Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak trzech krakowian dwoma maluchami objechało cały świat

Paweł Stachnik
Krakowskie maluchy na amerykańskiej autostradzie
Krakowskie maluchy na amerykańskiej autostradzie FOT. ARCHIWUM
Podróże. 40 lat temu, w 1975 r., trzech młodych ludzi z Krakowa wpadło na pomysł odbycia podróży dookoła świata. Wyruszyli w nią dwoma małymi fiatami. Ich historię opisał w wydanej właśnie książce „Maluch. Biografia” Przemysław Semczuk.

Zaczęło się od zwykłego zdarzenia. Pewnego dnia Janusz Chmiel swoim nowym maluchem podwiózł koleżankę do centrum miasta. Zaparkowali na Rynku Głównym, na którym w tamtym czasie funkcjonował normalny ruch samochodowy.

Koleżanka zachwycona łatwością, z jaką znaleźli się w śródmieściu, powiedziała w pewnej chwili: „To niesamowite. Samochód daje tyle możliwości. Możesz nawet pojechać w podróż dookoła świata”…

To zdanie utkwiło w głowie Chmiela i odtąd nie dawało mu spokoju. Pomysł o podróży dookoła świata wydawał się nierealny, ale coraz bardziej nęcący. Kilka dni później pan Jacek zwierzył się z niego swojemu koledze – Andrzejowi Mokrzyckiemu, a ten od razu zapalił się do idei.

W dodatku zwerbował do wyprawy znajomego – Włodzimierza Wolaka, również właściciela małego fiata. Młodość nie zna przeszkód i trzej młodzi krakowianie wiosną 1975 roku ochoczo przystąpili do przygotowań.

Pod patronatem ZSMP

Szybko okazało się jednak, że w realiach Polski Ludowej zorganizowanie wyprawy dookoła świata nie jest sprawą łatwą. Wszyscy nasi bohaterowie mieli za sobą przedłużone pobyty za granicą, więc funkcjonariusze MSW z miejsca odmówili im przyznania paszportów.

W takiej sytuacji Chmiel i jego koledzy postanowili zwrócić się do którejś z organizacji społecznych z prośbą o wsparcie i patronat. Po wielu próbach trafili do Zarządu Dzielnicowego Federacji Związków Socjalistycznej Młodzieży Polskiej Kraków-Śródmieście, gdzie pomysłem zainteresował się przewodniczący Roman Gawrysiak i jego kolega Zbigniew Szczur, przewodniczący Rady Dzielnicy Śródmieście.

Z poparciem organizacji młodzieżowej poszło już łatwiej. Polmozbyt z Lublina bez problemów sprzedał ponad 100 deficytowych części zamiennych, krakowska spółdzielnia Społem umożliwiła zakup konserw mięsnych, a Przedsiębiorstwo Obrotu Artykułami Przemysłu Gumowego przekazało – rzecz bardzo ważna! – 24 nowe opony radialne D-121.

Ku zaskoczeniu młodych krakowian wsparcia odmówił producent maluchów – FSM z Bielska-Białej. Poparli ich za to red. Ryszard Badow­ski, który w Telewizji Polskiej prowadził popularny program podróżniczy „Klub Sześciu Kontynentów” i znany rajdowiec Sobiesław Zasada. Wszy­stko to jednak nie przekonało funkcjonariuszy MSW, którzy nadal odmawiali przyznania paszportów…

Z pomocą przyszedł szef Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Samochodów Osobowych przy warszawskiej FSO, syn premiera Piotra Jaroszewicza, Andrzej Jaroszewicz. Ten wprawdzie długo nie mógł zrozumieć, o co chodzi młodym ludziom, ale potem zapytał wprost: „Nie możecie dostać paszportów?”.

Gdy potwierdzili, powiedział: „A to sprawa jasna, w sekretariacie jest maszyna do pisania, napiszcie sobie, co potrzebujecie, a ja wam to podpiszę”. I podpisał bez czytania. Urzędowe pismo od syna premiera zamknęło usta Służbie Bezpieczeństwa, a paszporty wydane zostały następnego dnia.

Rozkładane siedzenia

Odtąd Janusz Chmiel i jego koledzy skupili się na przygotowaniu samochodów do długiej podróży i uzyskaniu wiz licznych krajów, przez które zamierzali przejechać. W maluchach przerobiono przednie siedzenia, tak aby można je było szybko rozkładać i spać w środku. Na dachach zamontowano bagażniki, na których upakowano zapasowe koła, kanistry z benzyną i baniaki z wodą.

Datę wyjazdu wyznaczono na 19 sierpnia 1976 r. W przeddzień na ulicach Krakowa pojawił się samochód ZSMP, który z głośników zapraszał na pożegnanie podróżników wyruszających spod Wawelu na podbój świata. Reklama poskutkowała – następnego dnia na Rynku Głównym stawiły się tłumy krakowian.
Przemówienie wygłosił przewodniczący Rady Dzielnicy Kraków-Śródmieście Zbigniew Szczur, pod pomnikiem Mickiewicza złożono kwiaty, a następnie dwa maluchy odbyły rundę honorową wokół Rynku i trąbiąc klaksonami, odjechały w siną dal.

Nad Mount Everestem

Z Krakowa trasa wyprawy wiodła przez Czechy, Austrię, Liechtenstein, Szwajcarię, Włochy, Jugosławię i Bułgarię. W każdym z tych krajów podróżnicy odwiedzali polskie ambasady lub osoby, których adresy otrzymali od znajomych w kraju. Nikt nie odmawiał pomocy i gościny.

Po przejechaniu 4445 km 7 września 1976 r. dwa maluchy dotarły do granicy Europy i Azji. Przejechanie mostu nad Bosforem wymagało uiszczenia opłaty w wysokości 5 dol. za samochód. Dla naszych bohaterów było to dużo, ale innego wyjścia nie było. Podróżując w głębi Turcji krakowianie ze względów bezpieczeństwa nocowali przy komisariatach policji, a jeden z nich zawsze trzymał straż.

Bezpieczniejszy i bardziej rozwinięty okazał się Iran, gdzie jechali po dobrych drogach i kupowali tanią i dobrą benzynę. W Teheranie natomiast napotkali rodaka, krakowianina pracującego w tamtejszej filharmonii. O ich przyjeździe napisała miejscowa angielskojęzyczna gazeta „Teheran Journal”, a jeden z maluchów przeszedł naprawę w tamtejszej stacji obsługi.

Gorzej poszło w Afganistanie, gdzie podróżnicy zanotowali pierwszą poważniejszą awarię. W jednym z fiatów wypadła zaślepka wału korbowego. Naprawiali ją w lokalnym warsztacie samochodowym, w wykopanym w glinie kanale, w temperaturze ponad 50 stopni Celsjusza! Gdy dotarli do Kabulu, liczniki maluchów pokazały 10 tys. km. W stolicy Afganistanu spotkali członków polskiej wyprawy wysokogórskiej na K2 i ich ciężarowego jelcza.

W Islamabadzie, stolicy Pakistanu, maluchy wywołały sensację. Pracownicy polskiego Biura Radcy Handlowego pospiesznie zorganizowali konferencję prasową, na której przedstawicieli pakistańskich mediów interesowały przede wszystkim dane techniczne fiatów i możliwości ich importu.

W Katmandu przypadkiem spotkali się z Jackiem Sokólskim pracującym tam jako przedstawiciel WHO, dzięki któremu mogli przelecieć w turystycznym samolocie nad Mount Everestem. W Indiach ze względów finansowych zrezygnowali z podróży do Australii i statkiem do Ameryki.

W Kalkucie załadowali się za to na statek MS „Grunwald” i przez Ocean Indyjski, Kanał Sueski, Morze Śródziemne dotarli na Gibraltar. Tam przy finansowej pomocy rodzin w kraju kupili kredytowy bilet na statek do USA.

Przejechali do Bremenhaven, gdzie maluchy ulokowano w ładowni statku MS „Zawichost” i po morskiej podróży, podczas której przetrwali czternastodniowy sztorm, dotarli do Nowego Jorku. Jako że brakowało im już pieniędzy, pojechali do Chicago, gdzie przy pomocy krewnych i Polonii pracowali, by zarobić na dalszą podróż.

Z barki na statek

W lipcu wyruszyli dalej i przejechali całe Stany aż do granicy meksykańskiej. Dalej przemierzyli Meksyk, Gwatemalę, Salwador, Honduras, Nikaraguę, Kostarykę i Panamę. Tam okazało się, że pieniędzy nie starczy na dalszą podróż, więc krakowianie postanowili wracać.

Z tym też jednak był problem: polskie statki przepływające przez Kanał Panamski nie zatrzymywały się, a wpłynięcie do któregoś z portów wiązało się z dużymi kosztami. Załadunek statków odbywał się więc na redzie z niewielkich barek. Ale na barkach nigdy wcześniej nie ładowano samochodów!

Krakowianie postanowili jednak spróbować. Teleksem uzyskano zgodę Polskich Linii Oceanicznych na załadunek na liniowiec MS „Czacki”. 22 września statek stanął na kotwicy w Zatoce Panamskiej.

W nocy podpłynęła do niego barka, z której ostrożnie podniesiono pokładowym dźwigiem najpierw jeden, a potem drugi samochód.

Triumfalny wjazd na Rynek

Po kilku tysiącach kilometrów nasi bohaterowie dopłynęli „Czackim” do Gdyni, a stamtąd przejechali do Warszawy i wreszcie do Krakowa. W poniedziałek w eskorcie milicyjnych radiowozów triumfalnie wjechali na Rynek Główny w Krakowie. Były gratulacje, kwiaty i pocałunki.

Rok później wspomnienia Janusza Chmiela wydrukowały tygodnik „Sportowiec” i krakowski magazyn „Student”– czytamy w biografii malucha.

Niestety, o wyczynie krakowskich śmiałków szybko zapomniano. Wrócili do pracy, a ich maluchy jeździły co dzień po ulicach miasta. Janusz Chmiel sprzedał swojego kilka lat później. O wyprawie dookoła świata napisał książkę, ale po 1989 r. żaden z wydawców, którym ją pokazywał, nie zdecydował się jej wydać…

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski