Jak wojewoda wraca do tradycji

Wydawać by się więc mogło, że decyzja wojewody małopolskiego o rezygnacji z przemarszu z Wawelu na plac Matejki powinna mnie ucieszyć. A tymczasem tak samo oburza mnie i martwi.

Nie przyjmuję argumentacji, że to powrót do starych tradycji. Idąc tym tokiem myślenia, bardziej przekonuje mnie, że teraz pochody będą przypominać te z czasów PRL, a nie z okresu międzywojennego. Brak oficjalnego przemarszu spowoduje, że ten nieoficjalny stanie się – tak jak za komuny – protestem przeciwko urzędującej władzy. A uczestnicy takiego przemarszu mogą robić wszystko, by interweniowała policja, by ich zamknięto i wydano wobec nich wyroki za zakłócanie porządku publicznego. Będą mieli tylko kolejny powód, by krytykować rząd, jego przedstawiciela w terenie (wojewodę) i jego służby (policję).

Tak bardzo bolejemy, że jako naród nie potrafimy się zjednoczyć, nawet w ważnych dla nas chwilach. Tymczasem decyzja o obchodach bez pochodu patriotycznego doprowadzi do jeszcze większych podziałów. Znowu będą ci (lub tamci), którzy biorą udział tylko w oficjalnych uroczystościach oraz tamci (lub ci), którzy są "prawdziwymi” patriotami.

Co stało na przeszkodzie, by ludzie poszli sobie w przemarszu? Że niektórzy by krzyczeli i nieśli niewłaściwe transparenty? Przypomnę, że kiedyś na takich pochodach przedstawicieli władzy obrzucano jajkami. I nikomu nie przyszło do głowy, aby rezygnować z przemarszu. A jajkami już nikt nie rzuca.