanii billboardowej;
- rozszerzenia prawa do głosowania korespondencyjnego na wszystkich obywateli;
- listownego informowania wyborców o zasadach głosowania i o tym, gdzie znajduje się ich komisja wyborcza, co kosztowałoby budżet ok. 100 mln zł.
Ruch Palikota dodaje:
- możliwość głosowania przez internet w wyborach samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich. (K.W.)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?