Rozmowa z piłkarzem Janiny Libiąż ANDRZEJEM KOSEM
- Kwarantanna Janiny w V lidze potrwa tylko jeden sezon - takie zgodne opinie można usłyszeć w Libiążu. Czy pan jest również tak dużym optymistą?
- W pierwszych spotkaniach z formą nie było jednak najlepiej. Trener Chylaszek wręcz wstydził się po waszym występie przeciwko Sole. W meczu ze Stanisławianką było już jednak znacznie lepiej.
- Przyznaję, że na początku prezentowaliśmy wakacyjną formę. Część zawodników wróciła z urlopów, później zaczęła trenować. Trudno jednak mieć do nich pretensje, bo przecież normalnie pracują i swoje plany urlopowe muszą uzgadniać z pracodawcami. Jestem przekonany, że w następnych meczach będzie lepiej. W spotkaniu ze Stanisławianką na pewno jeszcze nie pokazaliśmy wszystkiego na co nas stać.
- Janina to w tej chwili mieszanka rutyny i młodości. Dużo będzie zależało od postawy pana i innych doświadczonych zawodników. Akcja przeprowadzona wspólnie z Bogdanem Mazurkiewiczem, po której padł drugi gol dla was, przypominała te z najlepszych lat Janiny.
- To rzeczywiście były dobre czasy. Wtedy na drugim skrzydle grał jeszcze Jacek Dobrowolski, który obecnie z powodzeniem broni barw II-ligowej Szczakowianki i podobne akcje przeprowadzaliśmy znacznie częściej. W ataku obok Bogdana Mazurkiewicza był równie skuteczny Konrad Horawa. Mieliśmy na prawdę mocny skład, w linii pomocy grał jeszcze Andrzej Sermak. Rywalizacja w zespole była bardzo duża, bracia Folgowie, którzy potem grali w Brzeszczach, a jeden trafił nawet do Ruchu Chorzów, w tamtym okresie "grzali" u nas ławę. Szkoda, że wtedy nie udało nam się awansować do III ligi. W decydującym meczu lepsze okazało się Zagłębie Sosnowiec. Po tamtym sezonie drużyna zaczęła się sypać, odchodzili kolejni zawodnicy. Powodem były także kłopoty finansowo-organizacyjne. Duża część piłkarzy postanowiła szukać lepszych warunków finansowych. Z tamtej gwardii zostało nas kilku zawodników, osobiście uznałem, że w Libiążu mam pracę, nie chciałem także zmuszać do przeprowadzek rodziny. Jestem wychowankiem Janiny, gram tutaj od 17 lat, z czego od 12 w pierwszej drużynie. Myślę, że doświadczenie moje i kilku kolegów jeszcze się przyda zespołowi, w którym przeważa już przecież młodzież.
- Ci młodzi piłkarze grają jednak w kratkę.
- Są to uzdolnieni chłopcy, którzy muszą się jeszcze uczyć. Trudno im utrzymać stabilną formę, czasami nasze oczekiwania są zbyt duże. Chciałoby się, aby grali lepiej.
- Mecz ze Stanisławianką dograł pan tylko do połowy. Co się stało?
- Tydzień wcześniej nadwyrężyłem mięsień dwugłowy, nie chciałem ryzykować groźniejszej kontuzji i dlatego, gdy wynik był już rozstrzygnięty, zszedłem z boiska. Myślę, że wystarczy z 10 dni odpoczynku, lżejszych obciążeń na treningach i wszystko będzie dobrze.
RozmawiaŁ: (BK)