Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak w dysfunkcyjnej rodzinie

Rozmawiał Paweł Gzyl
Przed nimi wielki świat: Fair Weather Friends
Przed nimi wielki świat: Fair Weather Friends Fot. Warner
Rozmowa z zespołem Fair Weather Friends o jego debiutanckiej płycie – „Hurricane Days”

- Przed wydaniem debiutanckiej płyty sporo koncertowaliście. Dlaczego postawiliście na tak intensywną interakcję z publicznością?

Michał: Wejście na scenę to dla każdego muzyka najlepsza okazja do spełnienia się. Kiedy gra się skomponowaną przez siebie muzykę dla ludzi, odżywa to pierwsze uczucie, jakie towarzyszy tworzeniu. To najlepszy sposób na podtrzymanie utworów przy życiu.

- W ramach tych koncertów grywaliście nie tylko w klubach, ale też na dużych festiwalach – Coke’u czy Open’erze. Jakie to były doświadczenia?

Paweł: To dwie różne sprawy. W klubach kontakt z publicznością jest bliższy i szybciej dostaje się od niej energię zwrotną. Z kolei na festiwalach jesteśmy odgrodzeni od widzów barierkami – ale może nas posłuchać większa grupa osób. Do dzisiaj pamiętam koncert na Coke’u – i moment, kiedy widziałem ze sceny w namiocie dwa tysiące ludzi, które świetnie reagowały na nasze numery. Dopiero tegoroczny występ na Open’erze przywołał tamte uczucia. To było coś niesamowitego.

- Przełożyliście te koncertowe doświadczenia na to, co znalazło się na płycie?

Michał: Jasne. Granie na żywo poszczególnych utworów pozwoliło się nam przekonać, jak ludzie reagują na nie. Wiedzieliśmy więc, które się bardziej podobają, a które mniej. Dzięki występom wzrosły też nasze umiejętności – i po prostu z czasem potrafiliśmy nasze piosenki lepiej zagrać. Poza tym, kiedy przystąpiliśmy do nagrań, niosła nas koncertowa energia – dlatego zarejestrowaliśmy je z większą swobodą i luzem.

Paweł: Wszystkie występy, zarówno te małe, jak i te duże utwierdziły nas w przekonaniu, że są osoby, które chcą słuchać naszej muzyki. To miało ogromny wpływ na nasz nastrój podczas tworzenia albumu.

- Łączycie w swojej muzyce tradycyjne instrumentarium z nowoczesną elektroniką. Skąd taki pomysł?

Michał: To wynika z korzeni zespołu. Początkowo graliśmy muzykę gitarową, inspirowaliśmy się między innymi zimną falą w stylu Joy Division. W pewnym momencie dołączyliśmy elektronikę – i ona zdominowała nasze brzmienie, bo okazała się najatrakcyjniejszym narzędziem. To było dla nas prawdziwe odkrycie: że można grać ambitne dźwięki, a jednocześnie bawić się i tańczyć przy nich. Dzisiaj idziemy jeszcze dalej: z jednej strony odkrywamy soulowe i funkowe brzmienia z lat 70., a z drugiej – sięgamy też po techno, które obecnie wchodzi na salony.

Maciek: Elektronika daje dzisiaj duże możliwości kreowania ciekawych brzmień, czego nie chcemy się pozbawiać. Tym bardziej, że dzisiaj właśnie to instrumentarium definiuje nas jako zespół.

- Mimo to, nie rezygnujecie z formuły klasycznej piosenki pop.

Maciek: Każdy z nas ma to jakoś zaszczepione. Muzyka popowa z lat 80. i 90. zawsze grała w naszych domach i podświadomie mamy zakorzenioną słabość do melodii.

Michał: Zawsze miałem skłonności do melodii i mimo iż wyrastam z ciężkiej, gitarowej muzyki, melodia i skłonność do piosenek nigdy nie były mi obce.

- No właśnie: Twój śpiew wprowadza do muzyki grupy soulowy wątek.

Michał: Nie wiem skąd mi się to wzięło. Sporo takiej muzyki słuchałem jako dziecko. Może w taki sposób weszło to we mnie? Pewne kompozycje po prostu wymuszają takie podejście do melodii – podszyte „czarną” nutą.

- Czy podczas pracy w studiu Wasze piosenki bardzo się zmieniły w stosunku do pierwotnych wersji?

Mateusz: Nie ma reguły. Niektóre – bardzo, wręcz nie przypominają tego, czym były na początku. Po prostu zawsze tak długo pracujemy nad utworem, aż ostateczny efekt nas w pełni usatysfakcjonuje.

Maciek: Chcieliśmy, aby każdy z nas odnalazł się w nagrywanych piosenkach. A ponieważ nagrywanie płyty trwało dosyć długo, wszyscy zmieniliśmy w tym czasie trochę swoje podejście do muzyki. Każdy posłuchał mnóstwo różnych rzeczy, odkryliśmy „czarną” brzmienia i to sprawiło, że również nasze piosenki ewoluowały.

- Podczas nagrań wspomagał Was szwedzki producent Haldor Grunberg. Kto to?

Paweł: Ponieważ ma polskie korzenie często bywa w naszym regionie. Znamy się więc od jakiegoś czasu. Pomyśleliśmy o nim, ponieważ ciekawiło nas jak spojrzy na naszą muzykę osoba o konserwatywnym podejściu do dźwięku – Haldor jest bowiem głównie producentem black metalu. Okazało się jednak, że to osoba o szerokich horyzontach muzycznych.

Mateusz: Jest świetnym realizatorem. Odpowiadał za ustawienie mikrofonów – i tego typu rzeczy. My z kolei zajęliśmy się produkcją elektroniki.

- A co dołożył do płyty Bartek Szczęsny z Rebeki?

Paweł: On zrobił mastering. Czyli poszerzył i wzmocnił dźwięk. Nadał płycie ostateczny szlif, dzięki któremu utwory zabrzmiały bogato, co słychać zarówno wtedy, kiedy słucha się ich w radiu czy z komputera.

- Teksty piosenek układają się w opowieść o napięciu między światem zewnętrznym a wewnętrznym. Co zainspirowało ten koncept?

Michał: W czasie tworzenia płyty przebywałem w trochę abstrakcyjnym środowisku. Studio, bus, koncerty, hotele. Czułem się jakbym był na nieustannym bankiecie. Zacząłem więc myśleć obrazami – kojarząc różne sytuacje ze scenami z książek czy filmów. W ten sposób powstały takie nieco obrazkowe teksty, opowiadające o ostatnich dwóch latach naszego życia.

- Prywatnie jesteście przyjaciółmi czy łączy Was tylko muzyka?

Maciek: Oczywiście: od początku nasza przyjaźń była warunkiem istnienia zespołu. Dobraliśmy się idealnie pod względem charakterów.

Michał: Bycie z kimś w zespole to trochę pokręcona relacja. Coś bardziej złożonego niż przyjaźń. Każdy się każdym opiekuje, ale pojawia się również pewna rywalizacja. Jak w dysfunkcyjnej rodzinie.

- Przed Wami trasa koncertowa – a w jej ramach występ na festiwalu w Dusseldorfie. Polska jest dla Was już za ciasna?

Paweł: Wydanie płyty to nowe otwarcie. Zagramy w Niemczech – a potem w innych krajach. To jest niezwykle atrakcyjny kierunek, w którym chcemy zmierzać.

Michał: Tym bardziej, że jest teraz dobry czas dla polskiej muzyki na Zachodzie. Nie traktują nas już jako czegoś egzotycznego, tylko po prostu przyjeżdżają na nasze festiwale i słuchają naszych zespołów. Na naszym Facebooku pojawiają się komentarze i opinie ludzi z zagranicy, nawet z USA. A przecież graliśmy do tej pory tylko w Polsce. To pewien znak nowych czasów – Polska staje się powoli równorzędnym wobec Zachodu nowym rynkiem muzycznym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski