Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jałmużna z Niemiec

RP
Czeka jednak na pieniądze. Wie, że są tacy, którzy z powodów ambicjonalnych lub po prostu niewiedzy nie starają się o odszkodowanie, ale on uważa, że choć tyle może teraz zyskać.

Byli więźniowie z powiatu myślenickiego czekają na pieniadze

 Józef Drożdż jest jednym z byłych więźniów Oświęcimia, którzy zostali potem wysłani na prace przymusowe do Niemiec. Teraz, po kilkudziesięciu latach, przysługuje mu odszkodowanie - kilkanaście tysięcy marek. - Za to, co się kiedyś robiło i w jakich warunkach pracowało - to zwykła jałmużna - mówi dzisiaj.
 Początkowo rozmawia niechętnie. Obawia się nadmiernych emocji, bo numer z Oświęcimia na ręce wciąż przypomina o najgorszym okresie życia. Potem jednak emocje z wolna opadają. Mając ponad 80 lat, Józef Drożdż nauczył się podchodzić do tych spraw z dystansem.
 - Jeszcze kilka lat temu nikt nie myślał o jakichkolwiek pieniądzach. Owszem, miałem kontakt z jedną z instytucji charytatywnych w Niemczech, jeśli dobrze pamiętam im. Maksymiliana Kolbego, która na podstawie odpowiednich dokumentów przysyłała czasem drobne pieniądze - kilkaset marek. Człowiek jednak w ogóle nie był świadomy, że ubieganie się o odszkodowanie będzie możliwe.
 Tym bardziej że nawet teraz na terenie powiatu myślenickiego nie ma osób, które by pomagały załatwiać formalności związane ze staraniem się o odszkodowanie. Każdy musi działać lepiej lub gorzej na własną rękę.
 Teraz Józef Drożdż ma potwierdzenie z Genewy, z Czerwonego Krzyża, że rzeczywiście był aresztowany, że pracował w obozach koncentracyjnych i może otrzymać za to rekompensatę. - Jest to tzw. arolsen, który potwierdza, za co byłem więziony i deportowany - mówi Dróżdż.
 Okazuje się, że należał do AK i był więźniem politycznym, dlatego może teraz ubiegać się o jedno z najwyższych odszkodowań. Najpierw spędził kilka miesięcy w Krakowie w więzieniu na ul. Montelupich, potem w Oświęcimiu, skąd został wywieziony do niemieckiego Buchenwaldu. Tam w fabryce samolotów pracował 10, a niekiedy nawet 16 godzin dziennie.
 - Dlatego skoro już doszli do porozumienia, powinni jak najszybciej wypłacać. Przecież wiele osób codziennie umiera. Z tego terenu kilka osób już nie żyje. Jedyny żyjący, który był ze mną w Buchenwaldzie, to Jerzy Koszewski. Też ma już prawie 80 lat i pewnie też chciałby dostać pieniądze - mówi Drożdż.
 A na co by wydał otrzymane pieniądze? - Mam pięciu prawnuków, tyle samo wnuków, choć tyle byłoby dla nich. Marne pieniądze, ale zawsze coś. Ja sam jeżdżę starym motorowerkiem od 16 lat. Też wypadało by zmienić...
 I tylko nic nie rozumie z tych wszystkich dyskusji, które są teraz prowadzone na górze, o kłopotach z przesyłaniem pieniędzy, o zaniżonym kursie wymiany walut. Ktoś znowu prowadzi grę kosztem ludzi takich jak on.
 (RP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski