Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Chojka, burmistrz Nowego Brzeska: Finanse pod kontrolą

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Jan Chojka był wójtem w latach 1998-2010. Burmistrzem jest od dwóch lat
Jan Chojka był wójtem w latach 1998-2010. Burmistrzem jest od dwóch lat Fot. Aleksander Gąciarz
Rozmowa. Z burmistrzem Nowego Brzeska JANEM CHOJKĄ o przykrym zderzeniu z gminną rzeczywistością, ignorancji, przełomowym przetargu, nieśmiałych planach inwestycyjnych oraz przyszłości oświaty.

- Łatwiej było zostać wójtem w 1998 roku, czy w 2014, po czteroletniej przerwie na burmistrzowanie?

- W 1998 roku zostałem wybrany przez Radę Gminy, a rządziłem wspólnie z zarządem. Wyglądało to wszystko zupełnie inaczej. Odpowiedzialność była rozłożona na kilka osób, a ja wszystkiego się dopiero uczyłem. Teraz ciężar władzy jest o wiele większy. Na pewno dwa lata temu, gdy drugi raz stanąłem na czele gminy, było mi trudniej, ponieważ trudniejsza była sytuacja. Ale też byłem zupełnie innym samorządowcem, bardziej doświadczonym. Dzięki temu doświadczeniu miałem sprostać kłopotom. I myślę po tych dwóch latach, że to się udało. Patrząc na budżet 2017 roku widzę, że powoli odzyskujemy kontrolę nad finansami. Są wyraźne postępy.

- Początek był bardzo trudny...

- Moment zderzenia z gminną rzeczywistością w końcu 2014 roku był straszny. Nie sądziłem, że jest aż tak źle. Że jest tyle beztroski, ignorancji, nieliczenia się z Ustawą o finansach publicznych. Byliśmy praktycznie bankrutem. Gdyby gmina była przedsiębiorstwem, należałoby chyba ogłosić upadłość.

- Droga do odzyskania kontroli była wyboista. Trzy próby skonsolidowania kredytów nie powiodły się...

- Byłem tym bardzo zdziwiony, ale może to banki lepiej oceniały sytuację ode mnie. Żaden nie chciał zaryzykować i przystąpić do restrukturyzacji zadłużenia ze względu na skalę ryzyka. Zgłaszały się tylko parabanki, żądając ogromnych prowizji. Dlatego jestem bardzo wdzięczny Nadwiślańskiemu Bankowi Spółdzielczemu za to, że jako jedyny podał nam wtedy rękę, podjął ryzyko.

- Rozstrzygnięcie przetargu na konsolidację zadłużenia było przełomem?

- Na pewno. Nasza ówczesna fatalna sytuacja wynikała z dwóch rzeczy. Po pierwsze nie byliśmy już w stanie spłacać zaciągniętych wcześniej kredytów i wykupywać wyemitowanych obligacji. Dzięki kredytowi konsolidacyjnemu mogliśmy spłacić wszystkie inne kredyty i od 30 czerwca obsługujemy już tylko jedną linię kredytową. Drugim naszym problemem było olbrzymie zadłużenie z tytułu niezapłaconych faktur za dostawy i usługi świadczone na rzecz gminy. One w większości stały się wierzytelnościami wymagalnymi. Trzeba było podjąć postępowanie układowe z ich wystawcami i ono skończyło się sukcesem. Udało nam się uzgodnić ze wszystkimi wierzycielami harmonogram spłat. Wszyscy zgodzili się równierz na umorzenie odsetek. W tym, że udało nam się wyprowadzić finanse na prostą, ogromne zasługi ma nowa skarbnik Agnieszka Ochojska. To dzięki jej ogromnej pracy dzisiaj w pełni panujemy nad sytuacją.

- Czy to znaczy, że gmina nie ma już teraz żadnych zobowiązań wymagalnych?

- Nie, ciąży na nas jeszcze zadłużenie wobec nauczycielskiego Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Te zaległości w końcu 2014 roku wynosiły 300 tys. zł. Wspólnie z dyrekcją szkół i związkami zawodowymi ustaliliśmy, że będziemy sukcesywnie co roku spłacać po jednej trzeciej tej kwoty i oczywiście na bieżąco dokonywać odpisów na ZFŚS. Mamy zatem do spłaty jeszcze dwie trzecie tej sumy.

- Dwa poprzednie budżety uchwalała gminie Regionalna Izba Obrachunkowa. Jak będzie w 2017 roku?

- Mamy własny projekt budżetu. Jest do bólu realistyczny. Przestaliśmy wpisywać wirtualne dochody, nieściągnięte od lat należności, których pewnie nigdy nie ściągniemy. Są też elementy optymistyczne: spełniamy wskaźniki wymagane przez Ustawę o finansach publicznych, chcemy realizować inwestycje z udziałem dotacji unijnych.

- Jakie?

- Na razie dysponujemy bardzo szczupłymi środkami, ale chcielibyśmy mimo wszystko skorzystać z unijnych pieniędzy. Myślimy przede wszystkim o termomodernizacji trzech obiektów: Środowiskowego Domu Samopomocy w Gruszowie w 2017 roku, Szkoły Podstawowej w Mniszowie w 2018 i budynku wiejskiego w Gruszowie w 2019. Wartość tych inwestycji to 2 mln zł, z czego dotacja ze środków europejskich pokryłaby 60 procent. My musimy pokryć pozostałą kwotę. Ponieważ nie możemy korzystać z kredytów ani pożyczek, musimy wypracować taką nadwyżkę budżetową, by wygospodarować oszczędności na zapewnienie wkładu własnego.

- Na jakie kwoty można liczyć?

- Myślę, że około 1 miliona złotych rocznie. Chcemy też wrócić do funduszu sołeckiego, z którego w tym roku musieliśmy zrezygnować z powodu realizacji programu naprawczego. Chcemy, żeby to był powrót na stałe. To 250 tys. złotych. które trafią do sołectw.

- Jeżeli zatem wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za dwa lata szkoła w Mniszowie będzie docieplona i odnowiona. Czy wiadomo jak ona i pozostałe będą funkcjonować od 1 września przyszłego roku?

- Z rządowych planów wynika, że czeka nas wygaszanie gimnazjów w Nowym Brzesku i Sierosławicach. Pocieszające jest to, że obie te placówki działają w ramach zespołów szkół. Dzięki temu nie zostaniemy z pustymi budynkami. Jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się utworzenie tam ośmioklasowych szkół podstawowych. To, co stworzyliśmy dla obecnych klas gimnazjalnych w postaci pracowni, wyposażenia, musi być wykorzystane. Ośmioklasowa szkoła podstawowa powstałaby też w Mniszowie, choć nie będzie to szkoła duża, bo licząca około stu uczniów. W Mniszowie dzieci w trzech oddziałach przedszkolnych jest w tej chwili niewiele mniej, niż w szkole podstawowej. To daje nadzieję, że będzie zachowana ciągłość kolejnych roczników.

- To znaczy, że w gminie będą działać trzy pełnoprawne szkoły?

- Tak zakładamy. Była dyskusja o tym, by w Mniszowie pozostawić szkołę filialną z klasami I-IV, ale na razie nie bierzemy tego pod uwagę. Tym bardziej, że planujemy modernizację tego obiektu.

- Co z nauczycielami gimnazjów? Będzie dla nich praca po likwidacji tych szkół?

- Gdy znikną gimnazja, w szkołach będzie jeden rocznik uczniów mniej, czyli co najmniej trzy klasy. Do tego obecne pierwsze klasy w szkołach podstawowych są tylko dwie i to malutkie. Ubędzie około 90 godzin lekcyjnych tygodniowo, czyli pięć etatów. To się musi odbić na etatach nauczycielskich. Mamy w tej chwili sporo godzin nadliczbowych, czterech nauczycieli odeszło na emerytury. Za rok być może odejdzie dwóch następnych. Nie wiem, czy to wystarczy, by wszystkim pozostałym zapewnić pracę. Dodatkowo sytuację komplikuje fakt, że kilka osób przebywa na urlopach macierzyńskich i dla poratowania zdrowia. Trudno to wszystko w tej chwili wyliczyć, ale w przypadku dwójki czy trójki nauczycieli może się okazać, że zabraknie dla nich miejsca.

- A nie zabraknie ich dla przedszkolaków? Od dawna mówi się o potrzebie budowy nowego przedszkola w Nowym Brzesku.

- W tym roku chyba po raz pierwszy nie zdarzyło się, by dla kogoś zabrakło miejsca w przedszkolu. Marzyliśmy o nowym przedszkolu w Nowym Brzesku, ale wobec likwidacji gimnazjów dojrzewamy do myśli, żeby wszystkich tutejszych przedszkolaków umieścić w szkole. Zresztą już teraz dwa oddziały z pięciu zostały tam przeniesione. Technicznie jest to do zrobienia. Potrzebne byłyby tylko niewielkie przeróbki budowlane.

Rozmawiał Aleksander Gąciarz
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski