Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jaka praca, taka płaca?

Redakcja
Oj, zbiednieliśmy trochę - a niektórzy nawet bardzo. Wystarczy rzut oka na publikowane przez nas w ostatnich tygodniach listy płac w powiatach zachodniej Małopolski oraz towarzyszące im komentarze, by stwierdzić, że kryzys w niektórych miejscowościach na naszym terenie jest głębszy niż gdzie indziej. Co ciekawe, mieszkańcy zachowują się bardzo dzielnie: nie narzekają w takim stopniu, jak to Polacy zawsze mieli w zwyczaju, raczej szukają sezonowej pracy lub dodatkowego zarobku. Czyżbyśmy odrzucili polską skłonność do lamentowania i nauczyli się cenić to, co mamy i kim jesteśmy?

Podsumowanie powiatowych list zarobków

   Na pewno ceni sobie swą pozycję większość tych, którzy od dłuższego czasu mają stałą pracę na etacie. Chwalą ją sobie nawet ci, którzy zarabiają naprawdę niewiele. W wielu wypadkach jest to najniższa płaca, czyli mniej niż 600 zł na rękę. Tyle - w najlepszym wypadku - zarabiają prawie wszyscy początkujący pracownicy, czy to w handlu, czy w usługach, czy w produkcji. Niewiele więcej - albo wręcz tyle samo - dostają nawet absolwenci wyższych uczelni, którzy jeszcze kilka lat temu nie mieli większych problemów ze znalezieniem pracy i jako płacę "do przyjęcia" wskazywali minimum 1500 zł na rękę.
   Nic dziwnego, że tak wielu co ambitniejszych absolwentów ucieka do metropolii - Krakowa, Warszawy, Wrocławia, Poznania, a nawet Gdańska. Dla Chrzanowa, Trzebini, Olkusza, Wolbromia, Oświęcimia, Kęt, Wadowic, Andrychowa, Suchej - o mniejszych miejscowościach nie wspominając - jest to tendencja wyjątkowo niebezpieczna. Nasila się bowiem "drenaż mózgów" (który obserwowaliśmy zawsze), wyjeżdżają z naszych miast i miasteczek ludzie najwartościowsi. Kto reprezentował nas będzie w lokalnych samorządach, kto będzie nas obsługiwał w urzędach, kto poprowadzi lub założy biznes z miejscami pracy dla tysięcy ludzi, kto nas będzie uczył, leczył, strzegł przed przestępcami? Ziemia pozbawiona elit skazana jest na postępującą degradację.
   Niestety, w gronie elit rządzących większością miast i gmin na naszym terenie świadomość tego zjawiska wydaje się być dość kiepska, a w każdym razie działania w celu jego ograniczenia są mizerne. Mimo starań części samorządowców, wciąż brakuje skutecznego wsparcia, zwłaszcza dla młodych startujących na lokalnym rynku pracy. Zbyt często i łatwo lokalni rajcy, wójtowie i burmistrzowie spoglądają w kierunku Warszawy, wypatrując tam cudownych rozwiązań, które uzdrowią sytuację w Polsce powiatowej. Zbyt często - z powodu kumoterstwa, znajomości, rodzinnych koneksji, czy... poczucia zagrożenia ze strony lepszych, młodych, dynamicznych - zamyka się drogę do kariery ludziom wartościowym, stawiając na miernoty - bez wiedzy i umiejętności. Te miernoty "służą" nam potem w urzędach i innych instytucjach, doprowadzając do rozpaczy swą niekompetencją, a często i nieżyczliwością powiązaną z oczekiwaniem "dodatkowej gratyfikacji".
   Owe "dodatkowe gratyfikacje" to zresztą coś, co po raz pierwszy pojawiło się w tegorocznych zestawieniach płac z taką siłą. Ludzie masowo dorabiają, co często spotyka się z ostrą krytyką bezrobotnych stwierdzających, że jest to brutalne odbieranie im potencjalnej pracy. Z drugiej strony - trudno nie przyznać racji pracownikowi, który dostaje 500 zł na pełnym etacie i musi z tego utrzymać kilkuosobową rodzinę: on po prostu musi dorabiać.
   Dorabiamy różnie: jedni kopią doły, zbierają truskawki, pomagają murarzom - za ok. 5 zł za godzinę. Nauczyciele udzielają korepetycji, przy czym wzięci do niedawna i świetnie dorabiający angliści, czy germaniści, wobec rosnącej konkurencji, coraz rzadziej dostają za godzinę więcej niż 25 zł. Policjanci pilnują obiektów i zabezpieczają komercyjne imprezy masowe. Profesorowie pracują na kilku (nastu) etatach - jeżdżąc z wykładami od Poznania po Lublin. Urzędnicy...
   To najbardziej śliska sprawa, podobnie zresztą, jak w przypadku pracowników energetyki, gazowni, czy wodociągów. Tajemnicą poliszynela jest, że - zwłaszcza w dziedzinach i wydziałach związanych z branżą budowlaną - dochodzi do licznych nieprawidłowości, które urzędnicy lubią nazywać dorabianiem, czy fuchą, a petenci - korupcją. Jak jest, każdy może sprawdzić - nie ferując zawczasu niesprawiedliwych wyroków, zwłaszcza, że nie brakuje wśród urzędników, czy pracowników wymienionych zakładów ludzi oddanych i uczciwych. Zawsze nad tym problemem wisieć będzie jednak pytanie: jak to możliwie, że niektórzy, zarabiający oficjalnie kilkaset złotych urzędnicy, czy energetycy, mogą sobie pozwolić na nowe wille i limuzyny?
   Żeby było śmieszniej (straszniej?) właśnie ci ludzie najczęściej narzekają na swe zarobki. - Usiedzi się człowiek, urobi, naużera z petentami, a dostaje te marne 1100 zł - lubi powtarzać jeden z pracowników energetyki. Swego miejsca pracy za żadne skarby nie zwolni jednak tysiącom chętnych, bo wszyscy dobrze wiedzą, że właśnie "ta marna posada za 1100 zł" zapewnia mu dopływ dodatkowych środków...
   Przywykliśmy już do wysokich płac menedżerów, zwłaszcza prezesów i dyrektorów dużych firm. 25 tys. zł brutto nikogo nie dziwi, a 10 tys. zł uznawane jest wręcz w tym wypadku za kwotę niewygórowaną, zwłaszcza że zbliżone sumy zarabiają starostowie i niektórzy burmistrzowie. Problem pojawia się wtedy, gdy dana firma przeżywa kłopoty, a szeregowi pracownicy dostają pensję nieregularnie lub nie otrzymują jej wcale. Wysokie wynagrodzenie prezesa musi w tym wypadku budzić niesmak, a nawet oburzenie. Jest to jednak, niestety, dość powszechna praktyka w niewielkich firmach prywatnych, w których prezes jest zarazem właścicielem. Znamy przypadki pracodawców, zwłaszcza w powiecie wadowickim i oświęcimskim, którzy opływają w luksusy, a swym pracownikom wypłacają od roku 100-200-złotowe zaliczki. Zdarza się również, że koszty utrzymania menedżerów są niewspółmiernie wysokie do reszty kosztów w danym zakładzie, czy do osiąganych przezeń wyników finansowych.
   I wreszcie problem zawarty w pytaniu tytułowym: czy w zachodniej Małopolsce obowiązuje zasada "jaka praca, taka płaca?" W gruncie rzeczy jest to pytanie o sprawiedliwość społeczną w gospodarce, a tej, niestety, nigdy nie było - i raczej nie będzie. Każda większa firma ma własny system wartościowania stanowisk i trudno tu porównywać np. ZGH Bolesław, czy Rafinerię Trzebinia z Firmą Chemiczną Dwory. Pewne jest tylko, że porównywalni pracownicy tych przedsiębiorstw zarabiają mniej niż ich koledzy w podobnych przedsiębiorstwach ulokowanych w Krakowie, pod Warszawą, czy w Płocku. Dość powiedzieć, że sprzątaczka płockiego Orlenu dostaje dwa, a nawet trzy razy więcej niż taka sama sprzątaczka w Rafinerii Trzebinia (należącej zresztą do Orlenu).
   Nieco mniejsze są różnice wśród fachowców z samego topu; zdarza się nawet, że specjalista ściągnięty na naszą prowincję zarabia lepiej niż w Warszawie, czy Krakowie (większa pensja ma mu zrekompensować "zesłanie").
   W firmach małych, czy to w handlu, czy w produkcji, czy w budownictwie, trudno mówić o społecznej sprawiedliwości, bowiem punktem wyjścia jest niemal zawsze płaca minimalna. W sezonie wiąże się ona z robotą po 10-12 godzin na dobę - szefowie dorzucają wtedy coś czasem "na lewo" najbardziej zasłużonym i wyróżniającym się pracownikom. To taka "fucha na etacie"... Inni nie dorzucają nic, wychodząc z założenia, że "w dzisiejszych czasach pracę po prostu się ma". I tyle.
   Zbiednieliśmy więc, ale nie wszyscy i nie każdy w takim samym stopniu. Jedni płaczą nad utratą dwóch tysięcy złotych, przeliczając ze smutkiem pozostałych osiem tysięcy w portfelu. Dla innych dwa tysiące to wymarzony, a nieosiągalny budżet rodzinny. Na pewno największy dołek odnotowano u nas w budownictwie (choć nadal ciężko znaleźć dobrego fachowca, np. tynkarza, czy kafelkarza!), najmniejszy - w budżetówce, która i tak tradycyjnie narzeka najbardziej i której połowa ma właśnie teraz dwumiesięczne wakacje. Jaka praca...
Zbigniew Bartuś

Opinie: nietypowe 8 godzin

Jacek O. z Wadowic, pracownik produkcji w Ponarze Wadowice:
- Od dwudziestu pięciu lat pracuję w Ponarze. Moja pensja to 1.100 złotych miesięcznie. Tygodniowy czas pracy to 40 godzin i ani minuty dłużej, a przecież chciałoby się jeszcze dorobić. Ostatnio nie ma godzin nadliczbowych, nie ma dodatkowych fuch, więc szukam zajęcia u kolegi, który ma warsztat samochody. Po godzinach pracy dorobi się jeszcze 300 zł miesięcznie.
Magdalena Kozak - Walczak, inspektor w biurze ds. promocji gminy Libiąż:
- Od czterech lat zajmuję się promocją i polityką informacyjną gminy Libiąż. Do moich codziennych obowiązków należy inicjowanie i organizowanie wydarzeń promocyjnych i medialnych, przyczyniających się do rozwoju gminy oraz kształtujących jej pozytywny wizerunek. Przygotowuję także konferencje prasowe oraz aplikacje w zakresie pozyskiwania funduszy z Unii Europejskiej. Obowiązki służbowe i charakter pracy wymagają ode mnie ogromnego zaangażowania oraz pełnej dyspozycyjności. Nie jest to tylko 8-godzinny dzień pracy. Moja praca wiąże się z częstymi wyjazdami, nawet kilkudniowymi. Jednakże jest ona dla mnie dużym wyzwaniem i daje możliwości ciągłego rozwoju.
Anna Kosek z Suchej Beskidzkiej, 29-letnia asystentka stomatologa:
- Mam raty do spłacenia za samochód i mieszkanie. Moją pensję asystentki stomatologa - 950 zł miesięcznie - zabiera bank. Rodzinę utrzymuje mąż, który pracuje w kancelarii adwokackiej. Na własne wydatki zarabiam wyjeżdżając co roku do Paryża, pracując tam w jednej z kawiarenek jako kelnerka. Biorę wówczas dwumiesięczny urlop bezpłatny w swoim gabinecie. Pensja franc_uska wystarcza mi później jeszcze na pół roku.
Tadeusz Magiera, pracuje w firmie dostawczej w Andrychowie:
- Kiedyś pracowałem w Szwecji, przede wszystkim przy robotach drogowych. Nieźle nam się wiodło. Po powrocie do kraju przed trzema laty z powodów osobistych, nie miałem wyjścia - trzeba się było czegoś chwycić. Ostatecznie mój obecny pracodawca przedstawił propozycję: idę ci na rękę, pracujesz normalnie, a ja daję ci tylko 1/4 etatu. Nie miałem wyjścia, bo gdzie ja, 58-la_tek, znajdę teraz pracę w Andrychowie? Oficjalnie to zarabiam 200 zł. Na rękę biorę co miesiąc zwykle tysiąc. Jest ciężko. Jeżdżę od poniedziałku do soboty po całym południu kraju, dowożąc towary do sklepu. Dzień pracy zaczynam o 4 rano, kończę 12 godzin później. Jak na mój wkład, zarobek jest marny. Ale cóż począć w dzisiejszych czasach?
Andrzej Nykiel, elektryk z Chrzanowa zatrudniony w niemieckiej firmie prywatnej:
- Najczęściej pracuję na wyjazdach w całej Polsce. Zazwyczaj wygląda to tak, że pracuję przez trzy tygodnie w delegacji, a potem mam tydzień wolnego. Kiedy mamy zlecenie, pracuję po ok. 12 godzin dziennie. Dzięki temu mogę zarobić średnio 2 tys. zł miesięcznie. Zdecydowałem się na pracę w takim trybie, gdyż w moim zawodzie elektryka byłoby mi trudno znaleźć coś w powiecie chrzanowskim. Bezrobocie jest tutaj bardzo duże. Ponadto - nawet, gdyby mi się to udało, zarobki na pewno byłyby niższe.
Kazimierz Gałka, geodeta, mieszkaniec Chrzanowa:
- Sytuacja na rynku geodezyjnym w powiecie jest bardzo ciężka. Pracuję minimum po 8 godzin, ale coraz częściej zdarza się, że muszę zostawać w pracy od 8.00 do 19.00. Praktycznie każdą sobotę muszę poświęcać na pomiary. Od 4 lat nie byłem też na urlopie. Dziś, jeżeli nie ma się zleceń z urzędów, jest bardzo trudno zdobyć jakąś ofertę. Na rynku panuje nieuczciwa konkurencja, szczególnie ze strony rencistów, którzy nie płacą składek ZUS, przez co zaniżają ceny usług.
Piotr Bożek, prezes firmy Libet z Libiąża:
- Zarabiam w granicach 10 do 20 tys. zł miesięcznie. Na tę pensję pracuję po 12 godzin dziennie, w tym także w soboty i niedziele. Zdarza się nawet, że mam tak dużo pracy, iż jestem zmuszony nocować w firmie. Praktycznie nie mam życia prywatnego. Ze względu na plany inwestycyjne firmy, dużo czasu spędzam w podróżach służbowych. Muszę być totalnie dyspozycyjny i zawsze osiągalny dla moich przełożonych. Nigdy nie rozstaję się z moim przenośnym komputerem i pracuję w każdej wolnej chwili. Dla ocalenia rodziny chciałbym odzyskać przynajmniej wolne weekendy...
(LIZ, EM, MPa, GM)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski