- Jest Pan pierwszym lekkoatletą w Małopolsce i jednym z pierwszych w kraju, który zdobył już minimum PZLA, uprawniające do występu na mistrzostwach świata, 4-13 sierpnia w Londynie…
- To było podczas zawodów w chodzie sportowym w Adelajdzie, w Australii. W marszu na 20 km uzyskałem wynik 1:22.15 godz., zająłem 10. miejsce. Minimum PZLA wynosi 1:22.30. Zarazem Artur Brzozowski z AZS AWF Katowice, który na australijskiej trasie był czwarty, też uzyskał prawo występu w Londynie. Osiągnięcie minimum nie oznacza automatycznego zakwalifikowania się do ekipy na mistrzostwa świata. W trakcie sezonu należy potwierdzić formę i nie dać się wyprzedzić innym. Prawo startu w każdej konkurencji ma tylko trzech zawodników z każdego kraju. Moim głównym celem jest udział w czempionacie w Londynie i temu podporządkowuję wszelkie działania. Ponadto jeszcze trzech chodziarzy na 50 km: Rafał Augustyn, Adrian Błocki i Rafał Fedaczyński uzyskało minimum PZLA na 50 kilometrów. Chodziarze dali więc jasny sygnał, że chcą pojechać w sierpniu do stolicy Wielkiej Brytanii na spotkanie z elitą. W zdobywaniu minimów wyprzedziliśmy innych kolegów z kadry, ponieważ sezon startowy w chodzie zaczyna się wcześniej; biegacze, skoczkowie i miotacze wyjdą na swe areny dopiero w maju.
- Dlaczego o minimum walczył Pan aż w odległej Australii?
- To był mój drugi pobyt na antypodach. Teraz trenowałem tam siedem dni w tygodni, zarazem biorąc udział w międzynarodowym eksperymencie badawczym, dotyczącym diety dla sportowców. Podzielono nas na trzy grupy, jedni znaleźli się w wysokotłuszczowej, inni wysokowęglowodanowej, a ja w tzw. okresowej. Na pewien czas np. ograniczano nam węglowodany. Zdarzało się więc iść spać „na głodzie”. Potem wzmacniano dietę i organizm reagował pozytywnie. Jestem zadowolony z udziału, nabrałem doświadczeń, sprawy diety, którą należy dopasowywać do natężenia treningów, są niezwykle ważne dla wyczynowców. W tym roku w Australii uzyskałem wynik o 2 minuty lepszy niż rok temu, więc budowanie formy odbywa się pomyślnie.
- Jakie kolejne starty?
- Pierwszym poważnym występem będzie Puchar Europy w maju w Podebradach (Czechy). Wezmę udział w mistrzostwach Polski na 20 km, planowanych 18 czerwca w Nowej Dębie. Wtedy kierownictwo PZLA będzie bacznie przyglądać się kandydatom do wyjazdu na MŚ. Chciałbym w tym sezonie pobić rekord życiowy na 20 km, który ma pięć lat i wynosi 1:21.05. Trenuję, by zmierzyć się z barierą godziny i 20 minut.
- W tamtym sezonie wrócił Pan do czołówki chodziarzy, startował na igrzyskach w Rio de Janeiro, osiągając najlepszy wynik (19. na 20 kilometrów) z wszystkich polskich chodziarzy…
- Nastąpił pewien przełom. Nie ukrywam, że miałem trzy sezony słabsze. Wielu mówi, że po regresie chodziarz nie jest w stanie wrócić, by walczyć z najlepszymi. Jednak pokonałem trudności i wierzę, że będę maszerował coraz szybciej. Wyznaczam sobie cel - zdobycie miejsca w pierwszej dziesiątce na 20 km chodu w Londynie. Ostatni sezon przekonał, że będę w stanie wytrwać na trasie do igrzysk za 3 lata w Tokio. Mam 32 lata, więc nie jest to stan emerytalny dla chodziarzy, niektórzy startują nawet do czterdziestki. Mam nadzieję, że w Tokio trzeci raz będę olimpijczykiem.
- Po złotej erze Roberta Korzeniowskiego i czasie, kiedy przewodził u nas Grzegorz Sudoł, mamy kryzys w polskim chodzie zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet. Da się go przezwyciężyć?
- Robert Korzeniowski był taką lokomotywa, która pchała polski chód ku wyżynom. Teraz nastąpił regres, brakuje medali, rozmawiamy o tym w gronie zawodników, zastanawiamy się. Z pewnością nastąpiły błędy szkoleniowe, nie było też jasnych zasad kwalifikacji na ważne zawody, atmosfera siadła. Liczę jednak, że przezwyciężymy kłopoty i będzie o nas znów głośniej.
- W niedawnych halowych mistrzostwach Europy w Belgradzie biało-czerwoni zdobyli grad medali. Nie jest chodziarzom żal, że ich konkurencji nie ma w mistrzostwach kontynentu czy świata pod dachem?
- Na pewno szkoda. Byłaby okazja do kolejnej przygody, przeżyć, może wywalczenia też miejsca na podium… Niestety, aktualnie chód jest skreślony z programu mistrzostw halowych, a jeszcze w 1993 roku Robert Korzeniowski zdobywał na trasie pięciu kilometrów srebro podczas mistrzostw świata w hali w Toronto. Krajowe mistrzostwa chodziarzy pod dachem odbywają się bez przeszkód. Nie wiem czemu międzynarodowa federacja z nas zrezygnowała? Może zawodziła frekwencja, bo dużo chodziarzy udawało się zimą na dalekie zgrupowania do ciepłych krajów? W każdym razie pomysł przywrócenia chodu do światowych i europejskich hal byłby interesujący.
- Jest Pan od lat zawodnikiem AZS AWF Kraków, obecnie trenuje u Grzegorza Sudoła. A czym Pan się zajmuje poza sportem?
- Reprezentuję barwy krakowskiego klubu, ale mieszkam w Częstochowie. Na tutejszej Akademii im. Jana Długosza prowadzę zajęcia ze studentami, a jednocześnie robię doktorat. Pisuję także artykuły do specjalistycznej prasy, portali o sporcie. Niedawno zadebiutowałem jako komentator telewizyjny, było to podczas półmaratonu w Warszawie, prowadziłem transmisję wraz z redaktorem Przemysławem Iwańczykiem. Dziennikarstwo poza sportem staje się moją drugą pasją.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?