Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Filipiak: Prezes Boniek to facet, z którym warto się spierać i kłócić [ROZMOWA, CZĘŚĆ 2]

Przemysław Franczak
Toast podczas treningu noworocznego. Życzenia Janusza Filipiaka (drugi z prawej) się spełniły. Piłkarze Jacka Zielińskiego (drugi z lewej) zagrają w Lidze Europy, hokeiści Rudolfa Rohaczka (w czerwonej kurtce) w Lidze Mistrzów, dobrze układa się również współpraca z miastem - z prawej wiceprezydent Krakowa Katarzyna Król. Na zdjęciu są też wiceprezes Jakub Tabisz (z lewej) i Piotr Górecki, asystent Zielińskiego
Toast podczas treningu noworocznego. Życzenia Janusza Filipiaka (drugi z prawej) się spełniły. Piłkarze Jacka Zielińskiego (drugi z lewej) zagrają w Lidze Europy, hokeiści Rudolfa Rohaczka (w czerwonej kurtce) w Lidze Mistrzów, dobrze układa się również współpraca z miastem - z prawej wiceprezydent Krakowa Katarzyna Król. Na zdjęciu są też wiceprezes Jakub Tabisz (z lewej) i Piotr Górecki, asystent Zielińskiego Fot. anna kaczmarz
- Oj, lepiej, żebyście nie zobaczyli SMS-ów, które wysyłamy sobie ze Zbigniewem Bońkiem - prezes i właściciel Cracovii Janusz Filipiak w drugiej części naszej rozmowy opowiada m.in. o swoich relacjach z prezesem PZPN.

- Europejskie puchary to było Pańskie marzenie?

- Raczej cel. To zmienia klub, również jego postrzeganie. Byłem niedawno w Maladze, gdzie w piłkarskim klubie rządzi jakiś szejk, znam ludzi z Grasshoper Zurich. Dla nich to, że jest taki zespół jak Cracovia, który zajmuje jakieś miejsce w polskiej lidze, nie ma żadnego znaczenia. Po prostu nie ma nas w tym środowisku europejskim. No, nie było, teraz to się zmieni. Kiedy rozmawiam z kimś w Zurychu i żartuję, że może wpadniemy na siebie w Lidze Europy, to jest „wow”. Inna rozmowa.

- No dobrze - macie te eliminacje Ligi Europy i co dalej?

- Chcemy zobaczyć, czym to się je, a potem regularnie, co roku, grać w europejskich rozgrywkach. Sukcesywnie wzmacniać naszą pozycję, zbierać punkty rankingowe.

- Brzmi nieźle, ale z drugiej strony często zdarzało się, że udział w pucharach odbijał się polskim klubom czkawką w lidze.

- Trzeba by dokonać rzetelnej analizy, kto, kiedy i dlaczego. To prawda, że coś takiego dotknęło kilka klubów, ale one przed pucharami sprzedawały zawodników, nie były w stanie utrzymać drużyny. U nas w tej chwili jest inaczej: wiem na pewno, że nasi zawodnicy chcą grać i chcą się pokazać w europejskich rozgrywkach. My tę jedenastkę, którą zakończyliśmy sezon, będziemy mieli nadal. Może nie licząc Bartka Kapustki. I zamierzamy się wzmocnić, więc w naszym wypadku taka historia jak Jagiellonii, która straciła kilku kluczowych zawodników, Pazdana, Piątkowskiego, a potem miała problemy w lidze, się nie zdarzy. Nie powinno być źle.

Część pierwszą rozmowy z Januszem Filipiakiem znajdziesz tutaj

- Podkreśla Pan: rozwój, nowe doświadczenia. Co jest na końcu tej wizji? Liga Mistrzów czy to jednak fantastyka?

- Zobaczymy. Liga Mistrzów to jest troszeczkę trudniejsze wyzwanie, choć trener Stawowy widział nas tam w ciągu dwóch lat (śmiech). Nie wykluczam tego, na razie jednak interesuje nas Liga Europy.

- Żeby w ogóle myśleć o Lidze Mistrzów, trzeba najpierw zdobyć tytuł w Polsce, gdzie finansowym hegemonem, z którym trzeba się głównie ścigać, jest Legia. Budżet zespołu ze stolicy to 90 milionów, w planach jest podobno 200. Pańskim zdaniem to są kwoty adekwatne, rozsądne do wydawania na piłkarski klub w Polsce?

- Trudno mi wypowiadać się na temat Legii. Nie wiem nawet, czy te 90, 200 milionów to jest prawda czy fałsz. Powiedzieć mogę tyle, że my mamy w tej chwili inną strategię budowy drużyny. Tam co chwilę są przetasowania, inna talia kart do gry. My doszliśmy do momentu, w którym nasza drużyna jest dobra i teraz co roku będziemy ją chcieli ulepszać i uszlachetniać. Spokojnie, żeby w tym była jakaś logika. W Warszawie tego nie widzę.

- Tym bardziej w Lechii.

- No, to już jest całkowicie inna filozofia od naszej. W tym ostatnim meczu było zresztą widać, jaką zawodnicy Cracovii, utożsamiający się z drużyną, miastem, mieli motywację do gry. Tamci mieli ewidentnie gorszą.

Trener Jacek Zieliński cieszy się dziś takim zaufaniem, że nieważne, jakie nazwisko piłkarza wymieni - będącego oczywiście w zasięgu finansowym klubu - to Pan takiego zawodnika zatrudni?

- (śmiech) Tego potwierdzić nie mogę, niemniej na pewno chcemy ściągnąć zawodników z jego listy życzeń i nie będziemy sprowadzać nikogo, kogo on nie zaakceptuje. Transfery to nie jest jednak proces łatwy, dyskutujemy, zastanawiamy się. Decydujących jest wiele czynników, również cechy charakterologiczne kandydata, czy pasuje do zespołu, czy nie. Nie wystarczy, że kiwnie raz na wideo i zrobi dobre wrażenie artystyczne.

- Przez 13 lat w Cracovii narzekał Pan często na księżycowe żądania piłkarzy, menedżerów. Coś się zmienia?

- Nie, ciągle jest podobnie. Przykład z teraz: negocjujemy z jednym zawodnikiem, menedżer przedstawia warunki, na które się zgadzamy. Trzy dni później dzwoni, że to jednak musi być więcej. Mało poważne. On nam każe czekać, ale na co my mamy czekać? Bo zagrywka jest jasna: od nas dostał ofertę i teraz będzie się bujał do sierpnia, czy nie ma lepszej propozycji.

- Powtarzał Pan często, że pieniądze prywatnych inwestorów porządkują polski sport, czasem wchodził w spory z PZHL i PZPN. Na ten Bońkowy patrzy Pan przychylniejszym okiem?

- Oj, lepiej, żebyście nie zobaczyli SMS-ów, które wysyłamy sobie z Bońkiem.

- Dlaczego nie? Wymieniacie dużo złośliwości?

- (śmiech) Trochę. Tematów jest dużo; związek, sędziowanie, itd. Wiadomo przecież, że kluby wystąpiły przeciwko Bońkowi (zablokowały forsowany przez prezesa PZPN nowy statut - red.), to też nie tworzy jakiejś wyjątkowo dobrej atmosfery. Natomiast, co prezesowi Bońkowi powiedziałem wprost, mam duży szacunek dla jego osobowości. To jest facet, który prezentuje pewien poziom i z którym warto się spierać i kłócić. Nie należy tego jednak rozumieć w ten sposób, że tu jest jakiś konflikt. Absolutnie. W teczce mam list gratulacyjny, który prezes Boniek mi przysłał po awansie do pucharów. Duża klasa.

- W tym buncie klubów Cracovia grała pierwsze skrzypce?

- Powiem szczerze, w co nikt mi oczywiście nie uwierzy, że nie znam szczegółów. Nasi delegaci pojechali, zagłosowali, w zasadzie o całej historii dowiedziałem się już po fakcie. Wydaje mi się jednak, że to wszystko było źle wszystko zrobione i przygotowane. Zarówno ze strony klubów, jak i ze strony Bońka. Generalnie, również jeśli chodzi o Ekstraklasę, to nie ze wszystkiego jestem zadowolony. Jest dużo spraw, które budzą moje wątpliwości.

- Na przykład?

- Na przykład kwestia certyfikacji akademii.

- Większe koszty, ale może lepsze szkolenie młodzieży, przynajmniej w teorii. Będziecie musieli się podporządkować?

- Stanowisko Cracovii jest ostrzejsze, bo my jesteśmy właścicielem prywatnym. Ja oglądam każdy grosz, który muszę wydać. Jeśli prezes jest z nadania miasta, to jemu jest wszystko jedno, on po prostu chce się utrzymać na stanowisku. To jest jego cel, a nie dbanie o finanse klubu. Idzie na układ z władzami, coś tam dorzucą, posztukują. Nas stać na to, żeby prezentować niezależne stanowisko.

- Powszechne odczucie jest jednak takie, że polska piłka - jak teraz Cracovia - jest w porównaniu do 10 lat wstecz parę kroków do przodu.

- A, to na pewno. Może nie wszystko jest doskonałe w zarządzaniu, nie wszyscy są perfekcyjni, ale poziom piłki jest dużo lepszy. Widać zmiany.

- Was czekają dwa wielkie wyzwania organizacyjno-finansowe, bo nie tylko eliminacje Ligi Europy, ale również hokejowa Liga Mistrzów. Uda się to wszystko pogodzić?

- Zgadnijcie, ile mamy osób na liście płac w Cracovii, w spółce.

- Strzelamy: sto.

- Dwa razy więcej. Na to się składają piłkarze, hokeiści, administracja, obsługa. Dyrektorem generalnym jest Jakub Tabisz, są ludzie odpowiedzialni za hokej, za piłkę. Nie jest ich zbyt dużo, może mogłoby być więcej, ale na razie nad wszystkim panujemy.

- Liga Mistrzów ma być dla hokeistów tym, czym Liga Europy dla piłkarzy? Nowym początkiem, kołem zamachowym?

- Trener Rohaczek mówi, że powalczymy. Po to mamy dwa pierwsze mecze u siebie, żeby się pokazać. O to się staraliśmy w Champions Hockey League. Lubią nas tam, jestem w stałym kontakcie mailowym z szefem CHL. Niezależnie od tego wchodzimy do European Ice Hockey Federation, którą tworzy czterdzieści kilka klubów i która ma zająć się promocją hokeja.

- Cracovia ma być taką Legią w hokeju?

- To już, można powiedzieć, się stało. Budujemy jeszcze mocniejszy skład. Już ściągnęliśmy kilku hokeistów, ściągniemy kolejnych, więc podejrzewam, że ten dystans między nami a Tychami i resztą się zwiększy. Niestety.

- Niestety?

- No tak, bo to mnie w ogóle nie bawi. Sytuacja jest inna niż w piłce, bo do Legii każdy może się przystawić i wygrać, a w hokeju dysproporcje mogą być znacznie większe. To są dwie różne prędkości w rozwoju tych dyscyplin. W hokeju nie ma u nas zawodników. Podczas losowania CHL-u, rozmawiałem z prezesem fińskiej federacji. Mają 60 tysięcy zarejestrowanych zawodników i 260 sztucznych lodowisk. W Polsce hokeistów jest pięciuset, a lodowisk dwanaście. No, przesadziłem - dwadzieścia.

- Jest jednak szansa, że Liga Mistrzów będzie miała godne opakowane. Uda się zorganizować mecze w Tauron Arenie?

- Tak. Sprawa jest uzgodniona, przynajmniej wstępnie, ustnie. Ustalenia są takie, że Kraków pokryje koszty udostępnienia Areny w ramach budżetu promocyjnego. Za to jesteśmy miastu wdzięczni. Naprawdę ładnie to nam się wszystko układa na 110-lecie klubu.

Część pierwszą rozmowy z Januszem Filipiakiem znajdziesz tutaj

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski