Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wychować młodych chłopców

Redakcja
- Swoją przygodę ze sportem rozpoczynał Pan od pracy w szkole w Dobczycach jako nauczyciel wychowania fizycznego.

Kazimierz Raba - dyrektor, trener i sportowiec

Kazimierz Raba ma za sobą czterdzieści lat pracy poświęconej rozwojowi i popularyzacji sportu wśród młodzieży. I choć od niespełna trzech miesięcy Kazimierz Raba jest na zasłużonej emeryturze, ciągle pomaga młodszym kolegom w prowadzeniu myślenickiego Międzyszkolnego Ośrodka Sportowego, którego dyrektorem był od 1972 roku.

- Tak. Tuż po ukończeniu studiów w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego w Krakowie podjąłem pracę w dobczyckiej szkole podstawowej. Akurat zwolnił się w niej etat nauczyciela WF. Władysław Pazdur, znany dobczycki animator kultury fizycznej, przeszedł na etat w szkole średniej i "wskoczyłem" na jego miejsce. W Dobczycach spędziłem pięć pierwszych lat mojego życia zawodowego. - Z tego czasu pochodzą pierwsze Pańskie sukcesy w roli wychowawcy i trenera.
- W szkole postawiliśmy na piłkę nożną. Wszystko temu sprzyjało, m.in. budowa nowego boiska przy szkole. Z drużyną chłopców z rocznika 1971 dotarliśmy wówczas do półfinału mistrzostw Polski w piłce nożnej szkół podstawowych. Wyjechaliśmy na turniej aż do Zielonej Góry. Wcześniej uporaliśmy się z rywalami z terenu województwa krakowskiego, pokonując nawet drużynę ze szkoły sportowej o profilu piłkarskim z Tarnowa. Niestety, w Zielonej Górze mieliśmy pecha, trafiając w jednym z meczów na drużynę ze Szczecina, gospodarza finałów. Mimo kilku poprzeczek i słupków nie udało nam się wygrać. Mam satysfakcję, że kilku chłopców z tamtej drużyny zagrało potem w zespole seniorskim Raby Dobczyce. Między innymi bracia Stochowie i Józek Ścibor. Wprost ze szkoły w Dobczycach trafił Pan do Międzyszkolnego Ośrodka Sportowego w Myślenicach, któremu dyrektorował Pan przez trzydzieści pięć lat. Jakie były początki tej pracy?
- Ponieważ posiadałem II klasę trenerską w biegach narciarskich, zabrałem się za "trenerkę". Na początek znalazłem grupę dzieci mieszkających na Chełmie. Była to młodzież nie tylko zdrowa fizycznie, ale także - a może przede wszystkim - bardzo chętna do pracy. Początki były trudne. Nie posiadaliśmy zbyt wiele sprzętu, a ten, który był nie należał do najlepszych. Mimo to udało mi się dobrze przygotować młodzież. Na tyle dobrze, że podczas Ogólnopolskich Igrzysk Młodzieży Szkolnej w biegach narciarskich rozgrywanych w Iwoniczu zajęliśmy jako województwo trzecie miejsce, pokonując m.in. takie potęgi, jak Śląsk, Suwałki i Wałbrzych. Nasz zawodnik Bolesław Skałka został potem mistrzem Polski juniorów i zdobywcą Pucharu Polski, należąc w latach 80. do kadry narodowej. W tamtej grupie wspaniale biegali także: Krzysztof Kołodziejczyk, Zenon i Zdzisław Klimasowie, Barbara Drabik, Wisława Żądło czy Anna Mleczek. - Zapewne inna była specyfika pracy z młodzieżą przed laty?
- Oczywiście. Nie umniejszając nic z wartości tamtej młodzieży, były to dzieci, które poza myślenickim rynkiem niewiele widziały. Kiedy pojechaliśmy na obóz kondycyjny do Limanowej, jeden z chłopców zobaczył parowóz i przyznam się, że sporo wysiłku kosztowało mnie to, aby oderwać go od tego fascynującego widoku. Praca z tamtą młodzieżą układała się jednak bardzo dobrze. W 1984 roku do naszej grupy dołączył trener Adam Kasiński, zajmując się treningiem dziewcząt, a mnie pozostawiając pracę z chłopcami. Dość szybko przekonałem się wówczas, jak bardzo chłopcy są zdyscyplinowani i solidni na tle dziewczynek. Nie miałem z nimi żadnych problemów wychowawczych. Stawiałem sprawę jasno. Chcesz palić papierosy czy pić piwo, to od razu podajmy sobie ręce na pożegnanie. Chcesz trenować, to bierz się do roboty. - Gdzieś po drodze spotkał się Pan na chwilę z dzisiejszą mistrzynią nart Sylwią Jaśkowiec. W jakich okolicznościach?
- Przez pewien czas trenowałem z grupką narciarzy z Osieczan, rodzinnej miejscowości Sylwii. Należeli do niej bracia Henryk, Maciej i Janusz Ziębowie, przyszli biegacze ze ścisłej czołówki krajowej juniorów. Na kilku treningach pojawiła się wówczas Justyna. Był to jednak kontakt sporadyczny. - Czy spotyka się Pan czasem ze swoimi wychowankami, którzy dzisiaj są już dorosłymi ludźmi, mają swoje życie zawodowe i rodzinne? Czy wspominacie tamte czasy?
- Bywa, że tak. Niektórzy z nich traktowali mnie jak rodzonego ojca. Spędzaliśmy przecież razem sporo czasu. Bywaliśmy na różnego rodzaju obozach i zawodach. Pamiętam, jak pojechaliśmy z grupką młodzieży na obóz nad polskie morze. Kiedy wyjeżdżaliśmy już w drogę powrotną do domu, jadąc wzdłuż plaży autokarem jeden z chłopców porosił kierowcę, aby ten zatrzymał się na chwilę. Zapytałem, co się stało. Odpowiedział, że chce jeszcze raz pobiec nad brzeg morza. Byliśmy tam wczoraj wieczorem - mówię. A on na to, że zapomniał zabrać do butelki wody morskiej, którą obiecał przywieźć mamie. Śmiechu było co niemiara, ale właśnie takie historie wspominam dzisiaj z łezką w oku. To one cementowały relacje na linii wychowawca - młodzież. Dzisiaj już tak nie jest. - A jak jest? Czy dzisiejsza młodzież jest pod względem wychowania fizycznego lepsza czy gorsza od tej sprzed lat?
- Przykro mi o tym mówić, ale gorsza. Młodzieży utalentowanej sportowo nigdy nie brakowało i nadal nie brakuje, ale dzisiaj młodzi ludzie są bardziej ociężali, wygodniejsi. Być może wynika to z tego, że dzisiaj istnieje więcej pokus. Jest komputer, Internet. Przed laty łatwiej było namówić młodzież do podjęcia treningów. Sport był niejednokrotnie jedyną ofertą ciekawego spędzenia wolnego czasu. Był także nobilitacją. Dzieci garnęły się do niego. Pamiętam taką sytuację: trenowaliśmy z grupką biegaczy na bieżni stadionu Dalinu. Siedziałem na trybunach i patrzyłem, jak moi podopieczni truchtem pokonują kolejne, treningowe kilometry. Za moimi plecami usiadło kilku ówczesnych piłkarzy Dalinu. Jeden z nich odezwał się do kolegów: patrzcie jak tyrają, ja bym nie biegał tak jak oni. Dlatego kopiesz piłkę w lidze okręgowej, a oni są mistrzami Polski w swoich kategoriach wiekowych - odpowiedziałem. Ta krótka historia doskonale obrazuje podejście dzieciaków do sportu w tamtych czasach. Dzisiaj sytuacja wygląda inaczej. Owszem, istnieje kilka szkół, w których dyrektorzy oraz nauczyciele rozumieją i doceniają rolę sportu w rozwoju młodych ludzi, a także dopingują ich do udziału w imprezach organizowanych przez MOS. Wśród tych szkół wypada wymienić takie placówki, jak SP numer 3 w Myślenicach, SP w Wiśniowej czy SP numer 1 w Tokarni. Wśród gimnazjów regularnie uczestniczą w naszych imprezach reprezentanci szkół w Myślenicach, Gimnazja numer 1 i 2, Gimnazjum w Krzyszkowicach, zaś ze szkół średnich - Zespół Szkół im. Tytusa Chałubińskiego oraz Zespół Szkół Ogólnokształcących w Myślenicach. Dziwię się tym szkołom, które zupełnie ignorują nasze imprezy, mimo iż zawiadamiamy je za każdym razem. - Zapewne inaczej wygląda dzisiaj także praca samego MOS-u?
- Tak. Dawniej pewne rzeczy były prostsze. Nie mieliśmy tylu obostrzeń i tyle pracy papierkowej. Dzisiaj do problemów związanych z uzyskaniem pozwoleń związanych np. z bezpieczeństwem dochodzą jeszcze problemy natury finansowej. Na nic nie ma pieniędzy. A przecież trzeba dzieciakom zafundować jakieś nagrody, dyplomy, medale, puchary, trzeba je poczęstować ciastkiem czy sokiem. Dzieląc środki, działamy na zasadzie: krajem nieba, krajem piekła - oglądając po kilka razy każdą wydawaną złotówkę. Tymczasem pracy nie brakuje. Imprezy typu igrzyska, gimnazjady czy licealiady w kilku dyscyplinach sportu - poczynając od piłki nożnej, poprzez koszykówkę, siatkówkę, piłkę ręczną, na lekkoatletyce i sportach zimowych kończąc - odbywają się przez cały rok. - Skoro o piłce ręcznej mowa, to podobno grał Pan w nią wyczynowo?
- Zaczynałem jeszcze w MKS-ie Nowy Sącz w lidze juniorów. Potem reprezentowałem drużynę AZS-u AWF-u podczas studiów w Krakowie, a jeszcze później, już po odbyciu studiów grałem na lewym skrzydle w drużynie KS Dalin wraz z Władysławem Piątkowskim, dzisiaj znakomitym szkoleniowcem i wychowawcą. Reprezentowałem także MKS Nowy Sącz oraz AZS AWF Kraków w biegach narciarskich, zdobywając nawet mistrzostwa okręgu. Hobbystycznie uprawiałem także pływanie, żeglarstwo i narciarstwo alpejskie, z którym nie rozstaję się do dziś. - Poza pracą nauczyciela, trenera oraz poza wyczynami sportowymi jest Pan jeszcze bardzo dobrym organizatorem?
_- _Kiedyś zdarzyło mi się zorganizować Igrzyska Młodzieży w biegach narciarskich na szczeblu wojewódzkim oraz ogólnopolskim. Za pierwszym razem zaprosiłem oficjeli z województwa. Oczekiwałem na nich na parkingu na Zarabiu, gdzie wszystko tonęło w gęstej mgle. Kiedy przyjechali, mieli pretensje, że ściągam ich w taką złą pogodę. Kiedy jednak wyjechaliśmy na Chełm, gdzie świeciło wspaniałe słońce i gdzie śniegu było po pas - ze zdumienia i zachwytu opadły im szczęki. Potem już zauroczeni tym widokiem i warunkami chcieli nawet wybudować na Chełmie ośrodek sportów narciarskich. Drugim razem na cztery dni przed imprezą śnieg zalegający trasy na Chełmie spłynął całkowicie i dopiero rezerwowe trasy usytuowane w Wierzbanowej uratowały nas przed kompromitacją. - Dzisiaj, już jako emerytowany dyrektor MOS-u, wrócił Pan do swoich korzeni, czyli do piłki nożnej?
- Można tak powiedzieć. Prowadzę w chwili obecnej grupkę składającą się z trzydziestu sześciu chłopców uczących się w szkołach podstawowych w klasach od I do IV. Są to przyszli piłkarze Dalinu, z którym mamy podpisaną umowę o użyczenie obiektów sportowych. Jest to grupa ogólnorozwojowa, dla której sprawdzianem piłkarskim jest rozgrywany co roku w Myślenicach piłkarski Puchar Grochala. W dziewięćdziesięciu procentach chłopcy ci trafiają potem do drużyny trampkarzy Dalinu, czasem z któregoś z nich wyrasta naprawdę dobry piłkarz. Mam sporo satysfakcji z tej pracy. - Jak długo ma Pan zamiar jeszcze pracować i zajmować się sportem?
- Myślę, że 40 lat to dużo. Ale chcę jeszcze przez jakiś czas poprowadzić zajęcia z małymi piłkarzami i pomóc swoim młodszym kolegom, którzy przejęli ode mnie pałeczkę w MOS-ie. Rozmawiał: MACIEJ HOŁUJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski