Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Fornal. Przez Kraków do ekstraklasy

Rozmawiał Artur Bogacki
Jan Fornal do drużyny AGH trafił przed tym sezonem z innej pierwszoligowej ekipy - KPS Siedlce
Jan Fornal do drużyny AGH trafił przed tym sezonem z innej pierwszoligowej ekipy - KPS Siedlce Fot. Artur Bogacki
Rozmowa. 20-letni siatkarz AGH JAN FORNAL opowiada o powrocie do rodzinnego miasta, udanym początku sezonu i rywalizacji z bratem.

- Po kilku latach wrócił Pan do Krakowa, gra Pan teraz w drużynie AGH. Co wpłynęło na taką decyzję?

- Trzy lata spędziłem w SMS Spała, później poszedłem do drużyny z Siedlec, grałem u bardzo dobrego trenera Sławomira Gerymskiego, znajomego mojego taty (Marek Fornal to były reprezentant Polski i Hutnika - przyp.). Pochodzę z Krakowa, ciągnęło mnie do domu. Miałem kilka ciekawych propozycji, w tym bardzo dobrą z AGH. Żal by było, gdybym nie wykorzystał tej okazji do powrotu. Mieszkam z rodzicami. Lepiej być chyba nie mogło.

- Sportowo też Pan zyskał na przeprowadzce. Jest Pan jednym z wyróżniających się zawodników, a drużyna wygrywa. Spodziewał się Pan, że tak dobrze będzie szło?

- Nie spodziewałem się. Nie ukrywam jednak, że teraz mi się gra bardzo dobrze. Trener Andrzej Kubacki mówił mi, że jest zadowolony z mojej postawy. Opinie taty też zawsze słyszę, na razie wszystko jest w porządku. Liczę, że trenerzy drużyn z ekstraklasy śledzą to, co się dzieje w pierwszej lidze i dadzą mi szansę, może już w przyszłym roku. Mam ambicję grać wyżej. Mam też nadzieję, że PlusLiga będzie w Krakowie, że powstanie dobra drużyna. Nie ma nic lepszego niż być w swoim rodzinnym mieście i robić to, co się kocha.

- Zazwyczaj był Pan jednym z najlepiej punktujących, są nagrody MVP. Z którego spotkania jest Pan najbardziej zadowolony?

- Chyba z tego pierwszego, z Camperem, bardzo dobrze grałem również w Ostrołęce. Później też było nieźle, tylko w Kętach miałem lekki przestój. Ważne jest, żeby utrzymywać równą formę. Unikać sytuacji, że jeden mecz jest bardzo dobry, a następny bardzo słaby. Na razie to mi się udaje, nie jest tak, że siadam na ławce, bo gram słabo. Mam nadzieję, że te najlepsze spotkania dopiero przede mną. W drugiej rundzie spotkania będą dużo ważniejsze.

- Pana ojciec Marek też pewnie ma uwagi co do Pana gry. Bardziej chwali, czy patrzy krytycznie?

- Zawsze krytycznie (śmiech). A poważniej mówiąc, jeśli jest za co chwalić, to chwali. Wiele lat spędził przy siatkówce, też grał jako przyjmujący. Oglądamy skróty z moimi zagraniami w ataku, przyjęciu czy bloku. Mówimy, co jest dobrze, a co źle. Zawsze jest coś do poprawy, nie ma siatkarzy idealnych. Tato zazwyczaj ma takie same uwagi jak trener. Dla mnie wszystkie rady są cenne.

- W tym sezonie w lidze, zresztą podobnie jak w poprzednim, grał Pan przeciwko swemu bratu Tomaszowi, który reprezentuje SMS PZPS Spała. Takie mecze mają jakieś szczególne znacznie?

- Muszę przyznać, że stresują mnie dużo bardziej. Gram przecież nie tylko przeciwko bratu, ale także zawodnikom, z którymi się znam ze szkoły, przeciw trenerom, którzy mnie szkolili przez trzy lata. Taki mecz jest inny, czuje się adrenalinę pulsującą w żyłach. W dodatku po zwycięstwie jest trochę smutku, bo wiadomo, że wygrało się kosztem brata. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł z nim grać w jednej drużynie i razem cieszyć się ze zwycięstw.

- Pan wcześniej niż Tomasz odnosił sukcesy, miał medale dużych imprez, ale w minionym sezonie brat Pana przebił. Z reprezentacją kadetów wygrał mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata.

- Nie wiem, jak on to zrobił. Gdy w 2013 roku zdobyliśmy brązowy medal mistrzostw świata kadetów, wydawało się, że tego wyniku długo nikt nie przebije. A na pewno nie spodziewałem się, że dokona tego mój brat. Zazdroszczę mu, trochę jestem wściekły, że mnie pobił. Ale oczywiście kibicowałem mu i cieszę się, że wywalczył te złote medale. Miał duży udział w ich zdobyciu, był w wysokiej formie przez cały sezon kadrowy.

- Pan w tym sezonie też miał szanse na występy w reprezentacji Polski na mistrzostwach świata, w kategorii juniorów. Był Pan w szerokim składzie podczas przygotowań, ale na zawody do Meksyku Pan nie poleciał.

- Nie dostałem się do kadry na ten turniej. Podczas zgrupowań nie byłem w najwyższej dyspozycji, inni byli lepsi. Do tego trener (Jakub Bednaruk - przyp.) niektórych zawodników znał lepiej niż mnie, więc skoro nie było jasne, czy nowy zawodnik trafi z formą, to zdecydował się zaufać innym. Nie kwestionuję tej decyzji trenera.

- Wracając do tematu I ligi, AGH spisuje się bardzo dobrze. Po 9 kolejkach jesteście na 6. miejscu w tabeli. Obecna forma to wasze maksimum?

- Moim zdaniem nie, jesteśmy w stanie grać dwa razy lepiej. Trzeba pamiętać, że mamy bardzo młody skład, niewielu zawodników ma powyżej 25 lat. Mecze, które przegraliśmy, powinniśmy byli wygrać, ale gorzej nam szło w końcówkach setów. W kluczowych momentach popełnialiśmy proste błędy. Z biegiem czasu będzie to można wyeliminować. Cel, jaki przed nami postawiono, to miejsce w czołowej ósemce i gra w play-off. Ja uważam, że możemy powalczyć o czwórkę, a nawet o zwycięstwo w lidze.

- A w finale pewnie najlepiej byłoby chyba ograć zespół SMS, który teraz jest liderem, i brata...

- SMS na razie „kroi” wszystkich. Ta drużyna pokazuje, że dobre wyniki z poprzedniego sezonu nie były przypadkiem. Jej atutem na pewno jest zgranie, a zawodnicy w końcówkach grają twardo, bez błędów i zasłużenie są na pierwszym miejscu. Fajnie byłoby w finale spotkać się ze Spałą i z bratem, na pewno nasza walka byłaby interesująca. Oczywiście chciałbym wygrać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski