Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak z kobiety zrobić faceta

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz
Rozmowa z Tomaszem Wiktorowskim, trenerem Agnieszki Radwańskiej, o nowych wyzwaniach i współpracy z Martiną Navratilovą

- Kiedy pojawił się pomysł, by powiększyć sztab szkoleniowy o trenera/konsultanta?

- Pierwszy raz rozmawialiśmy o tym na początku tego roku w Australii. Od tamtego momentu ten pomysł gdzieś tam satelitarnie krążył wokół nas, ale udany początek sezonu i dużo naprawdę świetnych meczów w wykonaniu Agnieszki spowodowało, że nie został zrealizowany wcześniej. To naturalne, że w takich momentach nie myśli się o zmianach. Nie przestaliśmy jednak całkiem o tym myśleć. Moim zdaniem nawet dobrze się stało, że mieliśmy wszyscy okazję - kolokwialnie mówiąc - przespać się z tą ideą. Dzięki temu udało się ją zrealizować teraz. Gdybyśmy zaczęli rozważać to dopiero po US Open, na pewno nie udałoby się już w tym roku.

- Klamka zapadła chyba po Wimbledonie - przynajmniej tak to z boku wyglądało. W Londynie sprawiał Pan wrażenie lekko sfrustrowanego, wcześniej nigdy tak otwarcie nie krytykował Pan Agnieszki.

- Mówiłem o tym, co widziałem podczas jej przegranego meczu z Jekateriną Makarową. Jakieś ogólne wnioski też się wówczas nasuwały - nie da się ukryć, że to był moment, gdy trzeba było usiąść, zrobić solidną analizę i zastanowić się, co dalej. Jak już jednak mówiłem - ten pomysł tkwił w naszych głowach już od pewnego czasu. Uważaliśmy wszyscy, że ten rok jest dobrym momentem do tego, by zacząć myśleć o kolejnym kroku naprzód.

- My - to znaczy kto: Pan, Agnieszka? Ktoś jeszcze?

- Ja bym tego nie szufladkował i nie przypisywał konkretnej osobie, bo tego się nie da jednoznacznie stwierdzić. My generalnie rozmawiamy o tenisie dosyć często. Mówimy: zobacz, co oni robią. Zobacz, co tamci. Podglądamy innych - to chyba naturalne. Pierwszą osobą, która coś takiego zrobiła w ostatnim czasie, był Andy Murray, który zatrudnił Ivana Lendla [dziś współpracuje z Amelie Mauresmo - red.]. Potem była cała fala w męskim tenisie: Djoković - Becker, Federer -Edberg, Cilić - Ivanisević, Nishikori - Chang.

- Można powiedzieć, że zainspirowali Was tenisiści?

- Jest takie powiedzenie - niezbyt może eleganckie, ale ogólnie funkcjonujące w sporcie. Jeżeli chce się zrobić z kobiety superzawodowca, trzeba z niej zrobić faceta.

- A z faceta?

- Z faceta trzeba zrobić goryla (śmiech). Poważnie jednak mówiąc, oznacza to, że trzeba podglądać to, co robią tenisiści. Tak się już zresztą dzieje, przecież dziewczyny biorą sobie facetów na sparingpartnerów.

- W którym momencie pojawiło się nazwisko Navrátilovej?

- Tak naprawdę na samym początku. Wymieniliśmy jej nazwisko jako jedno z pierwszych. Od razu sobie też powiedzieliśmy, że to może być realne, choć ona wcześniej odmówiła kilku zawodniczkom.

- Dlaczego myśleliście, że Wam nie odmówi?

- Nie myśleliśmy. Zakładaliśmy nawet, że może tak się stać. Uznaliśmy jednak, że jej osoba jest warta tego, żeby spróbować. Na początku nie mieliśmy do tego przekonania, jednak tylko dlatego, że Martina mogła nie być w ogóle zainteresowana taką formą współpracy z kimkolwiek. Ona udzieliła jednak wywiadu, gdzieś tak w okolicach US Open, może trochę później. Powiedziała w nim, że zaczyna o tym myśleć - jeszcze rok, dwa wcześniej zawsze odmawiała. Uznaliśmy więc, że skoro chcemy powiększyć sztab, to Navratilova jest zdecydowanie numerem jeden na naszej liście. Mieliśmy oczywiście jakiś plan B czy C - mniejsza o nazwiska. Tym bardziej jesteśmy jednak zadowoleni, że wypalił plan A.

- Długo ją przekonywaliście?

- Przeciwnie - stosunkowo krótko. Mnie się wręcz wydawało, że będą to dłuższe rozmowy i możemy tego nie zamknąć przed rozpoczęciem nowego sezonu, a tak naprawdę tylko podczas zimowej przerwy takie kwestie są możliwe do zrealizowania. Nie powiem, że byłem zaskoczony, że udało się to tak szybko zrealizować, ale na pewno była to bardzo pozytywna niespodzianka.

- Jedna z bulwarówek zdążyła już nawet poinformować, że porozumieliście się w kwestii wynagrodzenia Navratilovej.
- Nie wiem, skąd takie informacje. Każdy, kto porusza jakieś kwestie finansowe, zwyczajnie kłamie, bo kontrakt jest tajemnicą. Nawet ja nie znam jego wszystkich szczegółów.

- Porozmawiajmy więc o kwestiach czysto sportowych.

- Już w tej chwili mamy wszystko zaplanowane do Wimbledonu. Zaczniemy krótkim wstępem przed sezonem, żeby się trochę poznać. Potem widzimy się w Sydney - to pierwszy turniej, na którym będziemy wspólnie. Zaraz po Sydney jest Australian Open, więc dobrze by było wcześniej razem popracować. Dalej największe turnieje: Indian Wells, Miami, Roland Garros... Będziemy jeszcze rozmawiać o tym, co z innymi imprezami na ziemi. Na pewno trawa w większym wymiarze niż sam Wimbledon - może Eastbourne albo jeszcze wcześniej. Liczę, że do Wimbledonu spędzimy ze sobą ok. 15 tygodni. Sporo czasu.

- Czy Navratilova choć raz pojawi się w tym czasie w Polsce?

- Nie. W początkowym okresie naszej współpracy będziemy się widywali tylko za granicą.

- Czego oczekujecie od Navratilovej? U kogoś klasy Agnieszki dużo nie da się już poprawić w grze.

- Powiem tak: do codziennej orki na treningach Agnieszka ma grupę ludzi. My ją przygotujemy i fizycznie, i technicznie. Natomiast Martina może ją pozytywnie natchnąć, przekazać doświadczenie, jakie sama zdobyła na korcie. Nieocenione doświadczenie, którego poza nią nikt tak naprawdę na świecie nie ma. Przynajmniej nie w takim wymiarze - tu można by wymienić jeszcze tylko Steffi Graf.

Z obecnie grających Serenę Williams. Martina ma jeszcze jedną ogromną wartość, bo po pierwsze: osiągnęła w tenisie wszystko, co było do osiągnięcia. Po drugie: zna miejsca, w których będziemy. Po trzecie: ona cały czas komentuje tenis, a to ogromny atut, bo analizuje mecze i grę poszczególnych zawodniczek pod względem techniki i taktyki. Jej wiedza cały czas się aktualizuje, bo ona non stop pracuje dla Tennis Channel.

Sama przy tym ciągle gra, uczestniczy w turniejach legend. To wszystko daje obraz osoby, która może pomóc w każdym elemencie. Będzie na korcie, chociaż wszyscy dotychczasowi członkowie sztabu zostają. Będą to pewnie treningi łączone, gdzie ja będę robił jedną rzecz, a Martina będzie po drugiej stronie siatki, przy Agnieszce. Ona może zrobić każdy trening, jaki zechce - może zrobić swój własny przed rozpoczęciem mojego albo po jego zakończeniu.

Możemy analizować wspólnie mecze, rozmawiać np. o tym, co się czuje, gdy ma się po pięć w trzecim secie. We wtorek rozmawiałem z Martiną przez telefon i ustaliliśmy parę szczegółów, podstawowe elementy, nad którymi będziemy się zastanawiać. Gdy się spotkamy za parę dni, usiądziemy i zrobimy kolejny krok.

- Słyszałem opinię, że sama obecność Navrátilovej na meczu Agnieszki może jej pomóc, bo da jej pozytywny impuls, a równocześnie zdeprymuje rywalkę.

- To może działać w obie strony, bo rywalka - przeciwnie - sama się bardziej nakręci. Na pewno jednak dla samej Agnieszki to będzie zdecydowanie pozytywny bodziec. Zastrzyk tenisowej adrenaliny. Dla mnie - jako trenera - to również będzie bezcenne doświadczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski