MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak to illo tempore bywało...

Redakcja
Czas od święta Trzech Króli do Popielca zwany karnawałem wypełniają nam zabawy, bale, maskarady.

Kraków karnawałowy

Oczywiście, nie wszystkim, bo i komu w głowie figle, gdy czasy są ciężkie. Ale to chyba niejedyny powód odchodzenia od karnawałowych tradycji. Być może dawnymi czasy mniej bywało innych atrakcji i okazji do towarzyskich spotkań, więc mimo ogólnej mizerii czas karnawału celebrowano solennie.
Prowincjonalna mieścina, Krakówek, roku 1840 zafundowała sobie pod rząd trzy bale karnawałowe, których - jak relacjonuje w swych wspomnieniach K. Girtler - "dotąd tu nie widziano... Tyle jednak zyskały rozgłosu, że je za godne wielkich stolic europejskich uznawano. Sam słyszałem hr. Krasińskiego mówiącego, że znał wielkie paryskie salony, bale wielkich dygnitarzy, nawet dworskie za Ludwika XVIII i Karola X; to te nasze całością mogą się do tamtych śmiało przymierzyć; może to za zuchwałe porównanie; ja, który tamtych nie widziałem, skromnie wolę powiedzieć, że jak na Kraków nic wspanialszego, nic okazalszego nie było.
To były bale elity, każdy snobował się na wzięcie w nich udziału. Lecz "osoby uczestniczące przechodziły przez cenzurę, zanim na listę wpisane zostały. Bilety zaś nie były do sprzedania, jedynie dla osób zapisanych. Mieli gospodarze parę niemiłych zajść, będąc w potrzebie odmówienia niektórym biletów. Nie pomogły dąsy i fochy...". Szczęśliwie w parę dziesiątków lat potem świat, a z nim Kraków, na tyle się zdemokratyzował, że bez żadnej łaski każda grupa zawodowa czy towarzyska mogła urządzić sobie własny bal i nawet rywalizować z innymi w okazałości oprawy, liczby gości i atrakcji. Na przełomie 19. i 20. stulecia krakowska prasa w okresie karnawału sumiennie recenzuje wszystkie takie imprezy, odnotowując kto, gdzie, za co i na co, tj. na jaki zbożny cel przeznaczano sumy z rozprowadzonych biletów, pozostałe po opłaceniu kosztów zabawy.
I tak np. w roku 1907 karnawałowo balowali w "Towarzystwie technicznym" za 6 koron od łebka, ale z "kolacyą", znacznie taniej w "Ognisku Nauczycielskim" - wstęp dla nauczycielstwa 1.50 k., dla innych 2.50. (Dla porównania - w tym czasie dobry obiad mięsny z 3 dań w restauracji kosztował od 0,80 do 1 korony). "Klub Pocztowy" skromnie dla swoich członków ustalił taksę na 1 koronę, a mimo to miał ambicję, by "bal ten zajął pierwszorzędne miejsce w karnawałowej kronice, do czego dokładać miał wszelkich starań komitet balowy złożony z wytrawnych na tem polu pracowników". Balowało też dość tajemnicze "Towarzystwo Certyfikatystów Krakowskich" na rzecz wdów i sierot po swoich członkach; "na ochoczych tanach, które przeciągnęły się do białego rana" spędzili karnawałową noc członkowie "Galicyjskiego Stowarzyszenia Maszynistów - werkmis-trzów mechanicznych i monterów". Podaż imprez była taka, iż zaczęło brakować wolnych sal i terminów, groził też deficyt balowiczów. Więc "Stowarzyszenie Dziennikarzy" powiadomiło, że rezygnuje z organizowania balu karnawałowego powodowane nadmiarem konkurencji i urządzi towarzyski raut na jakiś szczytny cel, ale w późniejszym - po Wielkanocy - terminie. Takoż "Koło Pań Towarzystwa Szkół Ludowych" zrezygnowało z balu; zamiast niego ogłosiło zbiórkę na zakup gruntu pod polską szkołę w Boguminie (Oderberg) na Śląsku austriackim, gdzie jak czytamy w ich apelu: "3500 polskich dzieci od szeregu lat wynaradawiają niemieckie szkoły. Rodacy! Jeżeli w poznańskiem nie pozostał nam już inny środek obrony, jak bohaterski opór naszych dzieci, to przecież na Śląsku austryackim, niemieckiej szkole możemy przeciwstawić polską szkołę, a hakacie — uświadomienie narodowe. Trzeba tylko trochę dobrej woli i małej ofiary, ale każdej jednostki. W tym celu spełnijmy chętnie nasz obowiązek obywatelski i złóżmy 1 koronę na powyższy cel. Składka odbędzie się w czasie karnawału. Instytucje, zakłady naukowe, muzea, wystawy, hotele, cukiernie, restauracje, sklepy i t. d., które zajmą się łaskawem zbieraniem ofiar na powyższy cel i przyjmą afisze i bilety na ten cel wysłane, ogłosimy w dziennikach".
Bawiono się też za przykładem Krakowa i na prowincji, w małych mieścinach. Ale tam organizatorzy tańców miewali innego rodzaju kłopoty i niedostatki. Zajrzyjmy do "Nowej Reformy", by zgłębić treść tej oto publikacji pod tytułem "Nie tak to illo tempore bywało...": "List z prowincyi. Szanowny Panie! Wiedząc, że Szan. Pan jesteś aranżerem zabaw, że bierzesz udział w wielu komitetach balowych i masz ożywione z naszą młodzieżą stosunki, śmiem zwrócić się do Niego z prośbą. Jako gospodarz tutejszej prowincjonalnej resursy urządzam bal, o którego powodzenie bardzo się boję. Tancerek wprawdzie będzie bardzo wiele, tancerzy natomiast prawie zupełny brak, bo jak Szan. Pan wie, 30-letni nawet mężczyźni, jeśli o taniec się rozchodzi, są za starzy i wolą na balu grać w karty aniżeli tańcować. W tem kłopotliwem położeniu pytam się najuprzejmiej Szan. Pana, czyby w kołach pańskich znajomych nie znalazło się kilku młodzieńców, którzy by na nasz bal przyjechać chcieli? Imieniem resursy oświadczam, że zwracamy koszta biletu kolejowego trzecią klasą i gościom ofiarujemy bezpłatną wieczerzę. Z szacunkiem A.B. gospodarz resursy".
I odpowiedź: "Szanowny Panie! Ależ owszem! Przyjedzie wybornych tancerzy dziesięciu. Ale na warunki zgodzić się nie możemy. W waszem mieście, resursa jest o kilometr oddaloną od kolei; straszną rzeczą jest, przestrzeń tę wśród śnieżycy i mrozu przejść piechotą, jak również nie można żądać, aby tancerz we fraku i w lakierach szedł w Krakowie na dworzec piechotą. Zatem koszta fiakrów... Jeszcze jeden warunek i to główny. Pociąg wraca o 6 rano do Krakowa, przed szóstą więc bezwarunkowo robota ustać musi. Wszelkie białe walce, białe mazury muszą być wykluczone. Wyłamanie się z tego warunku może nastąpić tylko na miejscu, ale to już na nowych finansowych warunkach, jakie pan zawrze z moją dziesiątką osobiście. Z szacunkiem C.D. członek komitetów balowych".
Nie żałowali sobie też karnawałowych szaleństw nasi włościanie. Jednak na wsi na ogół raczej nie prowadzono kronik towarzyskich, musimy więc odwołać się do zapisków etnograficznych o dawno już zapomnianej tradycji zapustów, które przypadały na trzy ostatnie dni karnawału. Nazywano je także mięsopustem albo "szalonymi dniami". Nie bez racji. Bawiono się bowiem wszędzie, zarówno po karczmach jak i chałupach.
"mięsopusty od czarta wymyślone bardzo pilnie zachowują" - biadolił ks. Wujek. Gospodynie zbierały się po domach osobno, mężczyźni tańczyli po karczmach przez trzy dni, nie zaglądając do domów.
A za każdym takim włościańskim balowiczem chodził diabeł lub siedział na piecu i skrupulatnie spisywał tańczących, zwłaszcza tych, którzy nie zauważyli, że minęła północ a zaczęła się Środa Popielcowa. Ale zazwyczaj z nastaniem północy zapustnego wtorku zabawy ustawały. Cichła muzyka, basista zrywał strunę u basów na znak, że nadszedł post. Cichły wesołe śpiewy, a kobiety zdejmowały ozdoby i korale, by założyć je dopiero na Wielkanoc.
Jan Rogóż

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski