MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak sobie wybierzesz, tak będziesz żył

Redakcja
- Panie Profesorze, niektórzy wójtowie, burmistrzowie, prezydenci robią, co im się żywnie podoba, bez społecznej kontroli, bez konsekwencji. Radni mówią, że powinni się z tego powodu nazywać "bezradni". Nie za dużo władzy daliśmy lokalnym władzom?

Rozmowa z prof. JERZYM REGULSKIM, współtwórcą polskiej samorządności, doradcą prezydenta RP

- Rzeczywiście, w ciągu dwudziestu lat istnienia polskiej samorządności władza przesunęła się wyraźnie w kierunku władzy wykonawczej. To się działo w imię większej skuteczności rządzenia. I bardzo dobrze. Uważam, że tej władzy wcale nie należy odbierać, ani jej ograniczać.

- To, co zrobić, aby nie dochodziło do nadużyć, wynaturzeń?

- Zwiększyć kontrolę władzy wykonawczej - i to zarówno ze strony radnych, jak i lokalnej społeczności.

- Jednak z licznych badań wynika, że większość Polaków nie wie nawet, jakie są kompetencje lokalnych władz, wielu nie ma pojęcia, kto nimi rządzi. Ludzie potrafią nie znać burmistrza kończącego drugą kadencję...

- To problem świadomości obywatelskiej, której rozwój nie nadąża za zmianami instytucjonalnymi. Można ją zwiększyć przez edukację, ale też poprzez zbliżenie władzy do ludzi. Uważam na przykład, że radny wybrany w jednomandatowym okręgu wyborczym miałby silniejszy związek z mieszkańcami niż teraz.

- I to załatwi sprawę?

- Nie. Moim zdaniem głosowania w gminnej radzie powinny być imienne. Ludzie będą wtedy wiedzieli, kto jest za czym i przeciwko czemu. To zwiększy poczucie odpowiedzialności radnych wobec mieszkańców oraz jawność życia publicznego. Mniejsze będzie pole dla zakulisowych gier, sprzecznych z interesami lokalnej społeczności. My ciągle zapominamy, że gmina to jest związek mieszkańców, a władze tejże gminy mają służyć wyłącznie zaspokajaniu ich potrzeb. Nie chodzi o światopogląd, ideologiczne spory, tylko o to, żeby mieszkańcom żyło się lepiej.

- Kiedy już stworzymy bardziej jawną i odpowiedzialną radę, to jak ona będzie kontrolować wójta, burmistrza, prezydenta?

- Na początek trzeba oddzielić głosowanie nad absolutorium od oceny realizacji uchwał rady. Radni muszą mieć możliwość rozliczenia władzy wykonawczej, a samo głosowanie nad absolutorium im tego nie daje, bo w zasadzie nie wywołuje innych skutków, niż moralne. Z kolei grupa mieszkańców powinna mieć możliwość proponowania uchwał. Nie wiem jeszcze, jak duża powinna to być grupa - pewnie inna w dużych miastach, a inna w małych gminach - ale dzięki temu mieszkańcy będą mogli lepiej wpływać na to, co się u nich dzieje.

- A instytucja wysłuchania publicznego?

- Koniecznie trzeba ją wprowadzić. Grupa mieszkańców musi mieć prawo zadać wójtowi pytania, a on musi na te pytania publicznie odpowiedzieć, wyjaśnić wątpliwości, motywy swojej polityki. Teraz bywa, że włodarz schowa się w gabinecie, nie odpowiada na pisma, a ludzie są bezradni. Wysłuchanie publiczne zwiększyłoby z jednej strony możliwości kontrolne mieszkańców, a z drugiej - świadomość władzy, że trzeba się starać przez cztery lata, a nie tylko przed wyborami.

- Mamy teraz hurtowe otwarcia dróg, szkół, hal, domów kultury... Włodarze całymi dniami przecinają wstęgi.

- Nie ma w tym nic dziwnego i zdrożnego, władza na całym świecie to robi. Problem w tym, jak reagują na to obywatele. Polacy nie bardzo zdają sobie sprawę, że ten wybór - właśnie na poziomie gminy czy powiatu - najsilniej wpływa na ich codzienne życie. Że przez okrągłe cztery lata będą odczuwać skutki swojego wyboru. "Jak sobie wybierzesz, tak będziesz żył" - każdy z nas powinien mieć to hasło z tyłu głowy. Ale to nie wystarczy. Powinniśmy w swoim własnym interesie rozliczać władzę na co dzień. Interesować się życiem publicznym.
- Część ludzi rozumuje jednak tak: wybrałem ich, to niech teraz rządzą, ja chcę mieć to z głowy, mam swoje sprawy.

- Przypomnijmy jeszcze raz, co to jest gmina: związek mieszkańców. Taka większa rodzina. Chyba warto mieć wpływ na to, co się w niej dzieje. Podział na "my" i "oni" jest na poziomie samorządu kompletnym absurdem. Zaprzeczeniem podstawowej idei samorządności - że to my sami rządzimy!

- Większość odpowie na to, że i tak nic nie może.

- Dlatego trzeba dać im kolejne narzędzia służące kontroli władzy oraz tworzeniu lokalnego prawa. Wiele zależy przy tym od zaufania władzy do obywateli i obywateli do władzy. Jedno z drugim ściśle się wiąże. Władza w Polsce nie ufa ludziom i nagminnie ich lekceważy. Więc ludzie nie ufają władzy.

- 80 procent kandydatów na wójtów i burmistrzów startuje w tych wyborach z poparciem lokalnych komitetów, unikając wyraźnie skojarzeń z partiami. To dobrze?

- Generalnie jest to zdrowy odruch, bo cóż niby istotnego mają do zaproponowania ogólnopolskie ugrupowania konkretnym społecznościom lokalnym? Dekalog PiS jest klinicznym przykładem zbioru haseł nic niemówiących. Przecież mieszkańca Kalwarii, Liszek czy Bochni nie interesuje, że ktoś tam zamierza zwiększyć jego dostęp do kultury czy edukacji. Interesuje go, jak konkretny kandydat chce to zrobić w warunkach Kalwarii, Liszek czy Bochni. Partie są potrzebne, ale na poziomie gminy powinny mieć konkretny program dla niej i jej mieszkańców.

- Zamiast tego przenoszą centralne problemy na poziom gmin.

- To szkodliwe i wynika z niezrozumienia roli samorządów. Pocieszające, że samorządowcy, a także lokalni wyborcy dobrze to już wiedzą. Samorządowcy zauważyli, że szyld partii jest w większości wypadków nie atutem, lecz obciążeniem. Stąd ta masowa ucieczka kandydatów spod partyjnych szyldów.

Rozmawiał: Zbigniew Bartuś

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski