Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jechaliśmy na wschód, myśląc: Wiozą nas do Rosji...

Włodzimierz Knap
Mieczysław Gil twierdzi, iż w grudniu 1981 roku przeczuwał, że władza sięgnie po rozwiązanie siłowe
Mieczysław Gil twierdzi, iż w grudniu 1981 roku przeczuwał, że władza sięgnie po rozwiązanie siłowe Andrzej Banaś
Stan wojenny. 33 lata temu junta gen. Jaruzelskiego wprowadziła stan wojenny. Wspominają krakowscy internowani

Zdecydowana większość Polaków została zaskoczona wprowadzeniem stanu wojennego. Do wyjątków należał m.in. Mieczysław Gil, wtedy przewodniczący "Solidarności" w Hucie im. Lenina, obecnie senator PiS. Twierdzi, iż w grudniu 1981 r. przeczuwał, że władza sięgnie po rozwiązanie siłowe. - Widziałem, że reżim raz po raz prowokuje, szuka pretekstu. Tymi obawami dzieliłem się z innymi - zapewnia po latach.

Zaskoczenie
- Kisiło się, sytuacja wydawała mi się patowa. Rozwiązanie siłowe uważałem wówczas za nierealne - przyznaje prof. Jacek Baluch, wybitny znawca literatury czeskiej, w okresie tzw. I "Solidarności" członek prezydium związku na UJ. Krótko przed stanem wojennym wyjechał do Pragi z literaturą drugoobiegową.

- W niedzielę, 13 grudnia 1981 r., goniłem z miejsca na miejsce. Dopiero około godziny 18 teściowa jednego z moich przyjaciół powiedziała mi, że coś się w Polsce dzieje, bo w telewizji o tym mówią - wspomina prof. Baluch, ambasador RP w Pradze w latach 1990-1995.

Józefa Lassotę, dziś posła PO, 33 lata temu inżyniera mechanika w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Przemysłu Budowy Urządzeń Chemicznych CeBeA i równocześnie sekretarza Komitetu Zakładowego "S", stan wojenny został w rodzinnych stronach, na Rzeszowszczyźnie.

- Nie spodziewałem się żadnej siłowej interwencji - przyznaje Lassota. Pobyt w rodzinnym domu spowodował, że w nocy z 12 na 13 grudnia milicja nie zastała go w krakowskim mieszkaniu . Do Krakowa wrócił w poniedziałek rano. W swoim zakładzie współorganizował strajk.

- Trwał dwa dni. Gdy w nocy z wtorku na środę położyłem się, ktoś zastukał w drzwi, a gdy otworzyłem, zobaczyłem dwóch milicjantów - opowiada Lassota. - Ustawiono nas na korytarzu. Naprzeciw stanęli milicjanci z kałasznikowami. Przewiezieni zostaliśmy na Mogilską, gdzie wpakowano nas do klatek, kazano się rozebrać do naga. Dopiero potem trafiliśmy do cel.

Następnego dnia internowanych, w tym Lassotę, powsadzano do "suk". - Komuś udało się podpatrzeć, że jedziemy na wschód. Ktoś inny powiedział, że pewnie wywożą nas do Rosji - wspomina Józef Lassota. - Dość szybko jednak zatrzymaliśmy się. Wysadzono nas i wtedy zobaczyłem cudowny widok. Była noc, śnieg skrzył się, a w oddali rysowała się piękna budowla. Byliśmy w Nowym Wiśniczu, w obozie internowania.

W ukryciu
Pobyt poza domem ocalił wtedy także od internowania Lecha Dziewulskiego, plastyka, w okresie I "S" pracownika Sekcji Kultury małopolskiej "S". Był wówczas w Warszawie na Kongresie Kultury Polskiej. - Projekcja filmu "Ręce do góry" Jerzego Skolimowskiego skończyła się już po północy. Szliśmy w grupie, w której był m.in. krakowski fotografik Stanisław Markowski, z Pałacu Kultury do hotelu.

Rozmawialiśmy o filmie, a tym czasie minęło nas kilka wozów opancerzonych. Pomyślałem, że komuniści znowu chcą nas zastraszyć, stroszą pióra, a w gruncie rzeczy są tacy śmieszni. Nawet przez głowę nie przyszło mi, że zaczął się stan wojenny - relacjonuje Lech Dziewulski.

Położył się do łóżka. Nagle usłyszał pukanie. To była obsługa hotelowa. Wyszedł z pokoju. "Hotel jest zamknięty, ale dobijają się do wejścia. Musicie stąd znikać. Od tyłu będzie nasza taksówka, tylko szybko" - mówił chłopak z obsługi hotelu.
Dziewulski zabrał dwie ciężkie torby.

Trafił do znajomych. Tam postanowił, że wraca do Krakowa. W wagonie pociągu połowa ludzi była w mundurach, z teczkami na łańcuszkach, z uzbrojoną obstawą, drugą stanowili opozycjoniści wracający z Kongresu Kultury Polskiej. - Na zroszonych szybach szkicowaliśmy m.in. symbol Polski Walczącej czy literę V z flagą - wspomina.
Po przyjeździe do Krakowa Lech Dziewulski ukrywał się najpierw w różnych mieszkaniach. Po pewnym czasie wrócił jednak do domu. W maju 1982 roku został zatrzymany i internowany. Wyszedł dopiero jesienią 1982 roku, jako jeden z ostatnich internowanych. Ma za sobą trzy obozy: Załęże, Kielce i Łupków.

- Należałem do ludzi, którzy chętnie posiedzieliby sobie czasami w odosobnieniu. Taką mam konstrukcję psychiczną, choć, paradoksalnie, w obozach pełniłem rolę psychoterapeuty - opowiada Dziewulski. Podkreśla, że internowani mieli poczucie wspólnego celu, a najgorsza była bezsilność w przypadku, gdyby coś ważnego się działo.

- W czasie internowania zrozumiałem, w jaki sposób kształtują się kadry wszelkich rewolucji. W takich miejscach jest czas na przemyślenia, dyskusje, wymianę myśli, opracowywanie sposobów działania - mówi.

Zielona WRON-a
Jacek Baluch wrócił z Pragi do Krakowa 15 grudnia 1981 r. Poza nim w pociągu jechało nie więcej niż 5-7 osób. Od razu poszedł na UJ. Przez pierwsze dni stanu wojennego uniwersytet był jednym z najważniejszych miejsc dla całej "S". Tam odbywały się dyskusje, spierano się, ale też drukowano ulotki. Prawnicy pisali analizy mówiące, że stan wojenny jest bezprawny.

- To się skończyło, gdy do rektora UJ, prof. Józefa Gierowskiego, przyszli panowie z SB. Sami wiedzieliśmy, że musimy z uniwersytetu odejść, by go nie narażać - twierdzi prof. Baluch. I przyznaje, że UJ był łagodnie potraktowany przez władze komunistyczne. - To zasługa w dużej mierze prof. Gierowskiego, żołnierza AK, ale też wspaniałego człowieka i rektora - podkreśla. Z UJ do obozów internowania trafiło tylko dwóch pracowników naukowych, obaj zresztą z Instytutu Filologii Słowiańskiej: Julian Kornhauser, bardziej znany jako poeta, oraz Jacek Baluch.

- Zostałem wezwany na przesłuchanie na 30 grudnia na Mogilską - opowiada bohemista. Trzeba przypomnieć, że w czasie I "S" był autorem kilkustronicowej ulotki, będącej instrukcją zakładania związków zawodowych w innych "bratnich krajach". Prof. Baluch ulotkę napisał i przetłumaczył na język czeski (ktoś inny na rosyjski). - Sprawa była poważna, bo komuniści mogli postawić mi zarzut działania przeciw państwu, konstytucji, sojuszom, Związkowi Sowieckiemu - mówi.

Na Mogilskiej był przesłuchiwany przez 6 godzin, po czym powiedziano mu, że jest zatrzymany na 48 godz. Następnego dnia znowu sześciogodzinne przesłuchanie. - Zakończyło się oznajmieniem, że jestem internowany - wspomina prof. Baluch. Cztery kolejne dni spędził w celi na Mogilskiej.

Potem przewieziono go do więzienia w Załężu. - Więzienie jak więzienie. W celi trzy dwupiętrowe łóżka, ale zwykle w jednym pomieszczeniu było nas 2-3 internowanych. Jak na PRL-owski kryminał warunki były nie najgorsze: w każdej celi umywalka, klozet, ale woda była tylko zimna i to strasznie, bo z ujęcia głębinowego - opowiada. Prof. Baluch w celi razem z Krzysztofem Bryniarskim i Bogdanem Klichem ułożyli piosenkę "Zielona WRON-a".

W okresie stanu wojennego piosenka ta była często śpiewana, w tym przez internowanych, bo miała rytm i wpadała w ucho. Zresztą prof. Baluch przyznaje: - Sporo poważnych dzieł napisałem, lecz żadne nie cieszyło się taką popularnością jak "Zielona WRON-a". W obozie przetłumaczył także opowiadania Jarosława Haszka, które wyszły jako książka pod tytułem: "Historia Partii Umiarkowanego Postępu (w Granicach Prawa)".

Ethos starego więźnia
W Załężu siedzieli m.in. Jan Rokita, Konstanty Miodowicz, Bogdan Klich, studenci z UJ, AGH, znani krakowscy KPN-owcy. - Byli też starzy więźniowie, którzy walczyli w AK, przeszli przez stalinowskie więzienia, jak Mieczysław Majdzik. On ochrzaniał młodych więźniów politycznych, gdy przeklinali. Uważał, że internowani powinni wyróżniać się nienaganną postawą, pod każdym względem - wspomina prof. Baluch.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski