Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janka życie z trąbką u boku

Wacław Krupiński
Kulturałki. Pogrzeb Janka Kudyka przywołał wspomnienia z tylu lat słuchania Jazz Band Ball Orchestry – z płyt i oczywiście na żywo; wszak parę lat temu grał z kolegami na naszym ślubie z Jolą...

Dawno temu, jeszcze jeździł ,,maluchem”, miał wypadek; zabrany do szpitala, cały czas trzymał trąbkę u boku; dopiero ktoś znajomy powiedział: „Jasiu, daj tę trąbkę, odstawię ci do Jaszczurów”...

Trąbka nie była jego pierwszym instrumentem; zaczął od pianina, które mama miała w mieszkaniu, ale odkąd usłyszał koncerty jazzowe, dźwięki trąbki urzekły go na tyle, że w średniej szkole muzycznej była jego instrumentem wiodącym. Z Janem Bobą, kolegą z Liceum im. Sobieskiego wystawali przed klubem Helikon, by słuchać, jak grają ówczesne gwiazdy jazzu. A w 1962 roku założyli Jazz Band Ball.

Do tej nazwy dekadę później, na potrzeby występów na rynku niemieckim, doszlusowało słowo Orchestra. To był już czas, gdy grupa wzbijała się do wielkiej sławy, czego potwierdzeniem kilkanaście zaproszeń do Kalifornii, na uznany w swoim czasie wielki festiwal jazzowy w Sacramento. Grali tam dla kilkutysięcznej widowni, otrzymali klucze do miasta, a na swe 25-lecie list gratulacyjny od prezydenta Ronalda Reagana. Zadbał o to amerykański fanklub JBBO. Jakże bawiła się jego delegacja na krakowskim ćwierćwieczu zespołu.

A mogło się to wszystko nie zdarzyć. Po paru latach nastał bowiem kryzys i doszło do tego, że w czasie krakowskich Zaduszek Jazzowych w 1968 roku Andrzej Jaroszewski zapowiedział: „A teraz kwartet prowadzony przez Jana Kudyka, trębacza nieistniejącego zespołu Jazz Band Ball”. To ich zmobilizowało. Skutecznie.

Potem już było tylko lepiej; kolejne płyty, wojaże, nagrody – w tym tzw. Jazzowy Oscar, przyznawany przez Stowarzyszenie Jazzowe „Melomani”. Od jakże wielu lat I miejsce w ankiecie „Jazz Forum” w kategorii zespołów tradycyjnych.

Od lat Jan Kudyk był już jedynym muzykiem z pierwszego składu, także liderem. Nieraz żartował, że to bardziej z racji wieku. Bo w sumie „Stary”, jak nieraz mówili o nim koledzy, nie narzucał swej woli. Cieszyło go głównie to, że ich muzyka się podoba, że dostarcza im tyle radości.

Podczas jednej z naszych rozmów mówił, że dzieli swoje granie na trzy okresy. Ten, kiedy grał pod Beiderbecke`a, drugi, gdy ówczesny lider, Jan Boba, „zmusił” go, by naśladował na trąbce Armstronga, i ten ostatni – „kiedy może już jestem Kudykiem”. Pod Armstronga również śpiewał, z wielkim wdziękiem. Dodajmy, że grał na francuskiej trąbce, marki Selmer, takiej jak „Satchmo”. Pamiętam też inne spotkanie, kiedy opowiadał o swoich zdolnościach bioenergoterapeuty. Tylko sobie nie umiał pomóc, a kłopoty z kręgosłupem były coraz dotkliwsze. Potem doszły i inne. Niemniej na parę lat przed półwieczem JBBO zakładał, że jubileuszu doczeka. I udało się. Ale też nie wykluczał, że JBBO będzie grać bez niego. „Byle to nie było dziadostwo”.

Od roku w zespole gra już inny trębacz. Wczoraj na cmentarzu muzyków z JBBO nie było, zagranicznego kontraktu nie dało się ponoć odwołać... A mnie nad trumną Janka zrobiło się jeszcze smutniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski