Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Jaszczury", czyli legenda

Redakcja
"Jaszczury" - jedna z pierwszych imprez "Śpiewać każdy może"; w pierwszym rzędzie Andrzej Warchał (w środku) i Stanisław Zygmunt (w ciemnym swetrze), za nimi Janusz Grzywacz, Krzysztof Litwin, Antoni Krupa, Leszek Wójtowicz, w trzecim rzędzie Andrzej Zaucha, Zygmunt Konieczny, Jerzy Fedorowicz, Krzysztof Miklaszewski. FOT. Z ARCH. ANDRZEJA GŁUCA
"Jaszczury" - jedna z pierwszych imprez "Śpiewać każdy może"; w pierwszym rzędzie Andrzej Warchał (w środku) i Stanisław Zygmunt (w ciemnym swetrze), za nimi Janusz Grzywacz, Krzysztof Litwin, Antoni Krupa, Leszek Wójtowicz, w trzecim rzędzie Andrzej Zaucha, Zygmunt Konieczny, Jerzy Fedorowicz, Krzysztof Miklaszewski. FOT. Z ARCH. ANDRZEJA GŁUCA
Uchodziły za Hyde Park i miejsce rozpusty (jeden z szefów napisze po latach "umuzykalniony burdel"), otaczała je aura snobizmu i legendy; to były zbyt elitarne (obowiązywały karty wstępu), to nadto otwarte dla rozmaitej bananowej młodzieży.

"Jaszczury" - jedna z pierwszych imprez "Śpiewać każdy może"; w pierwszym rzędzie Andrzej Warchał (w środku) i Stanisław Zygmunt (w ciemnym swetrze), za nimi Janusz Grzywacz, Krzysztof Litwin, Antoni Krupa, Leszek Wójtowicz, w trzecim rzędzie Andrzej Zaucha, Zygmunt Konieczny, Jerzy Fedorowicz, Krzysztof Miklaszewski. FOT. Z ARCH. ANDRZEJA GŁUCA

Pół wieku studenckiego klubu

Niemniej przez co najmniej dwie dekady były jednym z najważniejszych miejsc życia artystycznego i umysłowego Krakowa, zwłaszcza literackiego, jazzowego, publicystycznego. I oto krakowskie "Jaszczury", czyli Klub Pod Jaszczurami, kończą - dziś właśnie - 50 lat.

Powstały na fali popaździernikowej odwilży; jak gdański "Żak", jak "Stodoła" i "Hybrydy" w Warszawie czy wrocławski "Pałacyk". Stanowiły miejsca, w których było więcej wolno, zatem lgnęli do nich artyści wszelkiej maści, rozmaici otwartogłowi i rozdyskutowani studenci, młodzi pracownicy nauki, dziennikarze. Słowem - młoda inteligencja. Zarazem były to miejsca, w których chętnie gościli na spotkaniach politycy, choć nieraz od studenckich polemistów zbierali cięgi niemałe. To w "Jaszczurach" Wiesław Dymny brawurowo zażartował z niegdysiejszego premiera Cyrankiewicza, przyprawiając o trwogę towarzyszącą prominentowi świtę. Ale przede wszystkim kluby studenckie, traktując je en masse, to było miejsce niezliczonej ilości twórczych zdarzeń. I trudno pewnie znaleźć liczącego się artystę - muzyka, piosenkarza, poetę, plastyka, studiującego od końca lat 50. do 80. - który nie miałby wpisanego w biografię jakiegoś studenckiego klubu.

Nie szybko otworzyły "Jaszczury" swe podwoje. Remont miejsca, gdzie wcześniej był bank, potem skład mebli, wreszcie stołówka Politechniki, trwał, jak to w Krakowie, niespiesznie, z kłopotami. Pozostały wspomnienia o wypruwaniu sejfu po przedwojennym banku, o kuciu ścian i o braku pieniędzy - była nawet zbiórka po zakładach pracy, ale nie na wiele się zdała. Jest w tych opowieściach i występ Wiesława Ochmana, wówczas studenta AGH, który śpiewał na stopniach remontowanej jeszcze sali gotyckiej, aż - stało się. Otwarto klub oficjalnie 23 kwietnia 1960 roku - z pompą i występami, m.in. Joanny Rawik, która wcześniej, w nieoddanym jeszcze klubie, świętowała swój ślub.

"Dorobili się krakowscy studenci; przypadł im najbardziej uroczy lokal Krakowa. Klub Pod Jaszczurami otwarty kilka dni temu frapuje pod każdym względem, jest w miarę dostojny, ale tylko w miarę, mianowicie dostojny w murach; reszta jest lekka, nowoczesna, dowcipna i zaskakująca" - pisał w " Życiu Literackim" Olgierd Terlecki. Na obszernym parkiecie, pod gotyckim sklepieniem już w lipcowe soboty i niedziele grał do tańca zespół Andrzeja Kurylewicza. Bo jazz szybko zagościł w tym miejscu, a gdy zostanie zamknięty klub jazzmanów Helikon, właśnie jaszczurowe sale przy Rynku Głównym 8 staną się czołową sceną synkopowanej muzyki; tu będzie grał przez lata Jazz Band Ball Orchestra, co to już liczy 48 lat, tu pojawiali się wszyscy czołowi muzycy z Tomaszem Stańką na czele, tu dał swój ostatni polski koncert Zbigniew Seifert.

To w drugiej połowie lat 70. zawiadujący "Jaszczurami" Paweł Szyguła i Jarosław Janowski jako szef programowy, doprowadzili do tego, że jazz był w poniedziałki, we wtorki (słynne jam sesions) i że to jazzmani grali do tańca w soboty i niedziele. "Jaszczury likwidują dyskotekę" - oto hasło, które elektryzowało bywalców. Na łamach studenckiego pisma "Politechnik" można było przeczytać: "Klub miał złą prasę. Popularnością cieszyły się tylko wieczorki taneczne, przemianowane następnie na dyskoteki, podczas których rej wodzili dobrze urodzeni bananowcy (protoplaści szpanerów), panienki ładne i łatwe nie tylko w nawiązywaniu rozmowy, snobujący się na intelekt i studenckość półświatek Krakowa". I to Szyguła z Janowskim postanowili zmienić. I udało im się, czego dowodem były statuetki "Czerwonej Róży" w ogólnopolskim konkursie na najlepszy klub studencki. Animowali kluby literacki, teatralny, piosenki i Jaszczurową Galerię, powróciły znakomite dyskusje publicystyczne, a Turniej Jednego Wiersza "O Jaszczurowy Laur" znów przyciągał znakomitych młodych poetów.
Zainicjował go Krzysztof Miklaszewski, który odpowiadał za program od października 1966 do maja roku 1968 roku i wyniósł poziom klubu na jakże wysoki pułap. Te "Jaszczurowe Laury" wpisane są w biografie m.in. Juliana Kornhausera, Adama Zagajewskiego, Stanisława Stabry, Jerzego Gizelli, Józefa Barana, Adama Ziemianina, Andrzeja Warzechy, Krzysztofa Lisowskiego... To w tym klubie odbyło się pierwsze spotkanie z publicznością arcyważnej nowofalowej grupy poetyckiej Teraz (Zagajewski, Kornhauser, Stabro, Wit Jaworski, Jerzy Piątkowski, Jerzy Kronhold), którego uczestnikami byli m.in. Kazimierz Wyka, Maria Dłuska, Jan Błoński, Wisława Szymborska, Jerzy Harasymowicz, Ewa Lipska, Tadeusz Nowak.

W drugiej połowie lat 60. były też "Jaszczury" miejscem, w którym rodziła się potęga Teatru STU. To w klubie Krzysztof Jasiński prezentował "Kobietę demona", a potem m.in. legendarne "Spadanie" i "Sennik polski".

Zresztą grup twórczych działających przy Rynku Głównym 8 było jakże wiele. To w "Jaszczurach" na początku 1961 roku powołał Wiesław Dymny, widać mało mu było Piwnicy pod Baranami, kabaret Remiza, do którego zaprosił m.in. aktorów sąsiadującego z klubem i starszego Teatru 38. To w nich działała kilka lat Salamandra Wojciecha Jesionki, i Studencki Teatr Piosenki Hefajstos, w którym śpiewali Nina Repetowska i Leszek Długosz, a muzykę komponował im m.in. Andrzej Zarycki. I działał Kabaret Młodszych Panów, czyli Andrzeja Jaroszewskiego oraz Mariana Wallek-Walewskiego. W późniejszych latach na sławę klubu będą pracować kabaret Protekst i Kwartet Myśliwski Zbigniewa Książka. Na polu fotografii również mają "Jaszczury" swe zasługi; wystarczy przywołać działalność jednego z członków Łodzi Kaliskiej - Adama Rzepeckiego, który prowadził Jaszczurową Galerię Fotografii, czy grupę Twórczą SEM, w której działali m.in. Zbigniew Bzdak i Stanisław Kulawiak.

"Jaszczury" zwłaszcza w ciągu 20 pierwszych lat miały magię i moc przyciągania. Móc wejść do klubu to było coś. A co dopiero w nim występować. Janusz Grzywacz był jeszcze licealistą, gdy został akompaniatorem w teatrze Salamandra, a to dawało wstęp do słynnego klubu. Mieli mu czego zazdrościć koledzy! Marek Michalak do dziś pamięta, jak o mało co nie wybił nosem szyby w klubowym oknie, tak przyciskał się doń, by lepiej zobaczyć estradę i napis na perkusji - JAZZ BAND BALL. Trafi do zespołu po latach...

Tenże klub jest wpisany w życie tysięcy studentów z tamtych dekad. W nim Jerzy Fedorowicz rozpoczął podbój swej żony Elżbiety, zapraszając ją po raz pierwszy do tańca, tam też potem zorganizował poślubną balangę, tu grali do tańca Skaldowie, to miejsce służyło za nocleg bezdomnemu Stefanowi Błaszczyńskiemu, tu Marcin Daniec nosił kolumny głośnikowe i reflektory, by dojść do organizowania spotkań z udziałem czołowych sportowców i artystów... Tu działał także Piotr Bałtroczyk, tu odbijali się do zawodowych lotów jego animatorzy, z których wielu - jak Janusza Cichalewskiego, Tadeusza Pilata czy Pawła Szygułę - rozsiało po świecie.
A propos świata; gdy w lecie 1972 roku otwierano oficjalnie w Jaszczurach Jazz Klub (miał być namiastką zlikwidowanego Helikonu), pojawił się nieoczekiwanie Fidel Castro. Gdy sześć lat później grający tego wieczoru zespół Old Metropolitan Band był na Kubie, na przyjęciu w polskiej ambasadzie spotkał się z kubańskim przywódcą, który skojarzył muzyków, słuchanych wtedy w Krakowie...

W czasach cenzurowanej prasy i reglamentowanego słowa to kluby studenckie stwarzały szansę swobodnej dyskusji. Gdy Pod Jaszczurami ruszył Salon Myśli Politycznej, gorącym i namiętnym dysputom nie było końca. Cykle "Redakcje nad cenzurowanym", "Psychika narodu polskiego", "Kariery godne i niegodne" cieszyły się takim powodzeniem, że bywało, iż szklane drzwi nie wytrzymywały naporu szturmującego je tłumu. Tak stało się, gdy zaproszono Zbigniewa Załuskiego, autora budzącej poważne spory książki "Siedem polskich grzechów głównych"... Z tą wizytą wiąże się też zabawna pomyłka ówczesnego szefa klubu Stefana Ciepłego. Oto gościł w klubie prakseolog, filozof prof. Tadeusz Kotarbiński i zaczął spotkanie od wyjęcia z kieszeni koperty i słów: "Różnie mnie w życiu tytułowano. Nikt wszakże nie nazwał mnie jeszcze szanownym towarzyszem pułkownikiem". Parę tygodni później wspomniany Załuski powitał gremium zdaniem: "Pragnę poinformować słuchaczy, a także autorów miłego listu, który mnie tu sprowadził, że profesorem nie jestem".

Bywali na tych spotkaniach najwięksi politycy, publicyści, pisarze, naukowcy - stąd nieraz mówiło się na klub "uniwersytet otwartych głów". To przy Rynku Głównym w ramach "Dni Leśmianowskich" znakomity wykład o tym poecie wygłosił prof. Kazimierz Wyka. Gośćmi byli filmowcy i ludzie sceny - od Holoubka i Szajny po Wajdę i Kantora. Twórca Cricotu przecenił jednak zdolności percepcyjne słuchaczy; w czwartej godzinie spotkania, z którego już umknęła większość uczestników, organizatorzy wykręcili bezpieczniki prądu... Naukowcy (ekonomiści, socjologowie) czy publicyści wiedzieli, że podczas tego typu spotkań można powiedzieć o wiele więcej, co, bywało, kończyło się i tym, że szefowie klubu musieli się przed władzą tłumaczyć. Niemniej parasol Zrzeszenia Studentów Polskich, a od 1973 roku Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, dawał poczucie względnej swobody. Acz, jak wspomina Miklaszewski, gdy w październiku 1967 roku wygłaszał prelekcję Stefan Kisielewski, obecności przedstawicieli służb specjalnych nie dało się nie zauważyć, co "Kisiel" opatrzył futurologiczną puentą: "Mówiłem o muzyce, a chciałoby się o polityce. Ale wkrótce, chyba, do tego dojdzie!".

Zarazem wiedzieli dobrze goszczący, że spotkanie ze studentami to nie przelewki; redaktorzy pisma "Teatr", zaproszeni w ramach cyklu "Sąd nad prasą polską", poczuli się tak dotknięci przebiegiem spotkania, że opuszczali Kraków pospiesznie nie skorzystawszy z przygotowanego noclegu. Adam Hanuszkiewicz z kolei po nazbyt burzliwym spotkaniu deklarował, że więcej już się tu nie pojawi.
Tak; "Jaszczury" były potęgą. I nawet były plany, by je mocno poszerzyć o piwnice, ciągnące się w stronę Szarej Kamienicy. Były architektoniczne projekty, zabiegi, dyskusje. Ponad pięć lat trwały. Aż wstrzymano budowę. I pozostała pod głównymi salami jedynie mała przestrzeń przed barem i dwie tzw. żyrafy - duża i mała.

A pamiętam, donosiła prasa, że na 15-lecie klubu "przywita on gości w nowych rewelacyjnych pomieszczeniach". Mówiło się o dwunastu. Aliści, jubileusz odbył się - nie licząc koncertu w Filharmonii Krakowskiej - na tej samej powierzchni. Opisywałem obchody w tekście "Bar wzięto". Doszło do tego ok. 2 w nocy - z 90 przygotowanych butelek wódki nie pozostało ani kropli.

I był to bodaj jedyny taki przypadek w dziejach tego klubu, w którym przez lata unosiły się opary wina "Gelala", a Krzysztof Materna pamięta także talerze kieliszków, tzw. dwudziestek piątek, w których jedynie podawano wódkę, co było skutkiem aktywności doktora Marcinkowskiego, krzykliwego w owym czasie działacza antyalkoholowego.

Tak to kiedyś w "Jaszczurach" bywało; tych, do których mi bliżej, do których mam sentyment. Ale skupiłem się na dawnych latach również dlatego, że to one stworzyły polski fenomen klubów studenckich, miejsc, które poszerzały przestrzeń wolności, które pozwalały na twórcze eksperymenty i umożliwiały artystom w miarę nieskrępowane komunikowanie się z odbiorcami.

Od lat kluby - jeśli jeszcze działają - już nie mają ani tej rangi, ani potencjału. Owszem, jest od lat ponownie "Salon myśli politycznej", goszczą w nim politycy, ale przecież obecnie rozmowy z nimi, ostre i bezpardonowe, to już medialna codzienność, podobnie zanikła niegdysiejsza atrakcyjność spotkań z twórcami, bo rozmaite talk show to także powszedniość. No i zmalała przede wszystkim twórcza aktywność środowiska studenckiego.

Ale to już temat na inne rozważania, podobnie, jak pytanie o to, czemu władające obecnie "Jaszczurami" Stowarzyszenie Instytut Sztuki postanowiło to półwiecze przemilczeć...

Pamiętają za to niegdysiejsi bywalcy, klubowi działacze, twórcy. Skrzykują się więc za pomocą internetowej "Naszej klasy", jak i portalu Facebook, dorzucają zdjęcia... Wspominają tych, którzy już po Tamtej Stronie: Andrzeja Jaroszewskiego, Andrzeja Kubę Florka, co to wymyślił Festiwal "Solo Duo Trio", Andrzeja Potoka, który niemal całe życie poświęcił jazzowi i studenckim klubom...

Na szczęście jest kogo i co wspominać. Bo jakkolwiek by patrzeć "Jaszczury" to już głównie legenda.

WACŁAW KRUPIŃSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski