Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub Wawrzyniak: Było dużo chaosu, ale reprezentacja Sousy potrzebuje czasu

BG
Były reprezentant Polski Jakub Wawrzyniak specjalnie dla nas ocenił pierwszy mecz kadry pod wodzą Paulo Sousy. - Możemy się zgodzić, że w pierwszym meczu było dużo chaosu, ale wstrzymajmy się jeszcze z osądami do kolejnych występów pod wodzą selekcjonera - przyznał były lewy obrońca Legii Warszawa i Lechii Gdańsk.

Rozmawiamy po debiutanckim meczu reprezentacji Polski pod wodzą Paulo Sousy, w którym Biało-Czerwoni zremisowali 3:3 z Węgrami. Jakie są Pana ogólne wrażenia po spotkaniu w Budapeszcie?

Trener sam przyznał po meczu, że nie trafił z wyborem pierwszej jedenastki i zdecydowanie przychylam się do tej opinii. Zwłaszcza nasz cały blok obronny nie był dobrze dysponowany tego dnia i dlatego straciliśmy aż trzy bramki. W mojej opinii każdej z nich przy odrobinie szczęścia lub lepszych decyzjach można było uniknąć, ale tak czasem bywa. Plus tego wszystkiego jest taki, że dwukrotnie przegrywając, nawet dwoma golami, potrafiliśmy walczyć i wyciągnąć remis, co wcześniej nam się zbyt często nie zdarzało.

Przez większość meczu kibice nie mieli jednak wiele powodów do optymizmu. Jak za podobne spotkanie oceniono by Jerzego Brzęczka?

Mamy tendencje, że zwykle na początku dajemy płaszcz ochronny nowym selekcjonerom, bo mam wrażenie, że gdyby Jerzy Brzęczek desygnował takie ustawienie z podobnie grającą linią obrony, to stukalibyśmy się w głowę jak można było się na takie coś zdecydować. Warto jednak zwrócić uwagę, że trener Sousa się nie bał, wprowadził kilku graczy ofensywnych w odpowiednim momencie i to ryzyko się opłaciło. Kluczowy okazał się Kamil Jóźwiak, który przywrócił nas do żywych. Początek w naszym wykonaniu nie był udany, ale mecz trwa 90 minut i ten występ trzeba ocenić jako całokształt. O to też chodzi w roli rezerwowych, by odmienić grę na boisku – w tym meczu skład podstawowy nie był dobrze dysponowany, więc zmiennicy w odpowiednim momencie podłączyli nas do respiratora. Choć ogólnie rzecz biorąc zgodzę się, że to nie był udany mecz. Widzieliśmy dużo niejasności spowodowanych w szczególności zmianą formacji: źle podchodziliśmy do pressingu, byliśmy spóźnieni, a piłkarze nie do końca znali swoje pozycję lub obowiązki na boisku.

Czy testowanie nowej formacji i piłkarzy w jednym z najważniejszych i najtrudniejszych meczów eliminacji do Mistrzostw świata to nie pewnego rodzaju nonszalancja selekcjonera?

Rzeczywiście dwumecz z Węgrami w tej grupie jest dla nas kluczowy. Chciałbym, by nasza kadra podchodziła z większymi oczekiwaniami do meczów z Anglią, ale to chyba jeszcze nie czas i z Węgrami stoczymy batalię o drugie miejsce. Pojedyncze zwycięstwa mogą się zdarzyć i wierze w nie w najbliższą środę, ale to wciąż melodia przyszłości. Czy czwartkowe decyzje trenera były jednak nonszalanckie lub ryzykowne? My kibice tak uważamy, ale Sousa zna to ustawienie bardzo dobrze i stosował je w każdym klubie, w którym pracował. Dziś potrzebujemy więcej czasu lub wymiany dwóch czy trzech zawodników, by gra wyglądała lepiej.

Czasu, którego Portugalczykowi nie dał za wiele Zbigniew Boniek, zatrudniając go tuż przed początkiem eliminacji. Czy to nie błąd prezesa PZPN, który nad zmianą powinien pomyśleć wcześniej, gdy graliśmy mecze Ligi Narodów?

W życiu selekcjonera jest jeden moment, gdy można coś testować i to okres przed wielkim turniejem. Trenerzy mają wtedy około dziesięć dni, w których piłkarze zjeżdżają się po sezonie ligowym i mogą skupić się na pracy. Ale oczywiście nie jest to najlepszy moment na rotacje na ławce trenerskiej. Niezależnie od czasu zmiany menadżera, która wiąże się jeszcze ze zmianą formacji, zawsze jest to ogromne ryzyko. Zbigniew Boniek podjął taką autonomiczną decyzję, argumentując to tym, że potrzebujemy bodźca, by iść do przodu. Plan prezesa zakłada, że będziemy w stanie walczyć z najlepszymi zespołami na świecie i stąd ten wybór. Możemy się zgodzić, że w pierwszym meczu było dużo chaosu, ale wstrzymajmy się jeszcze z osądami do kolejnych występów pod wodzą Sousy.

Rzeczywiście na ocenę pracy selekcjonera przyjdzie jeszcze czas, skupmy się więc na tym jak zaprezentowali się konkretni piłkarze. Jednym z kozłów ofiarnych meczu z Węgrami stał się Michał Helik, a pomysł gry bez Kamila Glika szybko zweryfikowało boisko.

Co do Michała Helika mam podobne wrażenie, ale nie uważam, że powinniśmy zrezygnować z tego piłkarza. Nie wiem czy kiedykolwiek debiutant został puszczony na tak głęboką wodę, bo zagrał w meczu o stawkę w eliminacjach do Mistrzostw świata, gdzie miał zastąpić filar naszej kadry. Zajął centralne miejsce w trzyosobowym bloku obronnym i to on miał dyrygować grą drużyny, decydując o odległościach między piłkarzami. Owszem, ma za sobą słabsze spotkanie, nie zaliczył egzaminu, ale wciąż ma wiele do zaoferowania i piękny czas jest przed nim. Wcześniej sporo mówiło się o tym, że w związku z tym, że chcemy grać wysoko, to rezygnujemy z Kamila Glika, bo potrzebujemy bardziej zwrotnych obrońców. Ja byłem święcie przekonany, że nie ma życia bez Kamila w Reprezentacji i mecz w Budapeszcie wyraźnie to pokazał. Kamil chyba nigdy nie zawiódł w reprezentacji, jest liderem i dodaje pewności siebie innym zawodnikom na boisku. Kiedy ja grałem obok niego, to zawsze wiedziałem, że nawet jak popełnię błąd, to on zrobi wszystko, by go naprawić.

Więcej błędów w reprezentacyjnej karierze miał Wojciech Szczęsny, a pomyłka przydarzyła mu się też w Budapeszcie. Czy trener nie wybrał swojego „numeru 1” zbyt wcześnie?

Jak selekcjonerem był Jerzy Brzęczek, to było wiele głosów, że potrzebujemy jasnego wyboru pierwszego bramkarza, a równa walka Szczęsnego z Łukaszem Fabiańskim nie jest dobra. Kiedy swoją „jedynkę” wybrał Sousa, to kwestionuje się jego wybór. Zgadzam się w tej kwestii z Tomkiem Kuszczakiem, że pierwszy bramkarz powinien być wybrany po kilku jednostkach treningowych, a nie jeszcze przed pierwszym zgrupowaniem. Mimo to jestem pewny jakości Wojtka i nawet bezdyskusyjny błąd w ustawieniu z Węgrami nie zmienia mojej oceny. Nie dajmy się zwariować, że po jednej wpadce będziemy szukać na siłę zmian, ale fajne jest to, że na ławce mamy gościa, który oferuje podobną jakość.

Kilka cierpkich słów po debiucie Sousy usłyszał też Arkadiusz Reca. Czy Reprezentacja ma dziś lewego obrońcę, a może wciąż piłkarza, który zastępuje nieistniejący ideał na tej pozycji.

Mamy dziś Arka, mamy Maćka Rebusa i myślę, że tak jak kiedyś ja, tak i oni uczestniczą w poszukiwaniach idealnego lewego obrońcy – ale tak jest u nas od lat i zawsze mamy tam jakieś problemy. Reca w czwartek dobrze nie wszedł w mecz, miał kilka prób dośrodkowań, ale musi poprawić ich celność. To jednak piłkarz o świetnych walorach motorycznych i myślę, że będzie walczył o swoje miejsce na lewej flance.

Formacja z wahadłowymi z pewnością jest korzystna dla tego typu zawodnika. Kto jeszcze może być beneficjentem zmiany trenera i ustawienia?

Nasi obrońcy w klubowej piłce w większości grają systemem z trójką z tyłu i są obyci z tym ustawieniem, dlatego możemy wierzyć, że w następnych meczach ostatnia formacja znacząco się poprawi. Po jednym meczu trudno typować kto będzie największym wygranym obecnego stanu rzeczy, a wnioski najlepiej wyciągać po meczu z Anglikami.

Wspominał Pan już wcześniej, że na Wembley raczej nie będziemy w roli faworyta. Po jaki wynik jedziemy więc na Wyspy?

Mamy takich piłkarzy, że powinniśmy jechać po zwycięstwo i mam nadzieje, że takie będzie nasze nastawienie. Ale musimy przy tym pamiętać jak ogromną siłą dysponuje reprezentacja Anglii. Mimo to mamy prawo oczekiwać korzystnego wyniku, chociażby przez to, że w dziś w Premier League w miarę regularnie gra przynajmniej czterech naszych reprezentantów, w tym trzech piłkarzy z pola. Dziś trudno mi typować, ponieważ rozmawiamy jeszcze przed spotkaniem z Andorą, ale jestem pełny nadziei. Gramy przecież o awans na Mistrzostwa świata i potrzeba nam do tego punktów. Rozumiem, że obecnie kadra jest w fazie małej przebudowy – najlepiej, by mimo pojawiających błędów udało się punktować, ale czasem skończy się to tak jak na Węgrzech.

Kolejnym problemem jest dziś szalejąca pandemia, a ze zgrupowania wyjechali Mateusz Klich i Łukasz Skorupski. Czy to rozstraja zespół?

Dziś piłkarze są już zaadoptowani do konkretnych warunków sanitarnych i myślę, że nie wpływa to już na nich tak bardzo. Każdy ma takie, nie inne warunki, nie mamy wpływu na tą sytuację i liczymy, że jak najszybciej się ona skończy.

Na koniec chciałbym też spytać o Roberta Lewandowskiego, który przyjmując order od prezydenta Andrzeja Dudy został wplątany w pewnego rodzaju polityczną wojnę.

Robert Lewandowski jest tak wybitnym sportowcem i Polakiem, że Prezydent słusznie zaproponował mu przyjęcie tego orderu. Jeśli, by go nie przyjął, to jego decyzja miałaby chyba jeszcze mocniejszy wydźwięk polityczny, a ludzie i tak by narzekali. Ja jestem przekonany, że Robert w głowie ma tylko strzelanie bramki dla Reprezentacji Polski i nie chciał angażować się w tego typu spory.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jakub Wawrzyniak: Było dużo chaosu, ale reprezentacja Sousy potrzebuje czasu - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski