Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

J***ć biedę, czyli jak w Łodzi ekwiwalent reklamowy zastąpił rozsądek i empatię

Marcin Darda
Marcin Darda
Rafał Pacześ jest ulubieńcem prezydent Hanny Zdanowskiej
Rafał Pacześ jest ulubieńcem prezydent Hanny Zdanowskiej Marzena Bugala-Azarko / Polska Press
O Karcie Łodzianina mieli się dowiedzieć mieszkańcy Łodzi. Tymczasem wie i szydzi z niej pół Polski, a to za sprawą promocji Karty przy pomocy sloganu „J***ć biedę”. Stylistyki tej reklamy nie akceptuje prezydent Łodzi Hanna Zdanowska, a mimo to klip reklamowy wycofany nie będzie. To zaś rodzi naturalne pytanie, czy prezydent ma jeszcze w ogóle coś do powiedzenia w urzędzie, którego jest szefową.

Kartę Łodzianina zareklamował komik i standuper Rafał Pacześ. Klip reklamowy jest krótki i konkretny: komik kupuje bilet do jednej z miejskich instytucji z rabatem, który daje posiadanie Karty i zadowolony kwituje go krótkim i dosadnym: „J***ć biedę”. Film umieszczono na oficjalnym profilu Łodzi na Facebooku. Profil ów uznawany jest przez branżę za najlepszy w Polsce m.in. poprzez gigantyczne - jak na profil miasta - zasięgi internetowe, które mają się przekładać na promocję. Tyle że tym razem urzędnicy wypracowali raczej gigantyczny zasięg kompromitacji, głupoty, braku empatii i pochwały wulgaryzmów, nie po raz pierwszy zresztą.

To, że klip spotkał się z oburzeniem wielu łodzian, tych obecnych w życiu publicznym, i tych szerzej niekojarzonych, dziwne nie jest, nie dziwi nawet to, że zdegustowana jest nawet część polityków związanych z obozem władzy w Łodzi, czyli Platformą, Nowoczesną i SLD. A nie chodzi tylko o wulgaryzm. Reklama rozeszła się po całej Polsce, a w Polsce Łódź wciąż wielu kojarzy się właśnie z biedą, zatem hasło „j***ć biedę” dla nich w istocie oznacza „j***ć Łódź”. Ktoś nawet uznał, że to jak hailowanie w Auschwitz. Może porównanie za mocne, ale pokazujące poziom emocji.

Co gorsze, na Łódź w kontekście tej reklamy uwagę zwrócił nawet plotkarski portal pudelek.pl, z którego wiedzę na temat świata czerpie bardzo wielu Polaków. Pudelek stać było na celną uwagę:

„Trudno powiedzieć, co po emisji spotu cieszy się gorszym wizerunkiem: „komik” czy Bogu ducha winna aglomeracja”.

Rafał Pacześ, czyli „popularny celebryta”

Jakby tego było mało, puenta spotu jest kompletnie niezrozumiała na płaszczyźnie czysto komunikacyjnej, użyto jej bez sensu. Sens, jak tłumaczy Łukasz Goss, szef Biura Promocji i Nowych Mediów Urzędu Miasta Łodzi, miał leżeć w tym, że Pacześ wychował się na Starym Polesiu, wie co to bieda, wyszedł z niej i życzy tego każdemu, nikogo nie obraża, natomiast „j***ć biedę” to jego pieczątka, znak rozpoznawczy satyrycznych programów.

- Jego zaangażowanie w kampanię promującą Kartę Łodzianina miało pokazać, że nawet tak popularny celebryta chętnie korzysta z dużych rabatów oferowanych przez Kartę Łodzianina - mówi Goss.

Problem, niestety, leży w tym, że nie wszyscy, także w Łodzi, wiedzą, kto to jest ten Pacześ, a już na pewno, jakim hasłem puentuje swoje skecze. To nie jest marka pokroju Bogusława Lindy, który jak powie „Łódź to miasto upadłe, miasto meneli”, nikt nie musi sprawdzać, kto to zacz Linda. Problem leży właśnie w tym, że Pacześ, niczego mu nie ujmując, najbardziej rozpoznawalny jest chyba w Urzędzie Miasta Łodzi, bo na pewno nie w Łodzi.

Ulubiony urzędnik i ulubiony artysta pani prezydent

Po emisji spotu radni PiS, ale nie tylko oni, domagali się to usunięcia klipu z profilu miasta, niektórzy też ukarania Gossa. Wśród radnych, i znów nie tylko PiS, dyrektor Goss uchodzi za aroganta i megalomana, nawet radny Władysław Skwarka, jakby nie patrzeć człowiek spokojny i koalicjant Hanny Zdanowskiej, domagał się ukarania Gossa za chroniczny brak przygotowania podczas spotkań komisji, czego skutkiem pytania mu zadawane bywają często bez odpowiedzi, a przecież jest wynagradzany z pieniędzy podatników.

Goss jest jednak jednym z ulubionych urzędników Zdanowskiej, a jeśli nie jej, to dwóch jej najbliższych doradców: Tomasza Piotrowskiego i Wojciecha Rosickiego. Ukaranie Gossa za ten spot byłoby policzkiem dla nich obu i w jakimś sensie także dla Paczesia. Bo Rafał Pacześ to jeden z najbardziej cenionych przez Hannę Zdanowską artystów. Wystąpiła z nim podczas Wielkiego Roastu Łodzi przed blisko dwoma laty, którego bohaterem miała być Łódź, ale była też Zdanowska. Padły tam m.in. żarty w stylu „Zdanowska jest jak Łódź: Dużo wysiłku, żeby ładnie wyglądała, ale trochę się sypie” czy też „Łódź ma długi nawet w banku spermy”.

Na swoich oficjalnych, prezydenckich profilach w social mediach Zdanowska promowała też książkę Paczesia, poza tym komik robi interesy z miastem. Roast kosztował ponad pół miliona złotych z pieniędzy podatników, ale urzędnicy uznali wydarzenie za wielki sukces, bo przyszło 12 tys. ludzi. Z kolei w kamienicy Dawida Senderowicza z 1898 roku Pacześ otworzył restaurację. Jest to lokal należący do zasobu miasta. Umowę na wynajem lokalu podpisano przed blisko dwoma laty. Pacześ wygrał konkurs ofert na wysokość czynszu, zaproponował 25,70 zł (netto) za metr kwadratowy i wygrał przetarg, do którego, nawiasem mówiąc, zgłosił się jako jedyny oferent.

Czy prezydent Zdanowska jeszcze rządzi Łodzią?

Niestety, emisja klipu, który nie zostanie wycofany, unaoczniła kolejny i najważniejszy chyba dziś problem urzędu prezydenta. Otóż Hanna Zdanowska klipem - przynajmniej oficjalnie - jest zniesmaczona, stwierdziła, że są „pewne granice, których przekraczać nie można”, i „nie ze wszystkim, co pojawia się na profilu Łodzi, się zgadza”. Bardzo ładnie to świadczy o prezydent Łodzi, tyle tylko, że na gorącego orędownika treści reklamy wygląda Wojciech Rosicki, sekretarz miasta, którego Zdanowska sama określiła mianem „superwiceprezydenta”. Rosicki w dyskusji na Facebooku stwierdził:

„Biorę na siebie odpowiedzialność za wszystkie działania promocyjne Miasta, są rzeczy mniej lub bardziej kontrowersyjne, ale prawda jest taka że 3/4 odbiorców zrozumiało co Pacześ miał na myśli, a tylko 1/4 miała z tym problem”.

Rosicki i Goss bronią się argumentami o wielu pozytywnych komentarzach, tyle że dyskusja zabrnęła w wątek wulgaryzmów, a nie problemu biedy. Tymczasem sekretarz miasta to z wykształcenia socjolog, który powinien znać problem stref biedy w Łodzi, jak i problem jej dziedziczenia, a jako urzędnik winien się orientować, że w nie tak znowu wielkiej odległości od urzędu, w którym pracuje, mieszkają ludzie bez bieżącej wody w mieszkaniach i bez własnej ubikacji. No i najważniejsze: skoro klip wycofany nie został i w ogóle nie ma takich planów, to jest pytanie, czy prezydent Zdanowska rządzi jeszcze Łodzią i urzędem, czy też jest tylko paprotką, podlewaną przez „superwiceprezydenta” i ekipę od PR, by budować wizerunek silnej, zdecydowanej prezydent na kolejne wybory. Ta, z pozoru tylko mało ważna afera z klipem, pokazuje, że Zdanowska silna nie jest, a wygląda na zakładnika jakiegoś układu, który wydostał się jej spod kontroli. Ogon merda psem.

Liczą się zasięgi i ekwiwalent reklamowy

Wygląda zatem na to, że Urzędem Miasta Łodzi włada w tej chwili znany już od dłuższego czasu bożek, którym są głębokie zasięgi internetowe i ekwiwalent reklamowy. Biuro Promocji i Nowych Mediów oraz Biuro Rzecznika Prasowego to już prawie trzydzieści osób, co mówi dużo o faktycznych priorytetach UMŁ. W reklamowaniu zwierzęcych penisów z okazji walentynek nie było istotne to, że śmieje się z Łodzi pół kraju, a to, że ekwiwalent reklamowy wystawy walentynkowej w łódzkim ZOO wyniósł 180 tys. zł. Co to znaczy? Że tyle trzeba byłoby wydać, gdyby dziennikarze mediów lokalnych i ogólnokrajowych o wystawie penisów nie napisali w ramach swoich obowiązków.

Reklama z Cezarym Pazurą, który poślizgnąwszy się przy wyjściu z dworca Łódź Kaliska w filmie „Ajlawju” rzuca siarczystym i bezradnym „Łódź, k..wa...”, a w klipie z nowym Dworcem Fabrycznym tę „k..wę” wypowiada już z zachwytem, też niby odniosła sukces. Ale i wielu odstręczyła, bo uważają, że urząd to służba, powaga i prestiż, a ekwiwalent reklamowy nie powinien mieć z tym nic wspólnego.

Ostatnio z magistratu dochodzą wieści, że spece od PR zachwyceni byli nawet informacją o zdemolowaniu trybun stadionu ŁKS przed derbami z Widzewem, bo o Łodzi znów się mówiło w całej Polsce, bo to ekwiwalent reklamowy i tak dalej. Czyli coś w stylu „j***ć stadion, ważne żeby mówili”.

I nie jest to podobno tylko anegdota. Skoro tak, to może w ogóle „j***ć Łódź”, bo od ekwiwalentów reklamowych biedy w Łodzi nie ubędzie, a efekt stylu promocji świadczy nie o urzędnikach, tylko o wizerunku miasta i jego mieszkańców. Ale to już refleksja zbyt odległa od mentalności miejskich speców od wizerunku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: J***ć biedę, czyli jak w Łodzi ekwiwalent reklamowy zastąpił rozsądek i empatię - Dziennik Łódzki

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski