MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jazgot salonu

Redakcja
Poniedziałkowy reportaż Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego doprowadził tzw. salon do wściekłości. Prawie dwugodzinny dokument nakręcony w owych trudnych chwilach polskiej żałoby wywołał na łamach gazety Adama Michnika zajadły atak na jego autorów. I nie ma się czemu dziwić. Wszak "Gazeta Wyborcza" od początku stała w pierwszym szeregu fałszujących życiową drogę i postać Lecha Kaczyńskiego. Wielu bohaterów reportażu doskonale o tym pamiętało, więc bez żadnych zahamowań swój pogląd przedstawiło.

Tomasz Domalewski: KRĘCĄC PRZEŁĄCZNIKIEM TV

Oczywiście film "Solidarni 2010" ma swoje wady. Na przykład, gdy jeden z wypowiadających się bezceremonialnie obarcza winą za wypadek premiera. Każdy zabierający głos na ekranie powinien też być podpisany. Telewidz lubi konkrety, więc oczekuje, że wygłaszana opinia przypisana jest konkretnej osobie, a nie anonimowej. Jednak kto rzeczywiście uczestniczył w tych kolejkach do Prezydenckiego Pałacu, był w tłumie uroczystości pogrzebowej, doskonale wie, że Stankiewicz i Pospieszalski niczego nie koloryzowali ani niczym nie kręcili. Takie zdania, najczęściej o wcześniejszych manipulacjach "Wyborczej", TVN na temat prezydenckiej pary, słychać było zewsząd. Głośno i wyraźnie.

Powszechnie podkreślano teraz, że nagle, po wypadku, znalazły się ujęcia Lecha Kaczyńskiego pełne ciepła, zatroskania o najważniejsze sprawy państwa. Wreszcie dopuszczono do głosu osoby - jak choćby prof. Michała Kleibera - które mówiły o wielkich cnotach i zaletach Zmarłego Prezydenta. Jego znajomości literatury, historii, życiorysów największych polityków świata. Jak się okazało, nieraz zadziwiał przywódców innych państw swą erudycją, dowcipem, ale nade wszystko nie do opisania troską o los Polski. Czy kiedykolwiek wcześniej podobne opinie docierały do widzów i czytelników? Nigdy. Natomiast, gdy tylko jakaś zagraniczna gadzinówka ułożyła jakieś paskudztwa lub ryciny wręcz ubliżające Lechowi Kaczyńskiemu, powtarzano to wszystko w naszych mediach czym prędzej i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Czy więc można się dziwić ludziom, że nareszcie mogli to wykrzyczeć?

A czy ktoś powtórzył w Polsce opinie niektórych przywódców Zachodu, że dopiero prezydent Kaczyński otworzył im oczy na temat prawdy o Gruzji i zapędach Rosji? Czy ktoś pochwalił, że to polski prezydent jako pierwszy nawoływał Unię do działań zapewniających Europie energetyczne bezpieczeństwo?

Wstyd. Trudno się jednak dziwić pismakom, jeśli najważniejsi politycy w kraju układają takie hasła: teraz na kaczki nastał okres ochronny, ale wkrótce się skończy. Albo - jaka wizyta, taki zamach. Strzelał z 30 metrów i nie trafił? (To Komorowski). Autor tych słów nie musiałby się silić na tak mizerne dowcipy, gdyby trafił. A co wygadywał Sikorski. Polski minister spraw zagranicznych mówił o swym prezydencie jak Niesiołowski. Czyli jak cham.

Zatem zamiast rzucać się z toporkiem na autorów "Solidarnych 2010", lepiej spójrzcie panowie w lustro. Jeśli nie jest wam niedobrze, nic już was pewnie nie ruszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski