Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub Jelonek rozpoczął swój marsz do mistrzostw świata

Rozmawiał Jan Otałęga
Jakub Jelonek (z prawej) wierzy, że polski chód sportowy wróci do światowej czołówki
Jakub Jelonek (z prawej) wierzy, że polski chód sportowy wróci do światowej czołówki fot. Andrzej Banaś
Rozmowa z JAKUBEM JELONKIEM, czołowym chodziarzem AZS AWF Kraków.

- Jest Pan pierwszym lekkoatletą w Małopolsce i jednym z pierwszych w kraju, który zdobył już minimum PZLA, uprawniające do występu na mistrzostwach świata, 4-13 sierpnia w Londynie…

- To było podczas zawodów w chodzie sportowym w Adelajdzie, w Australii. W marszu na 20 km uzyskałem wynik 1:22.15 godz., zająłem 10. miejsce. Minimum PZLA wynosi 1:22.30. Zarazem Artur Brzozowski z AZS AWF Katowice, który na australijskiej trasie był czwarty, też uzyskał prawo występu w Londynie. Osiągnięcie minimum nie oznacza automatycznego zakwalifikowania się do ekipy na mistrzostwa świata. W trakcie sezonu należy potwierdzić formę i nie dać się wyprzedzić innym. Prawo startu w każdej konkurencji ma tylko trzech zawodników z każdego kraju. Moim głównym celem jest udział w czempionacie w Londynie i temu podporządkowuję wszelkie działania. Ponadto jeszcze trzech chodziarzy na 50 km: Rafał Augustyn, Adrian Błocki i Rafał Fedaczyński uzyskało minimum PZLA na 50 kilometrów. Chodziarze dali więc jasny sygnał, że chcą pojechać w sierpniu do stolicy Wielkiej Brytanii na spotkanie z elitą. W zdobywaniu minimów wyprzedziliśmy innych kolegów z kadry, ponieważ sezon startowy w chodzie zaczyna się wcześniej; biegacze, skoczkowie i miotacze wyjdą na swe areny dopiero w maju.

- Dlaczego o minimum walczył Pan aż w odległej Australii?

- To był mój drugi pobyt na antypodach. Teraz trenowałem tam siedem dni w tygodni, zarazem biorąc udział w międzynarodowym eksperymencie badawczym, dotyczącym diety dla sportowców. Podzielono nas na trzy grupy, jedni znaleźli się w wysokotłuszczowej, inni wysokowęglowodanowej, a ja w tzw. okresowej. Na pewien czas np. ograniczano nam węglowodany. Zdarzało się więc iść spać „na głodzie”. Potem wzmacniano dietę i organizm reagował pozytywnie. Jestem zadowolony z udziału, nabrałem doświadczeń, sprawy diety, którą należy dopasowywać do natężenia treningów, są niezwykle ważne dla wyczynowców. W tym roku w Australii uzyskałem wynik o 2 minuty lepszy niż rok temu, więc budowanie formy odbywa się pomyślnie.

- Jakie kolejne starty?

- Pierwszym poważnym występem będzie Puchar Europy w maju w Podebradach (Czechy). Wezmę udział w mistrzostwach Polski na 20 km, planowanych 18 czerwca w Nowej Dębie. Wtedy kierownictwo PZLA będzie bacznie przyglądać się kandydatom do wyjazdu na MŚ. Chciałbym w tym sezonie pobić rekord życiowy na 20 km, który ma pięć lat i wynosi 1:21.05. Trenuję, by zmierzyć się z barierą godziny i 20 minut.

- W tamtym sezonie wrócił Pan do czołówki chodziarzy, startował na igrzyskach w Rio de Janeiro, osiągając najlepszy wynik (19. na 20 kilometrów) z wszystkich polskich chodziarzy…

- Nastąpił pewien przełom. Nie ukrywam, że miałem trzy sezony słabsze. Wielu mówi, że po regresie chodziarz nie jest w stanie wrócić, by walczyć z najlepszymi. Jednak pokonałem trudności i wierzę, że będę maszerował coraz szybciej. Wyznaczam sobie cel - zdobycie miejsca w pierwszej dziesiątce na 20 km chodu w Londynie. Ostatni sezon przekonał, że będę w stanie wytrwać na trasie do igrzysk za 3 lata w Tokio. Mam 32 lata, więc nie jest to stan emerytalny dla chodziarzy, niektórzy startują nawet do czterdziestki. Mam nadzieję, że w Tokio trzeci raz będę olimpijczykiem.

- Po złotej erze Roberta Korzeniowskiego i czasie, kiedy przewodził u nas Grzegorz Sudoł, mamy kryzys w polskim chodzie zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet. Da się go przezwyciężyć?

- Robert Korzeniowski był taką lokomotywa, która pchała polski chód ku wyżynom. Teraz nastąpił regres, brakuje medali, rozmawiamy o tym w gronie zawodników, zastanawiamy się. Z pewnością nastąpiły błędy szkoleniowe, nie było też jasnych zasad kwalifikacji na ważne zawody, atmosfera siadła. Liczę jednak, że przezwyciężymy kłopoty i będzie o nas znów głośniej.

- W niedawnych halowych mistrzostwach Europy w Belgradzie biało-czerwoni zdobyli grad medali. Nie jest chodziarzom żal, że ich konkurencji nie ma w mistrzostwach kontynentu czy świata pod dachem?

- Na pewno szkoda. Byłaby okazja do kolejnej przygody, przeżyć, może wywalczenia też miejsca na podium… Niestety, aktualnie chód jest skreślony z programu mistrzostw halowych, a jeszcze w 1993 roku Robert Korzeniowski zdobywał na trasie pięciu kilometrów srebro podczas mistrzostw świata w hali w Toronto. Krajowe mistrzostwa chodziarzy pod dachem odbywają się bez przeszkód. Nie wiem czemu międzynarodowa federacja z nas zrezygnowała? Może zawodziła frekwencja, bo dużo chodziarzy udawało się zimą na dalekie zgrupowania do ciepłych krajów? W każdym razie pomysł przywrócenia chodu do światowych i europejskich hal byłby interesujący.

- Jest Pan od lat zawodnikiem AZS AWF Kraków, obecnie trenuje u Grzegorza Sudoła. A czym Pan się zajmuje poza sportem?

- Reprezentuję barwy krakowskiego klubu, ale mieszkam w Częstochowie. Na tutejszej Akademii im. Jana Długosza prowadzę zajęcia ze studentami, a jednocześnie robię doktorat. Pisuję także artykuły do specjalistycznej prasy, portali o sporcie. Niedawno zadebiutowałem jako komentator telewizyjny, było to podczas półmaratonu w Warszawie, prowadziłem transmisję wraz z redaktorem Przemysławem Iwańczykiem. Dziennikarstwo poza sportem staje się moją drugą pasją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski