Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusza Radka przygoda z Haliną Poświatowską

Paweł Gzyl
fot. archiwum artysty
Na nowej płycie „Kim ty jesteś dla mnie” śpiewa wiersze związanej z Krakowem poetki. Nam mówi, jak współczesne kobiety, w tym jego dwie córki, zmieniają oblicze Polski

- Istnieje teoria, że każdy człowiek posiada psychiczne cechy kobiety i mężczyzny. Obserwuje Pan to u siebie?

- Na razie fizycznych zmian nie zauważyłem. Mam co prawda duże piersi i zgrabne nogi, ale to z racji ćwiczeń. Jeśli chodzi o cechy psychiczne, to faktycznie coś w tym jest - i dobrze. Bo w dobie społeczeństwa obywatelskiego wszyscy się zrównujemy. Widzę to na swoim przykładzie: ja nie śpiewam dla kobiet albo dla mężczyzn, ale dla wszystkich.

- Sądząc po widowni, większość Pana odbiorców to kobiety.

- Bo ja wolę kobiety. Na co dzień żyję z trzema i to mnie determinuje. W Polsce nadal pokutuje moda na męskiego rocka, co na świecie jest już trochę przeżytkiem. Stąd to, czego dzisiaj słuchają u nas faceci trąci starością. Tymczasem kobiety w Polsce są bardzo nowoczesne. I to, co zrobiłem na nowej płycie jest pokazaniem dawnych wzruszeń i wartości we współczesny sposób. Dlatego kobietom się to podoba, czują, że to coś dla nich.

- Po raz pierwszy sięgnął Pan po wiersze Poświatowskiej już na płycie „Dziękuję za miłość”, potem był recital z jej wierszami, a teraz - płyta. Co Pana tak fascynuje w tej poezji?

- Współczesny obraz kobiety. Halina była młodą, wykształconą, inteligentną dziewczyną, która wyprzedzała o całą epokę gomułkowską Polskę, w której przyszło jej żyć. Gdyby ją zestawić z tym, co dzieje się tu i teraz, to ona dystansuje również Polskę Kaczyńskiego. I to nie tylko w kwestii spraw kobiet, ale w ogólnoludzkim wymiarze. Bo niezależnie od tego, czy jej wiersze są erotyczne, liryczne czy egzystencjalne, mają uniwersalny charakter. To pisanie o swoim wnętrzu: wrażliwości, zmaganiu się z życiem i uczuciami.

- Inaczej się czyta jej poezję będąc nastolatkiem, a inaczej - będąc dorosłym, mężem i ojcem?

-Halina nigdy nie szukała specjalnie skomplikowanej filozofii i psychologii. Podawała swoje myśli w sposób jasny i czytelny dla każdego i w każdym wieku. Jej wiersze są wzruszające i chętnie się do nich wraca. Sięgnąłem po nie po raz pierwszy mając 16 lat - i byłem zadowolony, że nie latają tam krzyże, nikt nie rozdziera szat, nikt nikogo nie stawia na pomniku. A jednocześnie wszystko jest zrozumiałe. Metafizyka Haliny bardzo mi odpowiada, pasuje do mojego podejścia do odbiorcy. Pragnę go przytrzymać przy sobie, ale nie chcę go moralizować czy pouczać.

-Wielu męskim czytelnikom Poświatowska kojarzy się z rozhisteryzowaną dziewczyną, która celebruje swą nadwrażliwość. Nie jest taka?

- Ależ skąd! Jest bardzo erotycznie wyzwolona. To dziewczyna, która co prawda chorowała na serce, ale zdając sobie sprawę, że nie zostało jej wiele czasu, korzystała z życia. Dlatego w jej wierszach jest wiele obrazoburczych zwrotów wobec Śmierci, Losu i Absolutu. Ona nie chce ulegać rzeczywistości, tylko zamierza ją kreować. Ja ją tak odbieram - i tak ją przedstawiłem w swoich piosenkach.

- No właśnie: Poświatowska buntuje się wobec religii, moralności i kultury. Podoba się Panu taka wyzwolona kobiecość?

- Jasne! To duch czasu. Kilka miesięcy temu sto tysięcy polskich kobiet wyszło na ulice, aby pokazać siłę. To robi wrażenie. Chyba wszyscy chcemy żyć w takim społeczeństwie, które przez afirmację rozumu pozwala być wolnym. Bo wystarczy spojrzeć: kraje znajdujące się na najwyższym szczeblu demokratycznego rozwoju, są trudniejsze do bezwolnego rządzenia.

- Tak wychowuje Pan córki?

- Oczywiście: daję im przykład Poświatowskiej jako osoby w pełni świadomej i wolnej. Moim zdaniem samostanowienie, zdobywanie wiedzy i uświadamianie sobie swoich potrzeb, nie koliduje z osadzeniem w wartościach i tradycji. Raczej staram się, aby moje córki nie utknęły w staroświeckim stereotypie kobiety, która zajmuje się wyłącznie modą i czyta głupie pisma. Jasne - musi dbać o siebie. Ale nie może być postrzegana tylko poprzez swój wygląd. Dzięki temu ktoś może powiedzieć, że moja Zuzanna jest interesująca, ponieważ jest oczytana, inteligentna, potrafi rozmawiać o sztuce i naukach ścisłych, a nie tylko dlatego, że ma ładny tyłek.

- Trudno być ojcem takiej córki?

- Nie mówię, że jestem dobrym ojcem. Ale czuję, że to, co sygnalizowała Poświatowska w wierszach, dzieje się teraz w Polsce i jest to już nieodwracalne. Niektórzy sądzą, że świat wali się nam na głowę. Tymczasem te mentalne zmiany prowadzą w dobrą stronę i nie pozwolą nam cofnąć się. Mówienie o tradycji i wartościach nie musi być przecież prostackie i wymęczone. Można to robić w bardziej finezyjny sposób. Tak, aby pozwolić istnieć wielości w jedności. Niestety - my ciągle patrzymy w przyszłość przez pryzmat naszej historii, co tylko nas obciąża. Tymczasem powinniśmy podkreślać to, co dzieje się tu i teraz.

- Przy całej swojej nowoczesności, Poświatowska była jednak chyba egoistką w pragnieniu wyrwania się z biologicznych i moralnych ograniczeń. Też trochę jak współczesne kobiety?

- To, że nad Haliną wisiała choroba serca to jedno. Ale nad nią wisiała też już choroba cywilizacyjna, która powoduje, że jesteśmy zachłanni, chcemy wszystko od razu i naraz. Myślimy o przyszłości, ale chcemy ją kreować w teraźniejszości. Nikt już nie liczy na to, że objawią się jakieś zbawcze siły, które wskażą nam drogę. Sami musimy ją wytyczyć.

- Choroba, potem śmierć męża sprawiły, że w poezji Poświatowskiej mocny jest wątek przemijania. Pan ma 49 lat. Bliskie są Panu takie refleksje?

- Patrzę na Halinę trochę inaczej. Ona nie załamuje się, że ma mało czasu i nie zamienia się w rozpaczającą nad sobą bidulę. Trudne doświadczenia sprawiają, że wzrasta jej apetyt na życie. Wie, że musi jak najwięcej poznawać i zdobywać, bo to ją wzmacnia. I mnie się podoba taka postawa. Oczywiście te moje 49 lat to nie w kij dmuchał, ale bardziej interesuje mnie to, co jeszcze przede mną niż uświadamianie sobie, że zjeżdżam już na saneczkach z górki.

- Skąd bierze Pan tę pozytywną energię?

-Z tego, że robię to, co kocham. Jestem wielkim szczęściarzem, bo moja praca wynika z moich fascynacji, pasji i mojego talentu. Mam wspaniałą publiczność.

- Z wiekiem człowiek woli robić to, co potrafi. A Pan na nowej płycie znów zaskakuje - oprawiając wiersze Poświatowskiej w... elektroniczne bity.

- Bo ja nie jestem stary! Wielu artystów popada w schemat, który jest wygodny nie tylko dla nich, ale też dla publiczności, a nawet krytyków. I cały czas ciupią to samo. To jednak zabija ciekawość siebie samego i świata zewnętrznego. Ja tak nie chcę.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 5. „Borówka czy jagoda?”

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski